niedziela, 13 października 2019

Françoise Bourdin - "Ogród Lorenza"

Tytuł: Ogród Lorenza
Autor: 
Françoise Bourdin
Stron: 320
Gatunek: dramat, literatura kobieca, literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans, romans współczesny
Wydawnictwo: Dragon

ISBN: 
978-83-817-2093-9

Jeśli miałabym krótko podsumować co skłoniło mnie do przeczytania tej książki to powiem tak - miłość do zwierząt. Mając powieść o losach weterynarza, z moimi ulubieńcami (tym razem w formie dzikiej) w tle nie mogłam sie długo zastanawiać. Françoise Bourdin nie była mi znana wogóle choć ma na swoim koncie kilkadziesiąt książek i to o dziwo niektóre wydane w Polsce. Co ciekawe autorka zaczęła pisać w wieku 16 lat, a już 4 lata później wydała swoją pierwszą powieść. Wiele z jej utworów doczekało się adaptacji filmowych. U nas jako pierwsze nakładem wydawnictwa Świat Książki w 2005 roku ukazały się "Sekrety Clary" oraz "Potomkowie Clary".

Lorenzo to młody, ale niezwykle ambitny weterynarz, który po swoim włoskim dziadku dziedziczy jak by się wydawało nic niewarte tereny. Chłopak jest jednak uparty i ma swoją wizję co chce robić. Szukając sponsorów udaje mu się stworzyć coraz lepiej prosperujący ogród zoologiczny, ale jakże inny od tych spotykanych na naszych drogach. Lorenzo dba by przebywające u niego zwierzęta miały warunku jak najbardziej zbliżone do tych naturalnych. 
Niestety to wszystko wiele kosztuje, a Lorenzo tak naprawdę prócz siebie chętnego do pracy przez cała dobę oraz ogromnej wiedzy ma nie wiele. Jakby tego mało ojczym od małego próbuje go zgnieść jak jakiegoś robaka. Nie wierzy w żadne jego sukcesy, poniża, wychwala trójkę swoich dzieci, a Laurent (bo tak go nazywa tylko po to by "wyplenić" wszystko, co ma związek z Włochami gdyż sam jest francuzem) jest solą w jego oku. Nie może przeboleć tego, że chłopak wciąż przypomina jego żonie o jej pierwszym mężu przez co on czuje się gorszy. By to uczucie było jak najmniej odczuwane wyżywa się na Lorenzu. Ten jest jednak do tego przyzwyczajony i stara sie w ogóle na to nie reagować. Problemy zaczynają się w momencie, gdy pozostała dorosła już trójka zaczyna stawać w jego obronie i po jego stronie.
Wydawałoby się, że to już i tak sporo jak na młodego mężczyznę, a jednak los postanawia rzucić mu pod nogi kolejne kłody. W jego parku zjawia się Julia jego dawna miłość, o której do dziś nie zapomniał i często o niej myśli co powoduje, że wciąż jest kawalerem. Mimo uczuć przyjmuje dziewczynę, która bardzo szybko angażuje się w projekt Lorenza. Robi wszystko by nie narzucać się kobiecie, ale miłość wraca ze zdwojoną siłą. 

Czy odzyska swoją ukochaną, którą stracił wiele lat temu? Czy w sercu Julii jest jeszcze miejsce dla mężczyzny, który opuścił ją wtedy gdy najbardziej tego potrzebowała? 

Muszę przyznać, że książkę czytało mi się niezwykle lekko i przyjemnie. To, co mi się spodobało to, że miałam tu bohaterów, których pokochałam i których znienawidziłam co przyznam rzadko się ostatnio zdarza i bardzo mi tego brakuje. Uczucia, jakie mi towarzyszyło ta na przemienna złość na ojczyma Lorenza oraz do kobiety imieniem Cecylii i sympatia do weterynarza, jak i Julii. Podobało mi się zmiana narracji tak, że każdy bohater mówił za siebie. Końcówka zostawiła niedosyt i liczę na kontynuację losów Lorenza, Julii oraz reszty, a przedewszystkim ciekawość jak dalej będzie prosperować i rozwijać się ogród! Zachęcam dziewczyny, jak i kobiety do lektury. Dla mnie powieść warta uwagi!

<Ocena: 8/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję  Wydawnictwo Dragon

wtorek, 8 października 2019

Oskar Eden - "Kwaśne pomarańcze"

Tytuł: Kwaśne pomarańcze
Autor: Oskar Eden
Stron: 342
Gatunek: literatura piękna, literatura polska, autobiografia, pamiętnik, dziennik, beletrystyka, zbiór opowiadań
Wydawnictwo: Poligraf
ISBN: 978-83-815-9071-6

Czasami nie wiem jak wyrazić wdzięczność osobom, które moją uwagę przykuwają do książek, na które normalnie bym nie spojrzała. Lubię wychodzić poza własne ramy czytelnicze, ale robię to w bezpiecznych granicach i tylko wtedy gdy wiem, że mam ochotę na coś innego. "Kwaśne pomarańcze" to jedna z tych pozycji, o której istnieniu nie miałam nawet pojęcia. Teraz wiem, że gdyby nie autor to dalej żyłabym w nieświadomości jak bardzo cenną literaturę proponują mi moi rodacy. Dzięki panu Oskarowi nie tylko sięgnęłam po coś spoza codziennych zainteresowań, ale dodatkowo jest to pozycja polska, które swoja drogą też często zaniedbywałam, bo wolę książki obcych autorów.

Jak wspomniał autor tytułowe "Kwaśne pomarańcze" to symbolika. Spytacie zatem: czego? - ludzkiego losu. Tego, który nie zawsze jest słodki, dobry i przyjemny. To niejednokrotnie naszpikowany gorzkimi, kwaśnymi i niesmacznymi momentami byt. Niektórzy ludzie w swoim życiu tych niedobrych mają aż nadto, a inni przeżyją zupełnie obok nich. Jednak patrząc na własne wiem, że to właśnie one ukształtowały to, jaka jestem. 

Oskar Eden poprzez "Kwaśne pomarańcze" ukazuje nam różne historie z życia - od czasu dzieciństwa do dorosłości i dojrzałości. Cała książka jest jak nasza codzienność tylko ubrana w słowa i to nie jakieś poetyckie, a zwykłe - trafiające do każdego. To urywki, zlepki i streszczenia życia niejednego z nas. 

Kiedy sięgałam po tę pozycję ucieszyłam się, że jest to zbiór opowiadań, bo można będzie czytać je wszędzie be z obawy, że zgubi się wątek. Nawet przed snem - przeczytam jedno opowiadanie i idę spać. Jakieś było moje zdziwienie, gdy nie umiałam się do własnych planów dostosować! Czemu? Bo chciałam jeszcze jedno opowiadanie i jeszcze kilka stron itp. Niektóre były tak napisane, że gdzieś w sercu był żal, że nie ma ciągu dalszego, że to już koniec. Na szczęście kolejne nie było gorsze, więc dalej czytałam z zapartym tchem. To takie niesamowite. że człowiek wciągnął się w te historie ot tak już na początku, już od pierwszych stron. 

Niebanalna, wciągająca i z poczuciem humoru tam, gdzie potrzeba to tak w skrócie. Pozycja jest poprostu ludzka i nadaje się dla każdego kto chce normalności i codzienności w wydaniu książkowym. "Kwaśne pomarańcze" dają nam możliwość pomyśleć nad ludzkim losem tak nad czyimś, jak i nad swoim. Trzeba jednak zaznaczyć, że to nie jest pozycja gdzie akcja toczy się na wysokich obrotach, dynamika wbija nas w fotel, a zza ściany czyha bóg wie kto i bóg wie gdzie. Nie! To pozycja dla uspokojenia, przemyślenia i relaksu, ale takiego na wyższym poziomie. Ciekawa jestem czy autor zdecyduje się napisać coś jeszcze, bo jeśli tak to niech wie, że jako czytelniczka już czekam!

<Ocena: 9/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję autorowi - Oskar Eden - "Kwaśne pomarańcze"

poniedziałek, 7 października 2019

Mary Roach - "Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków"

Tytuł: Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków
Autor: Mary Roach
Stron: 296
Gatunek: literatura popularnonaukowa, literatura naukowa, medycyna, literatura dokumentalna, literatura faktu,
Wydawnictwo: Znak Literanova
ISBN: 978-83-240-4851-9

Osoby, które mnie znają dobrze wiedzą, że w zasadzie nie czytam książek więcej niż jeden raz. Nie potrafię znanej już treści "odkrywać" ponownie. A jednak raz na jakiś czas trafiają się pozycje, które zdarzy mi się odświeżyć po jakimś czasie. Jedną z takich lektur jest "Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków" Mary Roach. To, co u mnie charakterystyczne to poczucie humoru, a dokładniej uwielbiany przeze mnie czarny humor i dystans do wielu rzeczy. Takie podejście powoduje, że Mary jest dla mnie idealną autorką. 

Czy zastanawialiście się kiedykolwiek co z waszym ciałem dzieje się po śmierci? Pewnie niejednokrotnie. Większość widzi to w następujący sposób: umieramy, idziemy do trumny, grzebią nas i po jakimś czasie zjadają nas robaczki, reszta się rozkłada, rozpuszcza, kruszy. Druga opcja to kremacja czyli poddajemy się spaleniu. 
Ale czy pomyśleliście kiedykolwiek o tym by oddać swe ciało na rzecz nauki? No bo skoro można po śmierci oddać narządy do przeszczepów to, czemu nie ciało dla studentów by mogli zwiększać swą wiedzę inaczej niż na komputerach? Naukowcom do badań czy wszelkiego rodzaju firmom do testów? Czy naprawdę aż tak bardzo zależy nam by po śmierci być całym, idealnym, bez jednego szewka, siniaka czy strupka? Czy to robi różnicę ziemi, która nas przysypie lub ogniowi, który nas strawi? Wątpię.

Jestem osobą, która od dawna zastanawia się co ze sobą zrobić. Nie mogę oddać swych narządów do przeszczepu co bardzo mnie uwiera, ale donacja zwłok dla akademii medycznej dla studentów to dla mnie idealny pomysł, który bardzo chcę zrealizować i liczę, że do tego dojdzie jeśli nie doczepi się mnie coś co by mnie zdyskwalifikowało czyli np. choroby zakaźne tj. Aids, HIV czy żółtaczka. 

Mary Roach posuwa się jednak dalej niż do powyższych przykładów. Wyrusza śladami ciał by pokazać nam to osobliwe życie nieboszczyków. Tytuł pewnie zaciekawił niejedną osobę no bo jak martwa osoba może żyć i to w osobliwy sposób. Okazuje się, że może i powinieneś/powinnaś być jej wdzięczny/-a! 

To, że dziś jadąc autem czujesz się bezpiecznie może być zasługą właśnie osoby, która swoje ciało przekazał tym, którzy zrobią wszystko by podczas wypadku zostało wyrządzone jak najmniej szkód na ciele człowieka. Co prawda taki "pacjent" się nie poskarży co go boli czy gdzie został ranny, ale od tego są medycy, którzy znając anatomię są w stanie określić gdzie i w jaki sposób ucierpiał "pasażer" auta, które uległo kolizji.

A może zamiast kremacji lub klasycznego pogrzebu wolelibyście zmienić się w kompost, a potem ktoś z rodziny lub przyjaciół zasadzi na Was drzewko, lub inną roślinkę? Opcja jak najbardziej prawdopodobna i to już niebawem, a co ciekawe tak niedaleko nas, bo w... Szwecji!

Mary Roach pokazuje jeszcze inne możliwości wykorzystania ludzkiego ciała, gdy jego właścicielowi się już ono raczej nie przyda. Przyznam szczerze, że gdyby w Polsce choć niewielka część tego była dostępna to naprawdę nie wahałabym się co do podjęcia decyzji co ze sobą zrobić. Dla mnie żadna radość leżenia bez ruchu, w idealnej formie w drewnianym pudełeczku. Za to opcja by komuś się przysłużyć czy pomóc to już coś, co chętnie rozpatrzyłabym pozytywnie. W Polsce do dyspozycji mamy niewiele opcji, ale każda choćby najmniejsza, która swój koniec łączy się z pozytywnymi aspektami wobec innych powinna być brana przez nas pod uwagę. 

Mary Roach wcisnęła swój nos wszędzie tam, gdzie "zwykły" człowiek raczej by nie poszedł. Była i wypytywała o rzeczy, które wielu z nas brzydzą, wstydzą, a nawet przerażają. To dzięki temu powstał "Sztywniak. Osobliwe życie nieboszczyków" - książka, która jest nie tylko jedną z najbardziej niezwykłych, ale i najzabawniejszą książek popularnonaukowych ostatnich lat. Tylko trzeba zachować odpowiedni dystans by zrozumieć tak jak trzeba to, co autorka chce nam przekazać. Uwierzcie, że choć temat straszny to warto zapoznać się z tą niezwykłą pozycją i zastanowić się, czy może jednak nie oddać swego ciała choćby po to by uratować tylko jedną inną osobę. Nas i tak już nic nie uratuje... Osobiście polecam również inne tytuły Mary Roach jeśli tylko strawisz jej poczucie humoru i dystans do raczej omijanych na codzień tematów.


<Ocena: 9/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Znak Literanova

Carrie Elks - "Jesienny pocałunek"

Tytuł: Jesienny pocałunek
Cykl: Siostry Shakespeare (tom 4)

Autor: Carrie Elks
Stron: 392
Gatunek: 
dramat, literatura kobieca, literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans, romans współczesny
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-663-3884-5


Kiedy zasiadałam do tej książki nie miałam pojęcia, że składa się ona na jedną z części cyklu o siostrach Shakespeare. Teraz jedyne co wiem to, że kolejne trzy książki będą czekać na przeczytanie, a czas mi się nie chce rozmnożyć! Nie miałam okazji poznać ani nawet usłyszeć o Carrie Elks co mnie ciekawi, bo raczej śledzę nowości choć może ten gatunek nie aż tak mocno i skrupulatnie. Ciężko jest upilnować wszystkie książki, jakie by się chciało, a jeszcze ciężej je przeczytać! Ale pewnie to znacie.

Juliet Shakespeare jest w separacji z mężem. Za sprawą jego zachowania przestała wierzyć w miłość, a to, co dla niej najważniejsze to córeczka Poppy oraz  trzy siostry. Na głowie ma nie tylko wychowanie swojej pociechy, ale także własną kwiaciarnię oraz nerwowy rozwód z mężczyzną, którego kiedyś kochała całym sercem. Dziś jedyne, o czym marzy to zerwać z nim kontakty co nie jest możliwe, bo łączy ich córka, a Julia nie chce zabierać małej ojca. Poza tym mężczyzna tylko czeka, aż ona popełni błąd, który będzie mógł wykorzystać na swoją korzyść. Wydawałoby się, że właśnie tak będą wyglądać najbliższe dni Julii - pełne pracy, stresu i obaw. A jednak do domku obok wprowadza się nowy sąsiad. Samotny ojciec z synem w wieku Poppy (którzy przy okazji wylądują w jednej klasie) to raczej dobry materiał na nową znajomość zarówno dla kobiety, jak i dziewczynki. Tyle że dorośli już od pierwszego kontaktu nie są sobie obojętni, a iskry widać na odległość. Nieświadome niczego dzieci zaprzyjaźniają się i chcą spędzać ze sobą jak największą ilość czasu, natomiast Ryan i Juliet nie do końca wiedzą co mają robić. Pomijając to co dzieje się między nimi jest jeszcze przeszłośc, która w obu przypadkach daje o sobie znać. Oboje są rozdarci, bo powinni skupić się na własnym życiu i problemach, a ciągle zerkają na siebie nawzajem. 

Czy mimo przeszłości dadzą sobie szansę na ponowne zaznanie szczęścia i miłości? Czy odważą się zrobić krok do przodu? Co będzie dla nich najważniejsze i do czego będą zdolni Juliet i Ryan? Jak przeciwstawić się uczuciom, gdy obok piękna jesienna aura jest aż nadto romantyczna?

Muszę przyznać, że ta książka zdobyła moje serce już od pierwszych stron. W zasadzie to może nie ona, a mała Poppy, która rozbawiła mnie do łez już na dzień dobry. Myślę, że dobrze by było w moim przypadku częściej siadać do lżejszych powieści, trochę się przy nich zrelaksować, a momentami pomarzyć o różnych rzeczach. Ucieszyła mnie mieszanka emocji, jakiej doznałam czytając "Jesienny pocałunek". Śmiech i radość przeplatające się ze smutkiem i bezradnością to koktajl, który uwielbiam jeśli towarzyszy mi podczas czytania. To tylko świadczy o książce, a nie o mnie. Chociaż ja z wiekiem też robię się zdecydowanie zbyt uczuciowa. Zbyt łatwo o wywołanie u mnie skrajnych emocji. Czy polecam? Oczywiście, ale myślę, że zróbcie to po kolei, a nie tak jak zrobiłam to ja. Choć czwarty tom jest świetny to dobrze było by poznać chronologię zdarzeń oraz pozostałe siostry Shakespeare.

<Ocena: 8/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję księgarni  Tania Książka