niedziela, 27 maja 2018

Tijan Meyer - "Anti-stepbrother. Antybrat"

Tytuł: Anti-stepbrother. Antybrat
Autor: Tijan Meyer
Stron: 446
Gatunek: New Adult, romans, obyczaj, dramat, młodzieżowa, literatura kobieca, literatura współczesna
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-657-4082-3

Z piórem Tijan Meyer spotkałam się po raz pierwszy. Prawdopodobnie dlatego, że nie czytam po angielsku, a to bodajże pierwsza jej powieść wydana po polsku. No i nie do końca pisze w moich klimatach. Tyle że tego rodzaju książki lubię traktować jako przerywnik między tym, co dla mnie znane i kochane, czyli kryminały i thrillery. Moją uwagę przykuł po części opis, a po części okładka. No cóż, kobieta, która jest wzrokowcem, ma swoje wady. Plusy jednak też - osobiście dzięki temu czytam to, po co nie widząc okładki, bym nie sięgnęła, co w ogólnym rozrachunku daje więcej przeczytanych pozycji.

Summer kilka lat wcześniej traci mamę, z czym tak naprawdę w dalszym ciągu się nie pogodziła. W jej sercu nadal tkwi dziura, która przypomina, jak wielkiej doznała straty. Kiedy jej ojciec bierze ślub, nie jest tym załamana. Z macochą dogaduje się wyjątkowo dobrze i dochodzi do wniosku, że nie wiele potrzeba jej do szczęścia. Tylko że to niewiele to jednak zbyt wiele jak się okazuje. Prócz przybranej matki w spadku dostaje także przybranego brata, którym jest Kevin. Chłopak pożądany chyba przez całą damską część szkoły. Choć nie łączą ich więzy krwi, to Summer nie miałaby zupełnie nic przeciwko, gdyby połączyło ich coś innego. Na przykład uczucie. Kiedy, więc Kev wyjeżdża do college'u dziewczyna nie waha się, by jechać z nim. 

Na miejscu jednak docierają do niej dwie rzeczy. Kevin nie ma powodu do narzekania, jeśli chodzi o powodzenie u dziewczyn, a ona zaczyna być zazdrosna. Chce być jego numerem jeden. Tyle że do czasu aż na jej drodze nie pojawia się Caden Banks. Znajomy z bractwa Kevina, który przy okazji okazuje się kimś na kształt wroga. Obaj panowie nie pałają do siebie ani krztą sympatii. A jednak to do tego umięśnionego, wytatuowanego i niezwykle seksownego młodego mężczyzny zaczyna wyrywać się serce Summer. Dziewczyna zaczyna się wahać i czuje, że stoi na rozstaju dróg. Uczucia do Kevina nie wygasną z dnia na dzień i cały czas liczy, że on ją zauważy. Z drugiej strony zrozumienie i oparcie ze strony Cadena również kusi, a jego wygląd jej nie pomaga.

Na kim w ostateczności skupi się Summer? Czy pogodzi się ze stratą matki? Kto da jej potrzebne wsparcie: przyrodni brat czy obcy chłopak? Kim jest tak naprawdę Caden i czy to, co czuje do niego dziewczyna, jest obustronne?

Cała historia może i była by ciekawa gdyby nie jeden poważny szkopuł. Autorka chciała w książce umieścić za dużo wątków. Nieporadny styl, pomieszanie z poplątaniem jeśli chodzi o sytuacje, chaotyczne próby łączenia całość w coś co ma ręce i nogi. To męczy czytelnika i to bardzo. Psuje radość z czytania samego w sobie. No i bohaterowie. Mamy tu studentów z charakterami gimnazjalistów. Pomijając fakt, że historia jest mało realna ( w końcu książki są po to by uciec od codzienności i przenieść się w świat fantazji) to po prostu jest dla mnie nieudana powieść. Nie zniechęcam, bo może dla kogoś z Was to będzie coś co pokochacie w przeciwieństwie do mnie.

<Ocena: 6/10>



Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Wydawnictwo Kobiece

niedziela, 20 maja 2018

Britt Collins - "Mój przyjaciel kot"

Tytuł: Mój przyjaciel kot
Autor: Britt Collins

Stron: 356
Gatunek: obyczaj, literatura współczesna, literatura kobieca, dramat, 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-655-0623-8

I Ci, co mnie znają i ci, co śledzą mój blog wiedzą, że zwierzęta to moja miłość na równi z książkami. Gdyby ktoś kazał mi wybierać między czymś do czytania a jakimś czworonogiem (może mieć więcej i mniej nóg) to załamanie nerwowe gwarantowane. Na szczęście przez prawie 30 lat mego życia wyboru takowego dokonywać nie musiałam. Kochani, a jak myślicie, co wyjdzie, gdy miłośnik tych dwóch jakże różnych światów otrzyma książkę z opisem przygód np. bezdomnego i kota jak w tym wypadku? No właśnie. To, co najlepsze.

Michael King od lat jest bezdomnym. Sam wybrał sobie takie życie, chociaż gdy zaczynał, myślał raczej o przejściowym etapie w swoim życiu. Posypało mu się życie i chciał wszystko rzucić i przez jakiś czas walczył o coś na kształt zresetowania umysłu i własnego bytu. Nie udało mu się, mało tego faktycznie stracił dom i do życia na ulicy musiał przywyknąć. Jednak to, co zostało u niego jeszcze z czasów dzieciństwa to miłość do zwierząt (zabrzmiało mi to znajomo).  Kiedy wraz z ulicznym przyjacielem znajdują ranną i zaniedbaną kotkę bez wahania jej pomagają. Jakby tego było mało, ona pomaga im. Michael wraz z innymi uzbierane pieniądze, zamiast wydawać jak do tej pory na alkohol, przekazuje je na karmę i rzeczy dla Tabor (imię kotce nadali od knajpy, w której pobliżu ją znaleźli). Kotka jest niezwykle wdzięczną towarzyszką życia na ulicy, ale mężczyzna świadom jest, że ona w przeciwieństwie do niego ma dom. Tak oswojony kot nie żyłby byle gdzie, a ona wręcz lgnie do ludzi. Przez pierwsze dni ich wspólnie spędzanego czasu obawy o to, że kotka ucieknie, powodowały, że uciecha z towarzysza była stłumiona, ale z czasem między mężczyzną a kotem rodzi się głęboka przyjaźń. Jako że w Portland nadeszła sroga zima oboje wyruszają w podróż ku słonecznej Kalifornii. Na drodze spotykają wielu wspaniałych ludzi, którzy niezwykle chętnie im pomagają. Problem pojawia się nagle... Michael zabiera swoją przyjaciółkę do weterynarza, a tam okazuje się, że młoda kotka ma chipa i właściciela. To, czego tak strasznie bał się mężczyzna, okazuje się prawdą. Przed bezdomnym niezwykle ciężka i trudna decyzja. Czy zdobędzie się na to, by rozstać się z Tabor i oddać ją jej prawdziwej rodzinie? Czy jeśli to zrobi uda mu się znaleźć nowy cel w życiu, czy powróci do życia sprzed przyjaźni z mruczącym towarzyszem?

Pewnie nie jeden miłośnik fauny śledzi wydawnicze nowości o zwierzętach, więc wiedzą, że "Mój przyjaciel kot" był i jest nadal jedną z  polecanych pozycji. Mnie osobiście nie trzeba zachęcać do czytania tego rodzaju powieści, a te oparte na prawdziwych historiach to już w ogóle obowiązek, jeśli chodzi o biblioteczkę. Jeśli zatem podobnie jak ja jesteś zwierzofanem i książkoholikiem to nie zastanawiaj się tylko łap książkę w ręce i czytaj, czytaj i czytaj.

<Ocena: 8/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję księgarni Tania Książka

niedziela, 13 maja 2018

Agnieszka Pruska - "Zwłoki powinny być martwe"

Tytuł: Zwłoki powinny być martwe
Seria: ABC
Autor: Agnieszka Pruska 
Stron: 428
Gatunek: literatura polska, kryminał, humor, komedia
Wydawnictwo: Oficynka
ISBN: 978-83-643-0790-4

Kiedy w moje ręce trafiły trzy części o komisarzu Uszkierze, pióra Agnieszki Pruskiej byłam pewna, że oto po prostu zacznę przygodę z nową serią. Okazało się, że nie tylko. Zarówno jej styl, jak i bohaterowie naprawdę przypadli mi do gustu.  Powieści, choć kryminalne czytało się lekko, ale i z zainteresowaniem. Jako jedna z niewielu Agnieszka pokazała, jak wygląda prawdziwa praca policji, czyli... Rozmowy i raporty. I niech Was to proszę, nie przeraża, bo zrobiła to umiejętnie i pozycje wciąga się w zastraszającym tempie. Kiedy ujrzałam "Zwłoki..." pomyślałam: muszę je mieć i przeczytać! A kiedy znalazłam adnotację, że kryminał jest z humorem, no to już było pewne, że nie popuszczę.

Jest lato, właśnie zaczęły się wakacje i dwie nauczycielki z Gdyni postanawiają wyjechać na wczasy. Ich wybór pada na urokliwą leśniczówkę w Olsztynku, gdzie planują leniuchować, odpoczywać, zbierać grzyby i czytać. Tyle że plany szybko biorą w łeb, bo na spacerze prócz zbierania malin kobiety znajdują coś jeszcze. Są to zwłoki. Po zgłoszeniu tego na policję i powrocie na miejsce zdarzenia ciała mężczyzny brak. No cóż, jak się okazuje, nie każde zwłoki są martwe i statyczne.

"O Matko Boska! Ruchliwe zwłoki! Jakoś mi się to nie skojarzyło z przemieszczeniem ciała w inne miejsce, ale najpierw z tańczącym nieboszczykiem, a potem ze zwłokami nieco przechodzonymi ruszającymi się za sprawa zasiedlającego je robactwa."*

Kobiety, by się rozerwać jeszcze bardziej niż planowały przed znalezieniem uciekającego trupa postanawiają pobawić się w policjantki i zaczynają swoje prywatne śledztwo. Zaczynają oczywiście od przeszukania lasu w okolicy miejsca zdarzenia, rozszerzając systematycznie swoje poszukiwania. W ich głowach rodzą się przeróżne pomysł kto i dlaczego zabił, czy w ogóle zabił, a może jednak mężczyzna był nietrzeźwy lub stracił przytomność i wiele wiele innych opcji. A im więcej możliwości tym Alicja i Julia są bardziej podniecone faktem rozwiązania zagadki. No a pomysłów im nie brakuje - zorganizowane grupy przestępcze, zdradzeni kochankowie, a nawet "kilka" lat wstecz, czyli koncepcja o hitlerowskich skarbach i zemście. 

Jedno jest pewne, nauczycielkom nie można zarzucić braku wyobraźni. A jak dodamy do tego ich pomysły, jak zdobywać potrzebne informacje to naprawdę dostaniemy genialny materiał do oderwania się od codziennych smutków i problemów.

Agnieszka Pruska stworzyła niesamowity kryminał z porządną dawką humoru. Jej powieść to cudowny wybór dla tych, którzy mają kiepskie dni - szczególnie że nie jest ani krwawa, ani makabryczna. Nada się na prawdę dla każdego. Chciałabym czegoś jeszcze w tym stylu i mam nadzieję, że autorka napisze coś podobnego. Kto wie - może gdańskie nauczycielki powrócą z kolejnymi niby-zwłokami? Byłoby ciekawie. A ja szykuję się, by powrócić do przygód komisarza Barnaby. Przeczytajcie "Zwłoki...", bo warto!

* - cytat z "Zwłoki powinny być martwe" Agnieszka Pruska

<Ocena: 9/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Oficynka

sobota, 12 maja 2018

Anna Snoekstra - "Laleczki"

Tytuł: Laleczki
Autor: Anna Snoekstra
Stron: 336
Gatunek:  kryminał, thriller psychologiczny, dramat, obyczaj
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
ISBN: 978-83-276-2518-2

No i nadszedł czas, gdy po raz drugi w moje ręce trafia twórczość Anny Snoekstry. Muszę przyznać, że pierwsze spotkanie zrobiło na mnie ogromne wrażenie stąd też, gdy ujrzałam kolejną książkę, musiałam ją mieć i przeczytać bez zastanowienia. Zaufałam, że autorka potrafi pisać i to  efektownie. Czy zrobiłam dobrze, ufając bezgranicznie w jej umiejętności? Zobaczmy.

Colmstoc to mała mieścina bez perspektyw na przyszłość, jeśli chodzi o jej mieszkańców. Bezrobocie ma tu wyjątkowo wysoki odsetek, a nielegalne interesy są na porządku dziennym. Społeczeństwo jest wyjątkowo hermetyczne i wydaje się, że każdy o każdym wie dosłownie wszystko. Mieszkańcami wstrząsa tragedia, jaką jest pożar sądu oraz śmierć jednego z ulubieńców miasteczka - Bena Rileya. Rose Blakeley jedna z młodych mieszkanek Colmstock marzy o karierze dziennikarki i z niecierpliwością czeka na odpowiedź z gazety "Sage Review" o możliwość odbycia u nich stażu. Niestety e-mail, jaki dostaje, jest negatywny i dziewczyna świadoma jest, że aby ruszyć do przodu musi napisać zdecydowanie dobry tekst. Ponieważ spokój ludności budzą pojawiające się w tym samym czasie pod drzwiami niektórych laleczki iście podobne do ich dzieci. Rose to wykorzystuje, pisząc artykuł o tej sytuacji. Szczególnie że jej siostra dostała taką lalkę, a krążące po okolicy plotki mówią, iż podrzuca je pedofil, znacząc w ten sposób kolejne ofiary. Artykuł dziewczyny ukazuje się w mniejszej gazecie. Problem w tym, że nie każdemu podoba się to, że Rose ujawnia pewne zdarzenia z ich miasteczka. Im więcej ona zadaje pytań, tym bardziej niektórzy uważają, że zasługuje na karę...

Opis zapowiadał książkę równie ekscytującą co "Córeczka". Niestety muszę się skupić na słowie "zapowiadał". To, co dostałam i przeczytałam, a raczej umęczyłam, totalnie mnie zawiodło. Czułam się, jak by napisała to nie Anna, tylko jakiś nieudacznik. Ciężko mi się pisze takie rzeczy, szczególnie, że na prawdę pierwsza jej książka była genialna. Może za wysoko postawiła sobie poprzeczkę, może ja za dużo wymagam, a może trochę tego, trochę tego. Pomysł był genialny, wykonanie zdecydowanie gorsze. I tylko zakończenie zrobiło na mnie w miarę dobre wrażenie, choć czułam, jakby było wymuszone. Anna Snoekstra jest autorką, którą po pierwszej powieści szukałam i oczekiwałam w zapowiedziach. Teraz zastanawiam się, jak będzie z kolejną pozycją, bo aktualnie szkoda by mi było czasu. Żałuję, że autorka tak się opuściła, ale liczę, że było to jednorazowe potknięcie.

<Ocena: 5/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu HarperCollins Polska

czwartek, 3 maja 2018

Avital Norman Nathman - "Liga (nie) złych mam. Egoistki z miłości"

Tytuł: Liga (nie) złych mam. Egoistki z miłości
Autor: Avital Norman Nathman

Stron: 382
Gatunek: reportaż, literatura współczesna, literatura faktu, literatura kobieca, dokument
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-657-4027-4

Nie jestem mamą. Nie wiem, czy będzie mi dane nią zostać. Skąd więc zainteresowanie właśnie tematyką macierzyństwa? Jest kilka powodów. Spędzam z dziećmi na prawdę dużo czasu. Kocham je i lubię słuchać oraz czytać o przygodach zarówno maluchów, jak i ich rodziców.

"Liga (nie) złych mam. Egoistki z miłości" to zbiór esejów. Zestaw jakże różnych opowieści matek, które może nie nigdy, ale zdecydowanie rzadko wyglądają tak jak te z pierwszych stron gazet.

Wszystkie razem, ale też każda z osobna wydały na świat istotkę lub kilka. Stworzyły nowe życie, które ma w sobie kawałek ich samych. I choć nie są idealne ani jako kobiety, ani jako matki, co same potwierdzają to łączy je jedno. Miłość do dzieci oraz to, że są dla nich dobrymi mamami. To nic, że makijaż nie jest idealny, ubrania nie są wyprasowane na kant, a kuchnia nie jest tak czysta, by jeść z podłogi (a jednak dzieci lubią to robić). W końcu mówi się, że:

"Dobre mamy mają bałagan w kuchni, brudną kuchenkę, stos prania, lepką podłogę oraz szczęśliwe dzieci"

Tak jak wspomniałam - nie jestem matką. Nie będę, więc oceniać ich postaw, ich decyzji, ich zachowania. Niemniej nie wszystkie rozumiem. Kilka rzeczy mnie przeraziło. Palenie trawki, by przetrwać w towarzystwie dziecka? Aborcja, czyli zabieg jak każdy inny, który nie ma skutków ubocznych? Nie, tego nie zrozumiem.

Jedne planują od własnego dzieciństwa, ile będą miały dzieci, jak będzie wyglądała ich rodzina, co i jak będzie robione. Niektórym się to udaje, innym nie. Drugie idą na żywioł, nie planują, tylko żyją tym, co teraz. Nie ważne kim są z zawodu, czy ich życie jest rozplanowane co do minuty, czy są samotne, homo czy heteroseksualne. Łączy je jedno - są matkami i dla dziecka zrobią wszystko.

Z obserwacji wiem, że walka między matkami bywa zacięta i zastanawiam się niejednokrotnie: "dlaczego?". Czy naprawdę tak ważne jest to, czy moje dziecko będzie miało więcej zajęć pozalekcyjnych? Czy jego ubrania są firmowe? Czy ładnie wygląda? A może trzeba zafundować operację plastyczną na nos lub uszy? Moje dziecko musi być idealne, a ja jego matka razem z nim. Na prawdę? A nie wystarczy, by zarówno rodzicielka, jak i jej potomstwo byli szczęśliwi? Szczęście to nie firmowe buty za setki złotych. Uśmiech to nie umiejętność grania na czterech instrumentach i mówienie w sześciu językach w wieku lat czterech, gdy jeszcze dobrze nie zna się swojego ojczystego. To wsparcie i towarzystwo rodzica. To wspólnie spędzony czas - tak na pracy, jak i zabawie. To wspólna nauka.

Nie jestem matką, ale jestem córką. I wiem, ile pracy musiała włożyć moja mama, w to, bym była tym, kim jestem. By w tym czasie Ona nie zatraciła tego, kim była i kim jest. Jestem jej wdzięczna i do końca życia mój szacunek do niej się nie zmniejszy. Wierzę, że wręcz przeciwnie z dnia na dzień będzie większy.

Jako kobieta i córka chciałabym móc powiedzieć, że zrobiłam wszystko, co mogłam, by moja mama była ze mnie dumna. Mam też nadzieję, że jeśli będzie mi dane zostać mamą, to moje dziecko kiedyś powie, że jest zadowolone ze swojej mamy.

Sięgając po tę pozycję, bardzo się bałam. W głowie nadal miałam jakże nieudaną dla mnie książkę "Żałując macierzyństwa". Strach, że ta pozycja wbije gwóźdź do mej trumny, był ogromny. Siadłam, zaczęłam czytać i odpłynęłam. Chciałabym tę książkę polecić każdej matce. By znalazła tę chwilę czasu dla siebie i zobaczyła, że idealna matka to nie tylko ta w pełnym perfekcyjnie zrobionym makijażu, z dzieckiem cudownie wychowanym, czystym i grzecznym. To czasami trochę brudu i złości, kropla goryczy i smutku, śmiechu i zabaw. Szczęśliwa mama to szczęśliwe dziecko, a szczęśliwe dziecko to brudne dziecko. Wniosek jeden - ideał nie zawsze idealnie się prezentuje!



<Ocena: 9/10>


Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Wydawnictwo Kobiece

Amo Jones - "Srebrny łabędź"

Tytuł: Srebrny łabędź
Cykl: Elite Kings Club #1

Autor: Amo Jones
Stron: 336

Gatunek:  literatura obyczajowa, literatura erotyczna, dramat, romans, literatura współczesna, literatura młodzieżowa, New Adult, fantastyka
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 
978-83-656-0183-4


Powód, dla którego sięgnęłam po tą pozycję jest błahy i zdecydowanie u mnie pospolity - ciekawość. Mówią swoją drogą, że jest ona pierwszym stopniem do piekła. I czasami jestem skłonna to potwierdzić jak nigdy. Nie lubię fantastyki. Niektóre elementy jestem w stanie potraktować neutralnie, czasami coś mi się spodoba, ale zasadniczo omijam szerokim łukiem wszystko to, co ma z nią cokolwiek wspólnego - szczególnie, gdy jest to jawnie napisane. Tu nie wiedziałam co będzie, a opis wydawał się intrygujący. Zatem dlaczego nie?

Madison Montgomery to zwykłą dziewczyną. Tyle że z dość bogatego domu. Jej życie ulega zmianie, gdy matka dopuszcza się zbrodni, a następnie popełnia samobójstwo. Skandal, jaki wybucha, nie daje dziewczynie żyć - ląduje na językach chyba wszystkich osób. Ojciec Mad żeni się ponownie, a wraz z tym podjęta jest jeszcze jedna decyzja. Rodzina się przeprowadza, a nastolatka trafia do prywatnej szkoły. Panna Montgomery jest pewna, że to będzie start w nowe życie, że zacznie wszystko od nowa...

Jak w każdej chyba szkole tak i w tej są grupki, kluby i elity. Jedną z nich jest Elite King's Club, który otoczony jest aurą tajemnicy i mroku. Odczuwa się, że uczniowie się ich boją i unikają. Oczywiście Madison nie chce wierzyć, że dziesięciu niepokornych chłopaków może mieć wszystko i wszystkich w garści. A jednak to w co chce wierzyć, nie pokrywa się z tym, co widzi i czuje. A jej wątpliwości z dnia na dzień stają się coraz większe. Powodem okazuje się przywódca klubu - Bishop, któremu Mad wpada w oko, a który postanawia na nią zapolować.

Kim tak naprawdę są członkowie Elite King's Club?  Czy Madison coś grozi? Co ma wspólnego jej przeszłość z tym, co ją czeka? Czy dziewczyna jest w stanie zmienić to, co szykuje jej los? 

Książka zapowiadała się naprawdę ciekawie. Niestety bardzo szybko musiałam zmienić zdanie. Nie potrafiłam się w niej odnaleźć, a główna bohaterka doprowadzała mnie do szału. Jednak nie o to chodzi, bo jednych możemy lubić a drugich nie. Styl autorki oraz historia mnie nie przekonały, nie wciągnęły i nie zachęciły. Mogłabym powiedzieć, że może dlatego, iż przesłanie jest dla młodzieży, a ja mam swoje lata i nie wszystko muszę tolerować. Chciałabym powiedzieć, że powieść wywołała skrajne emocje. Tak, ale tylko negatywne. Te pozytywne zmieściłyby się na placach u jednej ręki, a i to byłyby chyba naciągane. Nie, nie zniechęcam do pozycji. Jeśli czujecie, że to klimaty dla was to sięgajcie i czytajcie. Może będzie to jedna z Waszych ulubionych serii. Ja niestety pasuję po pierwszym tomie.

<Ocena: 4/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Wydawnictwo Kobiece