"Pacjentkę..." zaczęłam wieczorem w jeden dzień i skończyłam wieczorem w drugi. Po kilku stronach obiecałam sobie: "muszę ją sobie wydzielić i przekładać inną książką!". O tak! Dobrze myślicie na obiecankach się skończyło... Nie będę Wam przytaczać przykładów medycznych jakie się w tej pozycji przewinęły, bo szkoda niszczyć niespodzianki. W każdym razie całość to historia młodego, 27-letniego lekarza, który chorej na raka pacjentce ( właśnie tej tytułowej z sali numer 7 ) umila w raz z kolegami i koleżankami czas w oczekiwaniu na syna, opowiadając różne sytuacje z ich dyżuru. Jedne doprowadzają do łez śmiechu i gwałtownego jego wybuchu, inne przygnębiają, ale całość ma niesamowitą energię. Pod czas czytania człowiek odruchowo ma ochotę walczyć z chorobą, przeciwnościami losu i na przekór wszystkiego uśmiecha się do innych i do siebie.
Sięgając po tą książkę nie miałam oczekiwań, nie wiedziałam co tam znajdę. Gdy zaczęłam ją "łykać" wiedziałam już, że to był jeden z najlepszych wyborów tytułów jaki mogłam sobie zażyczyć! Kochani ta książka jest dla każdego: młodego, starego, kobiety i mężczyzny, osoby optymistycznej jak i pesymistycznej. Po prostu coś wspaniałego dla duszy i ciała. A niespodziewane zakończenie historii pacjentki z sali numer 7 naprawdę zaskakuje!
<Ocena: 10/10>
Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Amber
Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Amber
Oj dla mnie teraz na pewno nie jest ta książka, za dużo medycznych klimatów, teraz mam za dużo tego wokół siebie i nie byłabym w stanie jeszcze o tym czytać. Natomiast podoba mi się jak barwnie napisałaś wstęp do tej recenzji, bardzo, bardzo udana :) Nie bierzesz się sama za napisanie czegoś swojego?:)
OdpowiedzUsuńDruidko dziękuję za komplement. Czasami mnie ponosi ;) A co do pisania czegoś swojego... Mam na koncie jedno prywatne opowiadanie łączące romans z dramatem. Liczy sobie kilkanaście stron, ale jest moje i zna je tylko mój przyjaciel, przyjaciółka i mama :P
UsuńTo i tak dobrze, ja zaczynam ciągle coś i nie kończę to moja zmora ;) No i jeszcze bardzo obawiam się pokazywania tego co napisałam. O! kiedyś napisałam jedno opowiadanie na konkurs, jeżeli jesteś zainteresowana straceniem z 15min na jego przeczytanie to może kiedyś wrzucę na bloga, jak to odnajdę w tym swoim komputerowym bajzelu.
OdpowiedzUsuńPo takiej recenzji naprawde mam ochotę na przeczytanie tej książki. Właśnie takich ksiażkowych klimatow szukałam ;))
OdpowiedzUsuńJeśli coś zapraszam do kontaktu. Mam tę książkę na sprzedaż :) Jest rewelacyjna, na prawdę :)
Usuń