niedziela, 30 czerwca 2019

Przemek Corso - "Miasto tajemnic"

Tytuł: Miasto tajemnic
Cykl: Archeolog Robert Karcz (Tom 4)
Seria: Z Mustangiem  
Autor: Przemek Corso 
Stron: 384
Gatunek: literatura podróżnicza, literatura polska, literatura przygodowa, literatura historyczna, kryminał, sensacja
Wydawnictwo: Bernardinum
ISBN: 978-83-812-7260-5

Kiedy pierwszy raz miałam styczność z Przemkiem Corso i jego archeologiem literatura przygodowa była mi raczej obca, z historią natomiast zdecydowanie nie darzyłyśmy się przyjacielskimi uczuciami, a archeologia to już w ogóle dla mnie temat z kosmosu. Co, więc spowodowało, że w ogóle sięgnęłam po "Podziemne miasto", a potem każdy kolejny tom? Nie wiem, z ręką na sercu nie wiem. Coś poprostu we mnie wołało - przeczytaj! Chyba na przekór własnym upodobaniom, wbrew temu, co jest mi znane i jako przeciwieństwo tego, co lubię. Tylko nie wiem, która część mnie była gotowa aż tak ryzykować. Nie odkryłam tego. Jednak cieszę się, że się odezwała i wtedy wzięła nade mną górę.

Nim w skrócie opowiem Wam losy Karcza to powiem kim jest:
agentem (a może nie?)
- miłośnikiem sztuki
- awanturnikiem
- złodziejem
- samotnikiem 

Jeśli chcecie wkroczyć w jego świat to zapraszam. Poznajcie mężczyznę, który przygód nie szuka, bo one same go znajdują, a niebezpieczeństwo to tak naprawdę jego drugie imię:

Robert Karcz to specyficzny mężczyzna. Jest archeologiem z duszą awanturnika. Po problemach w Egipcie by nie zwracać na siebie uwagi przez jakiś czas uczył w Legnickim gimnazjum historii. Niestety tam też nie potrafił usiedzieć i wieść życia nauczyciela tudzież kawalera. Wpadł w kolejne tarapaty jednak jakoś je przetrwał. Niestety krokiem milowym okazały się być wakacje z siostrą i jej partnerem i jedyną przyjaciółką Zuzą. To tam Karcz o mało nie stracił życia i wpadł w prawdziwe kłopoty. Po powrocie z Tunezji Robert był spalony i musiał coś ze sobą zrobić. Czemu więc nie załatwić dwóch pieczeni na jednym ogniu i przy okazji zmiany czegoś w swoim życiu nie pomóc przyjaciółce? Nie ma sprawy. Karcz zapakował co potrzebował i jadąc do Krakowa zabiera ze sobą Zuzę, którą miał dostarczyć do babci do Czeladzi. Oczywiście mężczyzna ma pecha i ledwie dojechali na miejsce najpierw został zaatakowany maślanką za złe parkowanie, a potem ktoś urywa mu drzwi w mustangu. Prawda jest taka, że gdyby nie te pechowe drzwi to nie musiał by spędzać w Czeladzi nocy, a gdyby nie nocleg w hotelu nie widział by pożaru kościoła oraz tajemniczego motocyklisty w masce. Jak by tego było mało jako ciekawski osobnik podpytujący tu i ówdzie dowiaduje się o pożarze w Będzinie na zamku i to prawie w tym samym czasie. Tylko on może sobie wmówić, ze to nie może być zbieg okoliczności o trzeba coś z tym zrobić, a przedewszystkim dowiedzieć się, o co chodzi. No więc właśnie to robi Robert Karcz. A jeśli ktoś poznał już chociaż jedne jego przygody to zauważy jak twierdzi sam autor – „, że jak nikt inny potrafi wpadać w tarapaty i skutecznie uprzykrzać życie tym, którym wejdzie w drogę”.

Uwierzcie mi, że to, co właśnie przeczytaliście to bardzo skromnie zarysowana historia o życiu młodego archeologa. Wiedzie on niezwykle barwne, a momentami niebezpieczne życie, ale jako czytelniczka odnoszę wrażenie, że bez tego umarłby z nudów w ciągu kilku dni. Dzień bez adrenaliny dniem straconym - pewnie niektórzy z Was dobrze to znają. Praktycznie od pierwszej książki prześladuje mnie myśl, że nie marzę o niczym innym jak o obejrzeniu ekranizacji przygód Karcza. Oj to mogło by być niezłe kino akcji z historią i archeologią w tle. Może kiedyś? Jeśli przeczytacie choć jedną część, a ogromnie do tego zachecam - koniecznie chronologicznie! - to zrozumiecie o co mi chodzi. A Panu Przemkowi dziękuję za stworzenie tej serii, za takiego bohatera i czekam z niecierpliwością na kolejny tom, który już został zapowiedziany i każdy następny, o którym jeszcze nie wspomniał.

<Ocena: 10/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Bernardinum

niedziela, 23 czerwca 2019

Joel Levy - "Niewyjaśnione tajemnice"

Tytuł: Niewyjaśnione tajemnice
Autor: Joel Levy

Stron: 306
Gatunek: literatura faktu, literatura współczesna, historia, historia świata, literatura popularnonaukowa, 
Wydawnictwo: Alma Press
ISBN: 978-83-702-0740-3

Z pierwszą bardzo podobną w tematyce do "Niewyjaśnionych tajemnic" książką miałam do czynienia już kilkanaście lat temu. Dostałam ją na zakończenie V klasy, więc domyślcie się ile to już czasu minęło, a jednak fascynacja wszelkimi tajemnicami, nierozwiązanymi zagadkami czy sekretami, które od czasu do czasu wychodzą na światło dzienne dalej trwa. Stąd też nie waham się by czytać tego typu pozycje. Tylko sprawdzam, czy zawarte w nich treści są w miarę realistyczne, czy bliżej im do 100% mistycyzmów i parapsychologii, bo to już nie koniecznie mój teren łowiecki.

Książka "Niewyjaśnione tajemnice" jest przedewszystkim świetnie napisana. Podzielona na cztery różne działy, a każdy z nich w rozdziały daje nam możliwość czytania o konkretnych sprawach i w wybranej przez nas kolejności.

Tajemnicze miejsca:
Pierwszy dział daje nam możliwość zapoznania się z ciekawymi miejscami takimi jak Wyspy Wielkanocne, Atlantyda czy Stonehenge. Są jednak mniej znane miejsca jak Studnia Pieniędzy na Wyspie Dębów czy Kaplica Rosslyn.

Tajemnicze zdarzenia:
Drugi dział to przedewszystkim niewyjaśnione zaginięcia tj. Bursztynowa Komnata, Zniknięcie samolotu MH370 Malaysia Airlines czy wręcz przeciwnie niewyjaśnione pojawienie się mężczyzny bez przeszłości czyli historia Kaspara Hausera.

Dziwne doniesienia:
Któż z nas nie kojarzy historii słynnego potwora ze szkockiego jeziora Loch Ness? Jest i on właśnie w dziale o doniesieniach. Poza tym mamy tu Trzecią tajemnicę fatimską, czyli przekazaną przez Matkę Boską tajemnicę, która była ukrywana w Watykanie aż do 2000 roku. Są też informacje o yeti, UFO oraz płaczących i krwawiących posągach.

Zagadkowe artefakty:
Najbardziej znanym i to na całym świecie artefaktem jest chyba Całun Turyński. Tu prócz niego dowiecie się co nieco o Arce przymierza czy np. Dysku z Fajstos.

To, co wspomniałam to nie wszystko co skrywa na swych kartach ta intrygująca pozycja. To tylko część - jest tu o wiele więcej niewyjaśnionych spraw i co jedne to wydają się być ciekawsze. Fajne jest to, że prócz zarysu historycznego i faktów są ciekawostki oraz "odlotowe teorie" zawarte w specjalnych ramkach. Jednym może być do prawdy bliżej drugim wręcz przeciwnie. Dodatkowo mnóstwo fotografii, rysunków czy map daje nam możliwość wglądu co i jak mogło się prezentować. Zdecydowanie polecam tę pozycję jako ciekawostkę. Ja sięgnę pewnie po jeszcze niejedną w tym typie.

  Ocena: 8/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Alma-Press.

sobota, 22 czerwca 2019

Paul Osborne - "Sherlock. Prawdziwa historia psiego strażaka"

Tytuł: Sherlock. Prawdziwa historia psiego strażaka
Autor: Paul Osborne

Stron: 256
Gatunek: literatura faktu, reportaż, biografia, reportaż zagraniczny
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-662-3471-0

Książki o zwierzętach i ze zwierzętami jako głównymi bohaterami kocham i raczej nigdy nie przestanę tego robić. Pewnie dlatego, że ta miłość dotyczy też żywych przedstawicieli, a może odwrotnie i pokochałam zwierzęta, bo zafascynowały mnie książki? Jako nie jest mi do szczęście potrzebne odkrycie tego fenomenu. Cieszę się, że występuje u mnie w życiu i na nic innego go nie zamienię. Psa, którego mam od 12 lat też nie!

"Sherlock. Prawdziwa..." to historia psa, ale nie takiego zwykłego jak na przykład mój. Nie! To historia psiego funkcjonariusza Londyńskiej Straży Pożarnej! Opowiadana ludzkim głosem z punktu widzenia jego właściciela i przewodnika robi ogromne wrażenie. Tak naprawdę mamy tu do czynienia z dwiema biografiami w jednym. Bo Paul opowiada też trochę o sobie, o tym, jak w ogóle trafił do straży pożarnej, ile pracy kosztowało go zdobycie posady śledczego pożarniczego, oraz ile godzin wiary i zwątpienia przeżył, by zostać psim przewodnikiem. Jednak dzięki trudowi, zaufaniu i współpracy tych dwoje stało się jednym z najlepszych duetów śledczych. 


" [...] a w pierwszym roku pracy ze mną zdołał zebrać tyle dowodów, że pozwoliły na wydanie dziesięciu wyroków. Nie mogę przestać się zastanawiać, czy bez specjalistycznych umiejętności Sherlocka te wyroki w ogóle by zapadły. Sherlock "wyjątkowe narzędzie w skrzynce", ze swoim niewiarygodnie wrażliwym zmysłem węchu jest małym pogromcą przestępców." *

Ochronne buty, merdający ogon i niezwykle czuły nos? Tak to właśnie Sherlock, prawdziwy psi strażak, który codziennie ratuje ludzkie życie i pomaga łapać podpalaczy. Ten niezwykle radosny cocker-spaniel, który w momencie dostania "głupawki" zmienia się poprostu w pędzącą czarną kulkę pełną energii na codzień relaksuje się w  jeden sposób - piłki tenisowe! Gdy zadanie w pracy zostanie wykonane albo przychodzi czas na odpoczynek ona musi być w jego mordce i koniec. Sherlock ma jeszcze jeden słaby punkt... skarpetki, a dokładnie ich zjadanie! A to niestety nawyk niezwykle niebezpieczny.

Jak mówi sam Paul Sherlock w pracy daje z siebie wszystko. Mężczyzna wie, że zaufać może tylko psiemu węchowi i to, co on uważa musi odstawić na bok. Ten, który w ich duecie wie najlepiej ma cztery łapy i długie lśniące uszy. A do tego niezastąpiony nos. Tak, to Sherlock wie czego i gdzie szukać.


"To straszne, że często musi dojść do jakiegoś wypadku, byśmy mogli się czegoś nauczyć, ale szansa na poszerzenie wiedzy oznacza, że jesteśmy w stanie zapobiec większej liczbie pożarów i uratować w przyszłości więcej istnień" **

To nie jest pozycja, którą można ocenić na zasadzie podoba mi się lub nie. Dla mnie ona będzie bestsellerem. Potrafi wkraść się w serce z kilku powodów i nie ważne jest to, czy byłaby napisana bez błędów, wręcz idealnie czy byłoby to jedno wielkie grafomaństwo. Praca strażaka sama w sobie budzi we mnie pokorę, wdzięczność i podziw. Dlatego już Paul jako bohater tej książki był dla mnie wyjątkowy. Jeśli dorzucimy do tego drugiego i mimo wszystko ważniejszego bohatera, jakim jest czworonóg w postaci niezwykle rezolutnego, ale jednak będącego momentami poprostu głupiutkim pieskiem cocker-spaniela to ciężko mi powiedzieć, że ta książka jest zła. A to, co ta pozycja nam ukazuje i przekazuje to kolejna sprawa. Paul i Sherlock działają też po pracy, w celach charytatywnych. Szkolą, informują i spełniają marzenia, a to coś znaczy. Jedyne co mogę powiedzieć to polecam przeczytać, poświęcić tej książce te kilka godzin, poznaj świat strażaka i jego czworonoga ich oczami. To daje do myślenia...

* - Cytat z "Sherlock. Prawdziwa historia psiego strażaka" Paul Osborne, str. 200

** - Cytat z "Sherlock. Prawdziwa historia psiego strażaka" Paul Osborne, str. 91

Ocena: 9/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję księgarni  Tania Książka

poniedziałek, 17 czerwca 2019

Ilona Gołębiewska - "Podaruj mi jutro"

Tytuł: Podaruj mi jutro
Cykl: Dwór na Lipowym Wzgórzu (Tom 1)
Autor: Ilona Gołębiewska
Stron: 480
Gatunek: obyczaj, literatura kobieca, literatura współczesna, romans, literatura polska
Wydawnictwo: MUZA 
ISBN: 978-83-287-1048-1

Szczerze muszę przyznać, że z Iloną Gołębiewską nie miałam jeszcze do czynienia. Nie zmienia to jednak faktu, że chciałabym to nadrobić i jedyne co mnie ogranicza to czas. No, ale może kiedyś, jak i setki innych książek...
"Podaruj mi jutro" nie jest książką, po którą sięgnęłabym ot tak poprostu i to z bardzo prostego powodu - to nie moja bajka. A dokładniej nie mój gatunek. Ale, że ja lubię eksperymentować, szczególnie z powieściami obyczajowymi, które są dość lekkie w odbiorze to do dzieła.

Ilona Gołębiewska to młoda kobieta, która na swoim koncie ma dziesiątki publikacji naukowych oraz sześć książek w tym cykl "Stary dom" czy osobną powieść "Miłość ma twoje imię", oraz tomik poezji. Nie zaszkodzi wspomnieć, że w swoim dorobku ma także bajki, baśnie i opowiadania dla dzieci i młodzieży. Autorka to doktor nauk społecznych w zakresie pedagogiki, ale jej największymi zainteresowaniami są edukacja seniorów, rozwój osobisty oraz coaching. Pani Ilona jednak nie od dziś już marzy o założeniu swojej fundacji.

"Podaruj mi jutro" to już szósta powieść spod pióra Ilony Gołębiewskiej. Dla mnie pierwsza, ale jak wspomniałam zrobię wszystko by nie była ostatnia. 

Dwór na Lipowym Wzgórzu od niemal dwustu lat z przerwą należał do rodu Horczyńskich. Od niepamiętnych czasów stanowi atrakcję dla turystów odwiedzających Podlasie. Aktualnie jego właścicielka jest Aniela Horczyńska, słynna malarka. Chwilowo zamieszkała w dworku wraz z córką i wnuczką, gdyż zmęczona światową sławą chce osiąść i odpocząć w rodzinnych stronach. Postanawia na Lipowym Wzgórzu założyć Akademię Sztuk Anielskich, której pomysł narodził się z myślą o lokalnej legendzie o aniołach. Tylko czy rodzina Anieli ją poprze? Jakie zdanie na ten temat będą miały Sabina, Klara i Lilianna?

Jak się okazuje światowa sława wcale nie jest taka męcząca, gdy próbuje się odpocząć na swoim. Konflikt Horczyńskich z sąsiadami Gajowiczami trwa od czasów wojny, a chcąc oczyścić dobre imię ojca, od którego ten konflikt się zaczął Aniela zrobiłaby naprawdę wszystko. Do tego przyjaciółka nagrywająca motywacyjne filmiki i podbijająca nimi internet oraz redaktor programu "Maluchem przez Polskę" nie pomagają w znalezieniu chwili samotności i ciszy. A przecież trzeba dodać, że kobieta nie zapomniała o ukochanym Witku sprzed lat i którego pragnie odnaleźć mimo wszystko.

Historia niezwykle tajemnicza i intrygująca czym zdobyła moje serce. Szybka do czytania, ale nie do zapomnienia co dodaje jej kolejnego plusa. Świetna gra uczuciami to zdecydowany atut Ilony Gołębiewskiej. Wiele atrakcji i humoru, jakie funduje autorka bohaterom i przy okazji czytelniczkom to zdecydowanie ogromna zaleta. Zdecydowanie czekam na dalsze losy kobiet z rodu Horczyńskich, a w międzyczasie postaram się wyskrobać czas na cykl "Stary dom". Dziewczyny i kobiety polecam, bo warto oddać swe serce i umysł staremu Dworkowi na Lipowym Wzgórzu oraz jego mieszkańcom!

Ocena: 7/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu MUZA

niedziela, 16 czerwca 2019

Tijan Meyer - "Hate to love you"

Tytuł: Hate to love you
Autor: Tijan Meyer
Stron: 424

Gatunek: dramat, literatura młodzieżowa, literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans, romans współczesny, new adult, mature young adult, 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-662-3468-0


Tijan Meyer poznałam dzięki przyjaciółce i chyba nigdy jej się za to nie odwdzięczę tak jakby na to zasługiwała. "Hate to love you" to trzecia przeczytana przeze mnie pozycja spod pióra autorki, gdyż nie dorwałam jeszcze jej cyklu "Fallen Crest". Mam jednak nadzieję, że to się zmieni i znajdę czas by nadrobić tę serię i przedewszystkim, że będzie warto. Pierwsze spotkanie z Tijan czyli "Anti-stepbrother" było obiecujące, ale to "Pozwól mi zostać" skradło moje serce. Jak było w przypadku "Hate to love you"?

Kennedy Clarke właśnie rozpoczęła studia. By ułatwić sobie życie na uniwersytecie postanowiła przestrzegać kilku zasad. Pierwsza czyli najważniejsza to unikanie wszelkich seksownych facetów, bo to komplikuje życie zarówno prywatne, jak i uczelniane. Druga to to, że musi wtopić się w tło, by być neutralna, a wręcz bezbarwna. Żadnego wychylania się i pakowanie w jakiekolwiek dramaty. Trzecia to trzymanie się z dala od rodziny, wkurzających kolegów i złośliwych koleżanek. 

Co tam trzy wydawałoby się proste zasady. No niby nic wielkiego. Ale co, gdy łamie się je wszystkie w ciągu raptem kilku dni i to za sprawą jednego tylko chłopaka? 
Odnosimy bowiem wrażenie, że zadziorny Shay Coleman robi wszystko by irytować i wchodzić w drogę Kennedy na każdym kroku. A co o nim samym uważa dziewczyna? 
No właśnie tu zaczyna się problem, bo od pierwszego spotkania chce go nienawidzić, ale chcieć, a móc to dwie różne sprawy. I jak się okazuje nie trzeba długo czekać by ta pozorna nienawiść szybko przerodziła się w coś więcej. Tylko że studentka chce to ukryć przed wszystkimi, bo widzi, że Shay jest nie tylko przystojnym draniem, ale i sławnym rozgrywającym co sprawia, że prawie całą żeńska część uniwersytetu szaleje na jego punkcie. Wiemy zaś nie od dziś, że zazdrość miewa różne oblicza.

Książka ma swoje plusy i minusy. Do tych pierwszych należą na pewno bohaterzy. Cięty język oraz buntowniczy charakter Kennedy, a także przyzwoitość i realistyczność Shaya. Niestety autorka pozwoliła sobie na minusy czyli spory chaos w powieści oraz momentami dziwnych dialogów. Podobało mi się, że od początku nie był to czysty romans, ale powieść podszyta strachem, dramatem oraz kłamstwami, a to robi wrażenie. Jak na nowość na rynku chętnie ją polecę, ale raczej nastolatkom i młodym kobietom. Te ciut starsze mogą się rozczarować. Chociaż jeśli lubicie wracać do młodszych lat to, czemu nie.


Ocena: 6/10


Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję księgarni  Tania Książka

Jeffrey Eugenides - "Przekleństwa niewinności"

Tytuł: Przekleństwa niewinności
Autor: Jeffrey Eugenides
Stron: 262

Gatunek: dramat, literatura współczesna, literatura piękna, literatura obyczajowa, powieść psychologiczna, dramat psychologiczny
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-811-0693-1



Nie wiem ile to już lat minęło jak obejrzałam film Sofii Coppoli pt. "Przekleństwa niewinności". Byłam pod ogromnym wrażeniem i obejrzałam go z zapartym tchem co może być świetną recenzją samą w sobie, bo kinomaniak ze mnie jak z koziej "pupy" trąba. Potwierdzi to pewnie z radością jedna z moich przyjaciółek i fakt, że jeden film mając go już w domu oglądam i obejrzeć nie mogę chyba 3 lata... Dopiero jakiś czas później dowiedziałam się, że to była ekranizacja książki. Pomyślałam, więc że muszę ją zdobyć i zanurzyć się w świat pisany tej niezwykłej i dramatycznej historii.

Na cichych przedmieściach Detroit dochodzi do ogromnej tragedii. W ciągu roku samobójstwo popełnia tam pięć sióstr Lisbon. Najmłodsza z dziewcząt miała zaledwie trzynaście lat i to ona podjęła samobójczą próbę jako pierwsza niestety nieudaną. Potem była kolejna i (niestety?) tym razem udana. Cztery kolejne siostry wydawałoby się, że wracają małymi kroczkami do siebie. Mija prawie rok i prócz momentami dziwnego zachowania rodziców dziewczyn nie dzieje się praktycznie nic, a na pewno nic złego. Ale czy na pewno?

"Przekleństwa niewinności!
To jej samobójczy krzyk pełen żałości.
Nie zgadzała się na ten świat
Pełen bólu, krzywd i wad.
Oddała mi się w swej dziewiczej miłości
Ofiara przekleństw niewinności." *

Historia sióstr Lisbon nie jest pisana ich oczyma. Ich losy wspomina grupka teraz już dorosłych mężczyzn z rzednącymi włosami i wystającymi brzuszkami. Mężczyzn, którzy jako chłopcy nałogowo podglądali dziewczęta, bo byli w nich szaleńczo zakochani.

Przede wszystkim już pierwsze zdanie "Przekleństw niewinności" informuje nas, że żadna z sióstr nie przeżyje. Jeśli wobec tego liczycie, że skoro zakończenie zdradza nam się na samym początku to chociaż dowiecie się co było powodem ich czynów to sie zawiedziecie. Nie, nie wiadomo dokładnie co skłoniło nastoletnie dziewczyny do samobójstw. Nikt nam tego nie zdradzi, a chłopcy, którzy opowiadają to co pamiętają i to, co widzieli nie są w stanie zdradzić zbyt wiele. 

Zadacie sobie zatem pytanie: "To po co w ogóle czytać tę książkę?"
Odpowiem co ta powieść dała mi, a co może dać Tobie i Twoim znajomym. 
W szczególności intelektualne wyzwanie - jeśli czytanie jest dla Ciebie czymś więcej niż bezmyślną rozrywką to "Przekleństwa niewinności" powinny znaleźć się wśród czytanych pozycji przez Was pozycji.
Jeśli szukacie pozycji, która zostanie w Waszych głowach dłużej niż echo ostatniego przeczytanego zdania to jest to książka dla Was.
I co najważniejsze to ta pozycja ma szansę zmienić coś w Waszym życiu. 

Podsumowując choć pierwszemu lepszemu czytelnikowi powieść wyda się męcząca z powodu języka oraz niedokończona, bo nie daje nam na piśmie powodów samobójstw to ja uważam tę książkę za coś naprawdę cennego i wartego poświęcenia uwagi. I co ciekawe mówię to jako osoba, która najczęściej (ale nie zawsze) woli bezmózgie czytanie. Ot byle szybciej i kolejna pozycja. A tu niespodzianka. "Przekleństwa niewinności" zmieniły mój punkt widzenia (zresztą nie są pierwsze i myślę, że nie ostatnie). Myślę, że coraz częściej będę sięgać po coś co będzie wymagało ode mnie skupienia, rozmyślania i najważniejsze - wyłączenia się od otoczenia! Od siebie polecę tę pozycję każdemu, a tylko Wy sami zdecydujecie czy przeczytacie i czy wyciągniecie z tej powieści jakiekolwiek wnioski. Ja swoje mam i zachowam pewnie na długo, a chciałabym na zawsze.

* - Cytat z "Przekleństwa niewinności" Jeffrey Eugenides, str. 190

Ocena: 10/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania dziękuję wydawnictwu Sonia Draga

sobota, 8 czerwca 2019

Michelle McNamara - "Obsesja zbrodni.Prawdziwa historia najbardziej poszukiwanego seryjnego mordercy w USA"

Tytuł: Obsesja zbrodni. Prawdziwa historia najbardziej poszukiwanego seryjnego mordercy w USA
Autor: Michelle McNamara
Stron: 400
Gatunek: literatura popularnonaukowa, literatura dokumentalna, literatura faktu, reportaż
Wydawnictwo: Znak
ISBN: 978-83-240-5554-8

Kto mnie zna wie czym się interesuję i co kocham czytać. Tytuł książki zatem nikogo tu nie zdziwi. W końcu pochłaniam wszystko, co z mordercami, śledztwami i tego typu sprawami ma cokolwiek wspólnego. Gdy dojrzałam ten tytuł wiedziałam, że go sobie nie odpuszczę i prędzej czy później go zdobędę i odhaczę jako kolejną z listy "must have". Czy w jakikolwiek sposób książka spełniła moje oczekiwania? Czy cieszę się, że faktycznie mam ją za sobą? 

Tak, mam bzika na punkcie tego typu pozycji i nie mam zamiaru tego ukrywać. Tak samo jak faktu, że śledzę wszelkie informacje z Polski i świata o mordercach, psychopatach i innych zwyrodnialcach. Tak już mam odkąd tylko wkroczyłam w świat dorosłych. Nie było zmiany krok po kroku. Ot z bajek przeszłam do mroku koniec kropka. Jednak słowa, które wspomniałam na początku, czyli "mieć bzika" zaczęły mieć dla mnie całkiem inny oddźwięk, gdy zaczęłam czytać "Obsesję zbrodni. ...". Tak to już nie jest zainteresowanie, fioł czy bzik. To jest jak sam tytuł mówi OBSESJA. Michelle praktycznie zatraciła się w poszukiwaniach jednego z seryjnych morderców w USA. Każdy możliwy dzień czy noc poświęcała na odkrycie jego tożsamości. I choć jej się nie udało, tak samo jak nie udało jej się doczekać wydania książki, gdyż zmarła w 2016 roku w tragicznych okolicznościach - przedawkowała leki, a choroba serca dopełniła swego.

Michelle McNamara była dziennikarką kryminalną, blogerką, która prowadziła popularną stronę TrueCrimeDiary.com. Golden State Killer zawładną jej umysłem od początku, gdy o nim usłyszała. Przeczytała tysiące stron akt policyjnych, oglądała raporty z sekcji zwłok, rozmawiała z ofiarami gwałtów oraz ludźmi mogącymi być świadkami ataków psychopaty. 
Przygotowując śniadanie dla małej córeczki myślała o gwałtach i przemocy nieznanego sprawcy, wśród jej zabawek rozkładała zdjęcia ofiar. W internecie spędzała setki godzin śledząc wzmianki o przestępstwach, a będąc z mężem na galach w Hollywood myślami była wśród ofiar. 

To, co przeraża to fakt ile zła może mieć w sobie człowiek i ile jest w stanie tego zła przerzucić na drugą osobę. Morderca atakował kobiety we własnej sypialni, zabijał mężów na oczach żon. Gwałcił i wychodził. Wybierał parterowe domy w spokojnych dzielnicach. Włamując się uczył się rozkładu pomieszczeń na pamięć i nie zostawiał po sobie żadnego śladu. Z dnia na dzień zniknął unikając kary, omamiając policję, w tym najlepszego profilera w historii. Wydawałoby się, że tak zakończy się sprawa nieuchwytnego seryjnego mordercy mającego na koncie 50 gwałtów oraz 10 sadystycznych morderstw. A jednak nie. W 2018 roku złapano winnego tych czynów, a Michelle McNamara zdecydowanie się do tego przyczyniła.

Gdybym miała ocenić zawartość książki byłoby super. Ale jeśli dodam do tego choćby styl to wszystko pada na łeb na szyję. Czytałam, a raczej zmęczyłam tę książkę już jakiś czas temu, a recenzja dopiero teraz, bo musiałam pomyśleć, odpocząć i poukładać to i owo. Chyba jeszcze nigdy nie czułam się tak zmęczona i ogłupiała po przeczytaniu książki. Mam ochotę zjechać wydawcę od góry do dołu, że w ogóle wydał coś takiego. Rozumiem, że autorka nie żyje, a książka powstała na podstawie jej zapisków, notatek i nagrań. Ale ludzie! Ta książka się kupy d...y nie trzyma za przeproszeniem. Gdyby ktoś po mojej śmierci wydał moje zapiski w takiej formie to zrobiłabym wszystko by wstać zza grobu i pogadać ze sprawcą tego czynu! Chaos. Jeden wielki chaos. Tyle przychodzi mi na myśl po skończeniu, umęczeniu i odłożeniu tej książki. Coś, co mogło być kanwą świetnej książki stało się literackim dnem. I ratuje ją tylko to o czym opowiada, niestety.


Ocena: 4/10

Za udostępnienie egzemplarza promocyjnego do przeczytania i wyrażenia opinii serdecznie dziękuję księgarni Gandalf

niedziela, 2 czerwca 2019

Jerzy Andrzejczyk - "Spowiedź polskiego kata"

Tytuł: Spowiedź polskiego kata
Seria: Rozmowy z katem
Autor: Jerzy Andrzejczyk
Stron: 272
Gatunek: literatura popularnonaukowa, literatura naukowa, literatura dokumentalna, literatura faktu, historia, reportaż
Wydawnictwo: Aktywa
ISBN: 978-83-946-5283-8

Skąd w ogóle pomysł by sięgnąć po tego typu książkę? Ciekawość to chyba jeden z pierwszych powodów. Zainteresowania są drugim. Trzecim są opinie, opis na tyle okładki i ... sama okładka. Powiecie jednak, że znacie mnie lepiej i do przeczytania tak naprawdę skłoniły mnie zainteresowania. Jeśli mam być szczera to tak, ale jak widać nie tylko. 

Mimo że ostatni wyrok kary śmierci w Polsce wykonano 21 kwietnia 1988. W polskim prawie karnym karę śmierci zniesiono w roku 1998. Jednak ostateczne jej zniesienie w każdym aspekcie nawet wojny nastąpiło w 2013 roku czyli całkiem niedawno.

Jerzy Andrzejczak to znany polski Ghost Writer czyli autor widmo. Nie czytałam innych jego pozycji, ale wiem, że ta jest wznowieniem wzbogaconym o nowe informacje. Autor postawił na dość trudny temat przewodni swojej książki, którym jest, a raczej było bycie katem. "Spowiedź polskiego kata" to jak dla mnie plątanina (przepraszam za wyrażenie, ale niestety tak jest) rozmowy z ostatnim polskim katem oraz informacji dotyczących instytucji kata. To skakanie z tematu na temat, chaotyczne rozłożenie w książce oraz powtórzenia strasznie męczą. 

Przyznać muszę, że wyjątkowo to nie części z rozmowy z katem mnie zaciekawiły. To ta druga część przenosząca nas przez całe wieki stanowiska i pracy, jaką do wykonania miał kat. Ich zwyczaje, obowiązki czy sporadycznie, ale jednak ludzkie odruchy. Przy niektórych fragmentach włos jeży się na głowie i to dosłownie. Nie sama kara śmierci bowiem jest straszna, ale to jak często przed jej wykonaniem torturowano ludzi. Setki lat wcześniej była to norma. Nie dość, że straszna to, co ciekawe... popierana przez Kościół. 

Odnosiło się wrażenie, że autor na siłę chce wydrzeć z ust byłego kata przyznanie się, że on również jest mordercą, że nie ma sumienia albo wręcz przeciwnie, że nie jest tak twardy jak sam się opisuje. Było to nieprzyjemne zwarzywszy na fakt, że dla mnie oczywiste jest, iż taka osoba nie zachowa się przed pierwszą lepszą osobą jak u księdza w konfesjonale, przez co tytuł według mnie trochę nie idzie w parze z zawartością.

W tej pozycji znajdziemy również fragmenty rozmów z największymi zbrodniarzami w Polsce. I tu również trzeba przyznać, że momentami zniesienie kary śmierci wydaje się być śmieszne, bo niektórzy zbrodniarze nie zasługują na życie. Ale pytanie można odwrócić i spytać: Czy kat też nie jest mordercą? Na usta ciśnie się odpowiedź zarówno tak jak i nie, bo w końcu to zawód, wykonywanie wyroku. Nie mnie to oceniać. Tak naprawdę to tylko kaci są w stanie sami odpowiedzieć na to pytanie, a ten, z którym rozmawiał Andrzejczak nie uważa się za mordercę. W końcu on tylko wykonywał swoje obowiązki.

Ile jest w stanie znieść ludzka psychika? Jaka ona musi być by podjąć się takiego "zawodu"? A co z ludzkim sumieniem? Ile wyroków człowiek musi wykonać by zacząć robić to "automatycznie" i bez emocji? Czy w ogóle towarzyszą mu wtedy jakieś emocje? 

Wiele pytań i prawdopodobnie nikt na nie nie odpowie albo zrobi to nieszczerze. Jak widać autorowi niewiele udało się "wycisnąć" z ostatniego polskiego kata. A to, co się udało było zimne, bezosobowe i jakby nieludzkie. Czy takim człowiekiem był ten mężczyzna, czy to jednak zasłona przed pokazaniem tego, kim był/jest naprawdę?

Choć książka jest dość chaotyczna i pomieszana to czyta się szybko. Tylko momentami potrafi męczyć. Myślę jednak, że spowodowane jest to tym, że wybrany do dialogu mężczyzna okazał się być poprostu małomówny. Na całe szczęście pozycja krąży wokół tematu instytucji kata, więc wszelkie ciekawostki czy informacje czyta się z zaciekawieniem, a przy okazji jeżeniem włosów. Mimo kilku wpadek polecam serdecznie jeśli kogoś interesuje taka tematyka.

Ocena: 8/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję księgarni  Aktywa.