wtorek, 26 marca 2019

Charles Campisi, Gordon Dillon - "Dobry gliniarz"

Tytuł: Dobry gliniarz 
Autor: Charles Campisi, Gordon Dillon
Stron: 528
Gatunek: literatura faktu, reportaż,
Wydawnictwo: Dragon
ISBN: 978-83-788-7880-3

Nie minęło zbyt wiele czasu od przeczytania innej, ale przede wszystkim polskiej książki o realiach w policji. Teraz czas przyszedł na fakty, jakie kryje za sobą New York City Police Department. Nim zacznę pozwólcie, że będę pisać skrótami (każdy będzie wyjaśniony). Autor pozycji, czyli Charles Campisi to legendarny szef biura spraw wewnętrznych zwanych u nich IAB (Internal Affairs Bureau - Biuro Spraw Wewnętrznych), czyli jak nasze BSWP (Biuro Spraw Wewnętrznych Policji). Przynajmniej powinno być adekwatne, a już wiem, że nie jest. Nasze Biuro chyba delikatnie zaniedbuje swoje obowiązki. Tyle że po odejściu Charlesa u nich też zaczynają się problemy...

Autor marzył o pracy w NYPD od młodości, a trzeba przyznać, że to nie była w jego rodzinie praca z pokolenia na pokolenie. Nie, on sam chciał osiągnąć coś więcej. Pomagać innym. W 1974 roku kończy nowojorską akademię policyjną, po czym zaczyna pracę najpierw w strefie ruchu drogowego, a potem w 73. komisariacie zwanym również Fortem Z - to charakteryzująca się wysoką przestępczością część Brooklynu. Rok później zostaje zwolniony z powodu kryzysu i braku pieniędzy wraz z prawie trzema tysiącami innych funkcjonariuszy. Gdy po niemal dwudziestu dwóch miesiącach wraca do służby i jako kapitan w roku 1989 zostaje szefem 6. komisariatu na Manhattanie. Po niespełna czterech latach zostaje zwerbowany do IAB w celu objęcia dowództwa nad CPAU (Corruption Prevention & Analysis Unit, czyli jednostka ds. prewencji korupcji i analiz). 

I tak naprawdę to tutaj zaczyna się cała historia tej napisanej przez Charlesa książki. Choć tytuł to "Dobry gliniarz" to opisuje on tutaj tych złych. Pokazuje on jak Ci PRAWDZIWI walczą często wbrew sobie, bo w końcu "kablowanie" to zło z tymi, którzy psują ich renomę, ich opinię. Tych, którzy bezczeszczą mundury, niszczą dobre imię funkcjonariuszy. Handel narkotykami, prostytucja, korupcja czy... dziecięca pornografia. NYPD powinno z tym walczyć, a nie brać w tym udział. Do tego więc służy IAB, który na czele z Campisim działa. Walczą sami, z pomocą innych agencji oraz prawych policjantów czy cywilów. Tak zwane "testy uczciwości" by udowodnić niewinność lub winę konkretnego funkcjonariusza. Często wykonywane też losowo i niespodziewanie w trakcie całej służby policjantów. Niejednokrotnie prawdziwe i życiowe sytuacje brane są właśnie za takie test IAB stąd łatwiej o porządek, bo policjanci wolą dmuchać na zimne (oczywiście mowa o tych, którzy nie do końca byliby uczciwi bez nadzoru). 

O samej treści można by dużo mówić. Zresztą sam Charles przyznał, że te opisane przypadki to tylko wybrane historie, które szokują nie tylko nas cywilów, ale głównie innych funkcjonariuszy NYPD. W końcu do Policji idzie się pomagać, a nie dołączać do świata przestępczości. To ma być służba dla państwa, dla miasta, dla ludzi, a nie przeciw nim. Niestety tak zwane czarne owce zdarzają się wszędzie. Każdemu potrafią zepsuć reputację i zagrozić dobremu imieniu tych PRAWYCH obywateli. Serce się kraje, gdy czyta się takie rzeczy, gdy uświadamia się nam cywilom, że nawet mundurowi nie zawsze są godni zaufania tak jak być powinno. I ta chwila, kiedy zastanawiasz się (choć tych "felernych" jest naprawdę znikomy odsetek) czy możesz zaufać, czy mundurowy przed Tobą jest prawdziwy i czy nie uwikłany, jest w jakieś przekręty...
Wierzmy jednak w tych dobrych, stojących po stronie prawa, po NASZEJ stronie. Tak w NYPD, jak u nas. Pozwólmy by Ci PRAWI mundurowi nie tracili przez pojedyncze przypadki dobrego imienia. Jeśli oni pracują dla nas, my bądźmy po ich stronie i nie oczerniajmy z powodu ZŁYCH gliniarzy. Ci DOBRZY zdecydowanie na to zasługują.

<Ocena: 10/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję  Wydawnictwo Dragon

poniedziałek, 25 marca 2019

Diana Palmer - "Serce jak głaz"

Tytuł: Serce jak głaz
Cykl: Wyoming Man (tom 6)
Autor: Diana Palmer

Stron: 416
Gatunek:  literatura kobieca, romans współczesny, literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans, dramat, sensacja, kryminał
Wydawnictwo: HarperCollins
ISBN: 978-83-
276-3769-7


Diana Palmer jest mi dobrze znana. Bardziej dzięki mamie niż samej sobie, ale owszem sięgam po jej książki. Ot przerywnik w czymś poważnym, czasami męczącym psychicznie. Skąd pomysł by akurat teraz po nią sięgnąć? Może słonko za oknem, a może okładka, która przypomina wiosnę/lato gdzieś na farmie. I tu niemiłe zaskoczenie - okładka to fake, bo opowieść toczy się zimą co trochę mnie zaskoczyło i nie pocieszyło. 

Meredith zagraża śmiertelne niebezpieczeństwo. Pomaga jej przyjaciel, który proponuje by zamieszkała na ranczu jego brata, które jest wyjątkowo dobrze chronione przez fakt posiadania bardzo drogiego bydła, które tam hodują. Ren Colter, który jest właścicielem zgadza się na to, choć jak się okazuje nie zna prawdy dlaczego Merrie się ukrywa. Niestety w momencie, w którym poznaje młodą kobietę zaczyna żałować swojej decyzji. Śliczna i drobna blondynka budzi w nim instynkt opiekuńczy, a Ren obiecał sobie, że jego serce będzie niedostępne dla żadnej kobiety po tym jak zdradziła go narzeczona. Sama Meredith też czuje, że mężczyzna nie jest jej obojętny i budzi w jej ciele coś czego nigdy nie czuła. Problemem okazuje się przeszłość Merrie oraz jej wychowanie. A jak by tego było mało zachowanie Rena, który bierze dziewczynę za kolejną partnerkę Randalla tylko pogarsza sytuację. 

Ona nie wie co robić i jak się zachowywać, on nie rozumie, że uczucia rządzą się swoimi prawami. Ona mu ufa, a on to wykorzystuje, choć nie z premedytacją. Z powodu złych doświadczeń z kobietami odbiera ją jako oszustkę.

Tak jak wspomniałam Dianę znam i czasami czytuję, choć prawdziwą jej miłośniczką jest moja mama. Ja traktuję jej książki jako rozrywkę, a nie coś, co czytałabym nałogowo. I najczęściej wiem dlaczego. "Serce jak głaz" to typowy romans z porachunkami przestępczymi w tle. I pewnie wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że powieść jest po prostu bajkowa. Jedna z tych okropnie naiwnych, choć na plus przyznam, że nie zbyt słodkich. Nie ocieka lukrem jak niektóre. Wiem, że znów minie trochę czasu aż znów do niej sięgnę, ale zrobię to na pewno nadaje się do relaksu. Polecam miłośniczkom typowych kobiecych pozycji. Zdecydowanie będą zadowolone.

<Ocena: 6/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu HarperCollins Polska.

sobota, 23 marca 2019

Wywiad z Norbertem Grzegorzem Kościeszą

Norbert Grzegorz Kościesza
Karolina Marek: Panie Norbercie czy bycie policjantem było dla Pana marzeniem od dziecka, czy ta praca była jednak podjęta pod wpływem jakiegoś późniejszego impulsu?

Norbert Grzegorz Kościesza: Pani Karolino, nigdy nie marzyłem o byciu policjantem, raczej żołnierzem. Z tą policją wyszło jakoś tak, że po przeprowadzce na Podlasie postanowiłem dostać się do wojska lub straży pożarnej. W wojsku oficjalnie nie było miejsc, a znajomości nie miałem. A na straż pożarną okazałem się za stary. Więc postanowiłem dostać się do policji i jakoś tak dość gładko poszło.

KM: Aktualnie nie pracuje Pan już w Policji. Jak wspomina Pan czas tam spędzony? Czegoś się Pan nauczył, czegoś żałuje, a może za czymś tęskni? Czy coś się dzięki niej w Panu zmieniło? Bo to, że coś by Pan w tej pracy (a może raczej w warunkach i traktowaniu) zmienił wydaje mi się oczywiste po lekturze „Psów Prewencji”.

NGK: Czas w policji uważam z jednej strony za stracony, bo przestałem się rozwijać w jakimkolwiek kierunku. Z prostych przyczyn tj. brak czasu i zmęczenie po służbie oraz z powodu niechęci przełożonych, którzy nie wszystkim pomagali w dalszym rozwoju w kierunkach stricte policyjnych lub nawet w rozwoju własnym i kształceniu się.
Poznałem ludzi dobrych i złych, z wieloma kolegami mam świetny kontakt. Ci pierwsi są kompetentnymi, świetnymi policjantami. Zaś o tych drugich osobach chciałbym zapomnieć, że w ogóle istnieli i wstyd mi, że służą oni w firmie*. Nauczyłem się wielu rzeczy, które być może w cywilu się nie przydadzą. Co się zmieniło – stałem się bardziej nerwowy i mniej ufam ludziom, zwłaszcza byłym przełożonym. Oczywiście, że chciałbym zmian w policji, o tym informowałem przełożonych, którzy udawali, że nic złego się nie dzieje. W tej formacji jest wiele nieprawidłowości, braku jakiejkolwiek logiki i wszechwładzy niekompetentnych przełożonych.

KM: Co spowodowało, że w ogóle zaczął Pan pisać i czy od razu były to książki? A może poezja nie jest Panu obca i gdzieś głęboko schowane ma Pan również wiersze?

NGK: Już dawno próbowałem swoich sił w pisaniu, były to opowieści pisane dla siebie i czasem dla znajomych z dzielnicy. Opowieści pisane były w zeszytach, które zapewne skończyły w piecu.
Później długo, długo nic nie pisałem aż do czasów założenia bloga „Życie męskim okiem”, który już nie istnieje, a prowadziłem go cztery lata. Ludzie, którzy czytali mego bloga namawiali mnie na pisanie książek. W końcu przyszedł czas aby w 2017 roku wydać pierwszą książkę "Legenda o czwartym Królu", która cieszyła się sporym powodzeniem i w tamtym roku przed Bożym Narodzeniem została wykupiona. Obecnie szykuję jej ponowne wydanie w kolorze.
Co do wierszy to raczej nie mój klimat, wydaje mi się, że twardo stąpam po ziemi, a poeta to raczej ktoś bardzo romantyczny i marzycielski z głową w chmurach.

KM: Wiele osób, a w szczególności rodziców może Pana kojarzyć z jednego powodu - ma Pan na koncie kilka książkowych pozycji dla dzieci. Co skłoniło Pana do pisania właśnie dla nich? Czy były to własne pociechy, czy może poczuł Pan w sobie zew pisarza dziecięcego ot tak bez okazji?

NGK: Z uwagi na to, że służyłem w policji nie mogłem pozwolić sobie na pisanie wszystkiego co bym zechciał. Moja twórczość nie mogła licować z „dobrym imieniem” służby. Więc logicznym wydało mi się, że będą to bajki, które sam bardzo lubię. Wyobraźnię mam większą niż niejedno dziecko, bo gdzieś w głębi sam nim nadal jestem. A także dlatego, że bajki lubią moje dzieci. Na blogu także było kilka bajek.
Zdradzę także małą tajemnicę, moje dzieci piszą listy do Mikołaja, ja te listy przechwytuję po drodze i odpisuję im jako Mikołaj. Staram się by te listy były kolorowe i opowiadały jakieś fajne śmieszne historyjki. Na podstawie tych historyjek powstała właśnie bajka "Opowieści starej puszczy".


KM: Do tej pory pisał Pan o baśniach i legendach. Co się stało, że tak diametralnie zmienił Pan styl i stworzył jakże inną pozycję, jaką są "Psy Prewencji"?

NGK: Tu ponownie trzeba wrócić do bloga sprzed lat. Pisałem go pod pseudonimem i tam opowiadałem różne historie. Niektóre dość mocne, opowiadające także o życiu codziennym policjanta. Więc po zwolnieniu mnie z policji naturalnym, było, że pokusiłem się o mocną książkę z historiami z życia wziętymi.


KM: Czym była kropla, która przepełniła czarę i dlaczego postanowił Pan spisać to, co dzieje się za ścianami komend na papier tak by powstały "Psy Prewencji"? Powiedzmy, że książka szokuje, a wielu "cywilów" nie potrafi uwierzyć, że takie rzeczy dzieją się naprawdę. Pan miał odwagę to ujawnić. Nie obawiał się Pan?
NGK: Już od dawna nosiłem się z zamiarem opisania tego, co dzieje się za ścianami komend i fasadą ładnych mundurków i oficerskich uśmiechów. Kropla, która przelała czarę goryczy spadła już dawno temu. A później każda kolejna przybliżała mnie do realizacji i opisania faktów z życia mego i kolegów. To, że nie jestem już w tej formacji pozwoliło mi na szybszą realizację pomysłu i wydanie książki.
Cywil nigdy nie uwierzy jak jest naprawdę, żeby uwierzyć trzeba wejść w policyjne buty, być tam i robić to, co inni. Nie tylko ja ujawniam co się dzieje w tej firmie, są fora internetowe, które o tym piszą o patologii, jaka tam istnieje. Dużo ludzi pisze blogi pod pseudonimami… A czy ja się obawiam – dużo złego spotkało mnie od byłych przełożonych, wiem do czego są zdolni ci ludzie i wiem, że potrafią naginać fakty, przepisy i prawo na swoją korzyść. Każde ich kolejne posunięcie utwierdza mnie w moich przekonaniach co do tych osób. Mogę na to odpowiedzieć cytatem Stanisława Jerzego Leca: „I jak tu nie być optymistą. Moi wrogowie okazali się takimi świniami, jak przewidywałem.”

KM: Wiem, że planuje Pan kolejną książkę w stylu "Psów Prewencji" czyli "Folwark Komendanta". Czy ta książka będzie nawiązywała w jakiś sposób do tej pierwszej pozycji?
NGK: "Folwark komendanta" będzie nawiązywał do"Psów Prewencji" poprzez postacie bohaterów, których spotkamy nowej opowieści. Będzie także wiele nowych historii z życia codziennego funkcjonariuszy. Będą to opowieści prawdziwe zabarwione fikcją literacką. Jednak jak w przypadku "Psów Prewencji" zapewne bohaterowie pozytywni jak negatywni rozpoznają tam siebie.


KM: Na swojej stronie na Facebooku "Bookmaster - od amatora do autora" wspomniał Pan o planach i celach na ten rok. Możemy się, więc dowiedzieć, że "Folwark..." to nie jedyna pozycja, jaka ma szansę się pojawić spod Pana pióra. To również druga część "Strasznych legend hrabstwa kłodzkiego i okolic", a do tego "Dzielnica cudów" czyli powieść o swoim i nie tylko swoi m dzieciństwie z czasów PRL-u. Czy spisanie takich wspomnień świadczy o tym, że lubi Pan wracać do lat młodzieńczych? Czy ta pozycja będzie mogła trafić do każdego czytelnika, czy jednak szykuje się jakiś margines wiekowy?

NGK: Tak, są plany na wiosnę 2019 i nowe projekty, o których informuję na fanpage'u Bookmaster - od amatora do autora na FB. Moim planem jest napisanie tych trzech nowych tytułów, o których Pani wspomniała. Jednym z nich będzie Dzielnica cudów, która faktycznie jest powrotem do lat młodzieńczych, gdy nie byłem grzecznym chłopcem. Gdzie dużo się działo i nikt z moich przyjaciół nie martwił się o dzień jutrzejszy.
Ta pozycja nie będzie grzeczną książką, ale nie będzie też tak mocna, jak Psy Prewencji i Folwark komendanta, po prostu będzie inna. Nieuniknione będą wulgaryzmy, które były wtedy i są nadal najnormalniejsze w świeci. Jeśli zaś książka ma być prawdziwa to nie zabraknie także mocnych scen, brutalnych, smutnych i śmiesznych. Na pewno książka nie będzie dla dzieci raczej dla starszej młodzieży i dorosłych. Polecam przyszłą pozycję każdemu kto będzie chciał wrócić do czasów młodości oraz wszystkim, którzy lubią się pośmiać i poznać życie, jakie towarzyszyło nam w czasach PRL-u


KM: I ostatnie pytanie. Jakie plany na przyszłość Panie Norbercie? Czy "Folwark komendanta" będzie drugą i ostatnią pozycją dla czytelników dorosłych i wytrzymałych, która nawiązuje do Pana pracy w Policji? A może zechce Pan nas jeszcze czymś zaskoczyć? Czy jednak wróci Pan do pisania baśni i legend dla dzieci? W końcu te ostatnie mogą czytać tak młodzi, jak i starsi, a tematyka jakby bezpieczniejsza...

NGK: Pani Karolino "Folwark komendanta" może okazać się początkiem czegoś nowego i raczej nie będzie to ostatnia pozycja. Już przewiduję jej kontynuację, dlatego że "Folwark..." będzie jakby preludium, początkiem cyklu opowieści policyjnych, historii prawdziwych i opowiedzianych oczami byłego policjanta i jego kolegów.
Oczywiście nie zarzucę pisania baśni i legend. Dla dzieci będę pisał zawsze i wciąż mam nowe pomysły. Właśnie jedna z bajek bierze udział w konkursie, więc trzymajcie za mnie kciuki.
Jak się okazuje nawet tematyka bajek może być niebezpieczna, za to przecież miałem postępowanie dyscyplinarne. Z tego, co wiem i jakie wieści doszły do mnie, były mój komendant stwierdził, że pisanie bajek licuje jednak z dobrem munduru. Więc jak widać nie ma bezpiecznych tematów.  

* - policja jako całość, służyć w firmie to inaczej służyć w policji

KM: Panie Norbercie serdecznie dziękuję za rozmowę. Życzę wielu sukcesów tak zawodowych, jak prywatnych, a także jak najwięcej książek (to troszkę z mojego punktu widzenia jako czytelnika, bo chciałabym więcej i więcej).

Nadia Szagdaj - "To nie jest amerykański film"

Tytuł: To nie jest amerykański film
Seria: Dragon Kryminał
Autor: Nadia Szagdaj

Stron: 320
Gatunek: kryminał, thriller, sensacja, dramat,
Wydawnictwo:  Dragon
ISBN: 978-83-788-7878-0

O Nadii Szagdaj słyszałam za sprawą jej serii o Klarze Schulz. Plany by ją przeczytać były, są i będę. Tyle że teraz zdecydowanie bardziej mnie do tych pozycji ciągnie. Zasiadając do pozycji pt. "To nie jest amerykański film" byłam ciekawa, na co stać Nadię. W połowie byłam pewna, że wszystko już ułożyłam i wiem o co chodzi. No niestety autorka zatrzęsła całym moim światem i to wcale nie delikatnie. To nie było tąpnięcie na śląsku. To było jak trzęsienie ziemi z 1960 roku w Chile! Szacunek i czapki z głów. 

Teresa jest matką dwójki dorosłych już dzieci oraz żoną Juliana. Wydaje się, że państwo Pol prowadzi w miarę normalne życie, choć więzi  rodzinne są u nich raczej nikłe. Niestety pewnego dnia dochodzi do tragedii i Teresa zostaje porwana. Mimo zaangażowania całej rodziny i policji nie udaje jej się odszukać. Żądania okupu nie pomagają, gdyż porywacze nagle milkną. Kobieta znajduje się sama. Jej stan jest koszmarny - pobita, zgwałcona i zamknięta w sobie. Oliwia jej córka, próbuje nakłonić matkę by porozmawiała z policją i powiedziała co ją spotkało. Niestety nic to nie daje. Mało tego dziewczyna nie zdaje sobie sprawy, że teraz to jej zagraża niebezpieczeństwo i to nie byle jakie. Ktoś usilnie próbuje nie tylko zastraszyć, ale i grozić kobietom w rodzinie Polów. Przez to na jaw wychodzą rodzinne tajemnice i to nie byle jakie. 

Co i kto ma coś do ukrycia? Czy odkrycie rodzinnych sekretów to dobry pomysł? Do czego skłonni są ludzie by dopiąć swego? Czy pieniądze to motyw, któremu ciężko się oprzeć?

Gdy zaczynamy czytać tę książkę jedyna myśl, jaka nam przychodzi to: kolejny momentami mocny kryminał. I owszem tak jest, ale tylko do czasu. Dość nagle cała książka staje się jedną wielką zabójczą grą, gdzie nikt nie jest tym za kogo się podaje. Gdy już jest się pewnym (tak jak ja), że poukładało się wszystko po kolei, wie się kto i co zrobił Nadia Szagdaj wylewa nam kubeł zimnej wody na głowę. Już w pierwszym rozdziale podaje nam informacje, które są zdecydowanie niepewne, potem jest już tylko "gorzej". Dawno (jeśli w ogóle) nie dałam się tak wyprowadzić w pole. Czuję jednak mały niedosyt i liczę, że autorka napisze ciąg dalszy, bo zakończenie jest niepewne i jakby niedokończone. Albo zostawiła je dla wyobraźni czytelnika, albo otworzyła sobie drzwi do kontynuacji. Wolałabym opcję numer dwa, ale jeśli nie to chętnie poczytam inne jej pozycje, bo warsztat ma świetny. Szagdaj to autorka, która ma pomysł i umie go wykorzystać nie psując praktycznie niczego. Polecam, bo dawno nie czytałam czegoś tak genialnego.

<Ocena: 10/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję  Wydawnictwo Dragon

Rozdanie - "To nie jest amerykański film" Nadia Szagdaj - WYNIKI!

Tak jak była mowa dziś, czyli 23 marca 2019 roku ogłaszam zwycięzcę rozdania "To nie jest amerykański film"




Książkę Nadii Szagdaj pt. "To nie jest amerykański film"  ufundowaną przez wydawnictwo Dragon
Otrzymują:








Krysia Popiołek, która obserwuje FB 
jako krystyna



oraz







Dagmara Kowalewska, która obserwuje FB jako Dagmara Kowalewska









Zwyciężczyniom gratuluję i kontaktuję się w sprawie wysyłki książki!

wtorek, 19 marca 2019

Kristen Ashley - "Idealny mężczyzna"

Tytuł: Idealny mężczyzna
Cykl: Mężczyzna marzeń (tom 3)
Autor: Kristen Ashley

Stron: 544
Gatunek: erotyka, literatura kobieca, romans współczesny literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans, dramat, sensacja, kryminał
Wydawnictwo: Akurat
ISBN: 978-83-
287-1135-8


Połączenie romansu z sensacją nie jest mi obce za sprawą dwóch autorek. Sandra Brown oraz Nora Roberts już dobrych kilka lat temu otwarły przede mną wrota do tej niezwykle ciekawej mieszanki. Przed kilkunastoma dniami dołączyła do nich kolejna autorka - Kristen Ashley. I tu muszę dodać, że do mojego czytelniczego życia zawitała ona wejściem smoka. A takie coś jest u mnie zdecydowanie mile widziane. 

Jak możecie zauważyć "Idealny mężczyzna" to już 3 tom z cyklu Mężczyzna marzeń. Nie widze przeciwwskazań by czytać je osobno, ale ja mam manię kontrolowania co i jak czytam, więc musiałam robić to tak, jak wskazują cyferki. Historie osobne, ale łączy je fakt, że męskie grono się zna i niekoniecznie za sobą przepada. Do czasu aż nie znajdą swojej drugiej połówki - w tedy czas zakopać topór wojenny, a połączyć swe siły by pomóc wybrankom serca.

Mitch Lawson od czterech lat mieszka naprzeciwko Mary Hanover. Ona jest pewna, że zakochała się w nim od pierwszego wejrzenia. W końcu jak można oprzeć się wysokiemu, przystojnemu i świetnie ubranemu detektywowi? Tylko świat Mary to całkiem inny świat niż Mitcha. Kobieta wie, że należą do dwóch zupełnie innych lig światowych i jej uczucia nigdy nie zostaną odwzajemnione. Marabelle jest osobą, która przez własną matkę ma zmiażdżoną wiarę w siebie. Woli trzymać się na uboczu obserwując i marząc o tym, co by było, gdyby była inna. Mitch to widzi, bo obserwacja to jego drugie imię. Z własnego doświadczenia wie, że chyba nie można mieć niższej samooceny niż ma ta kobieta. Jedyne czego chce to jej pomóc. Zmienić to i dowiedzieć się co spowodowało, że Mara wierzy we wszystkich, ale nie w siebie.
Okazuje się, że szansa na to przychodzi w nietypowy sposób. Najpierw zepsuty kran, który Lawson chętnie naprawia, a potem pomoc przy opiece nad dwójką dzieci. Niestety życie Mary i jej dwójki podopiecznych będzie zagrożone i to nie z byle jakiego powodu. Detektyw zrobi wszystko by im pomóc. W końcu Mara kocha te maluchy nad życie. Kocha też jego, ale... 

Czy odważy się wpuścić Mitcha do swojego świata, świata Mary? Czy zrezygnuje z oceniania ludzi systemem od 1 do 10? Czy da sobie wreszcie szansę na odrobinę szczęścia i zrozumie, że choć urodzona przez śmiecia, to śmieciem nie musi być? Że każdy odpowiada za swoje życie i opinia, jaką ma matka nie musi być jej opinią? Czy Mitchowi starczy sił i cierpliwości by przebić się przez mur, za jakim chroni się nieśmiała kobieta? Czy ochroni kobietę, którą śledzi wzrokiem od czterech lat oraz jej pociechy?

Muszę powiedzieć, że właśnie to połączenie - sensacja z romansem jest dla mnie idealne na relaks. Sam romans czasami mnie mdli, bo to jednak słodziutkie jak cukier. Tu idealna proporcja flirtu oraz uczuć z dramatem i nutą kryminału. Pierwsza część pt. "Tajemniczy Mężczyzna" była dla mnie strzałem prosto w serce. Drugi tom pt. "Niepokorny mężczyzna" niestety sporo stracił, bo autorka sporo aspektów powieliła i to drażniło. Na szczęście "Idealny mężczyzna" to powrót na dobre tory i ponownie strzał celny. Polecam cały cykl. Ja czekam na kolejną pozycję tym razem o motocykliści!

  Ocena: 9/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Akurat

piątek, 15 marca 2019

Poznajcie, bo warto!

Domyślam się, że część z tych, co do mnie zagląda podobnie jak ja kocha nie tylko kryminały, ale i kryminalistykę. Że interesuje Was nie tylko życie złodziei, morderców czy innych psychopatów, ale również policjantów, strażaków czy innych służb mundurowych.

Nie wiem jak Wy, ale ja mam za sobą jedną z nowości wydawniczych. Jest nią książka pt. "Psy Prewencji" Norberta Grzegorza Kościeszy. 
Swoją drogą mam nadzieję, że w niedługim czasie uda mi się z autorem porozmawiać i udostępnić Wam wywiad z tym przesympatycznym człowiekiem. 

Dzisiejszy wpis jednak nie jest jednak recenzją, bo ta już się ukazała. Pierwsza książka Norberta, czyli właśnie "Psy Prewencji" zrobiła niemało hałasu. Jak niektórzy wiedzą tak pozytywnego, jak negatywnego.
Powiedzmy, że mnie to nie zdziwiło. Zdziwiło mnie za to coś innego, a mianowicie to, co dzieje się za kulisami niejednej komendy w Polsce. 

Teraz pracuje on nad kolejną pozycją pt. "Folwark komendanta". Posiadacze dzieci być może znają go jako autora książek dla dzieci. Np. "Opowieści starej puszczy" czy najnowsza "W leśnym stawie". 

Jeśli chcielibyście dowiedzieć się więcej tak o Norbercie, jak i jego celach i osiągnięciach to dołączcie do niego na Facebooku - Bookmaster - od amatora do autora.
Bądźcie ze mną i Norbertem. Niebawem odezwiemy się tu oboje w wywiadzie! A dziś zapraszam byście spróbowali poznać go sami. Sprawdźcie kogo kryje w sobie Norbert. Ja już wiem, że to wspaniały człowiek, którego warto pokazać na rynku wydawniczym. Ucieszą się zarówno dzieciaki, jak i dorośli.

czwartek, 14 marca 2019

Rozdanie - "To nie jest amerykański film" Nadia Szagdaj

Kochani już dziś do oddania w ramach rozdania mam "To nie jest amerykański film" Nadia Szagdaj. 
Fundatorem nagrody jest wydawnictwo Dragon.




Zgłaszanie trwa od 15 do 22 marca 2019 roku.
Już 23 marca 2019 roku ogłoszę wyniki!


Aby wziąć udział wrozdaniu wystarczy: 

(napisać nick/imię, pod jakim obserwujesz bloga bądź imię i pierwszą literę nazwiska, pod jakim lubisz/obserwujesz mój fanpage)
 
 Mile widziane również:

  • Podanie swojego adresu e-mail (aby ułatwić mi kontakt w razie wygranej)
  • Udostępnienie informację o rozdaniu

Regulamin:
1. Organizatorem rozdania jest właścicielka bloga:    ŚWIAT MIĘDZY STRONAMI
2. Sponsorem nagrody jest wydawnictwo Dragon
3. Aby wziąć udział w rozdaniu należy jedynie zgłosić swój udział, udostępnić post konkursowy i być obserwatorem bloga lub fanem fanpage ŚMS.
4. Konkurs trwa od 15 marca 2019 roku do 22 marca 2019 do godz. 23.59
5. Zwycięzca zostanie wyłoniony drogą losowania 23 marca 2019 roku.
6. Nagrodą są dwa egzemplarze książki "To nie jest amerykański film" Nadii Szagdaj.
7. W rozdaniu mogą brać udział osoby posiadające blogi oraz anonimowy uczestnicy, którzy podpiszą się imieniem/nickiem.
8. Rozdanie skierowane do osób zamieszkałych tylko i wyłącznie w Polsce.
9. Na kontakt mailowy od zwycięzcy czekam 7 dni. Po upływie tego czasu - nagroda przepada i ląduje w rękach kolejnej wylosowanej osoby. Jeśli potencjalny zwycięzca wcześniej zapoda swój adres mailowy - wtedy ja się z nim skontaktuję.
10. Rozdanie nie podlega przepisom Ustawy z dnia 29 lipca 1992 roku o grach i zakładach wzajemnych (Dz. U. z 2004 roku Nr 4, poz. 27 z późn. zm.)

niedziela, 10 marca 2019

Norbert Grzegorz Kościesza - "Psy Prewencji"

Tytuł: Psy Prewencji
Autor: Norbert Grzegorz Kościesza
Stron: 208
Gatunek: literatura faktu, reportaż, literatura polska, 
Wydawnictwo: Ridero
ISBN: 978-83-815-5569-2

Wymarzone dla mnie gatunki książek to nie tylko kryminały czy thrillery. To także wszelkie reportaże czy książki oparte na prawdziwych zdarzeniach. A skoro czytam o mordercach to mam potrzebę poznania też drugiej strony, tej lepszej, czyli policjantów. Stąd też pozycja „Psy prewencji” koniecznie musiała u mnie zawitać. To nie jest typowa książka o życiu policjantów na służbie. To realia jak ono wygląda. Bez mydlenia oczu, bez wypowiedzi wyższych sfer, które mówią to co chcą. To pozycja bez patronatu oraz zgody KGP, oraz MSWiA. Jej tekst próbowano ocenzurować, naciskano by usunąć wiele jej stron. Został nawet wydany nieoficjalny zakaz czytania tej książki przez funkcjonariuszy Policji. Zakaz wydany przez komendantów i przełożonych w kilku (czy aby na pewno?) komendach miejskich, powiatowych i wojewódzkich.

Ten wstęp sam za siebie mówi, że książka nie jest sielanką ani przyjemną lekturą, a co dopiero wymarzoną pracą dla kogoś, kto chciał pomagać innym. Wybór pracy policjanta to wybór świadomy. Wybór poparty tym, co chcemy robić. Jeśli chcemy porządku, walki z przestępczością i pomocy ofiarom to pierwszy zawód, jaki się jawi to właśnie policjant. A realia są całkiem inne.

„Ludzie, którzy stawili się do służby, pełni fascynacji i wyidealizowanych obrazków, po zderzeniu z rzeczywistością i mechanizmami istniejącymi w policji, takimi jak kolesiostwo, nepotyzm, sprzedawanie się za awanse i premie, popadają w alkoholizm i wypalają się zawodowo.” *

Zaznaczmy, że pewnie nie wszędzie tak jest, ale hierarchia robi swoje. Ta historia to historia tych na samym dole jej policyjnego odpowiednika. Większość to pracownicy prewencji stąd też i wziął się tytuł „Psy prewencji”

Gdy zasiadłam to tej książki to wiedziała od początku, że to jest właśnie to czego chciałam. Nie jakaś wyidealizowana pozycja jak to pięknie jest pomagać, jak szybko rozwiązuje się sprawy i jak nagradzani są policjanci za swoje osiągnięcia. Nie. To pozycja o gnojeniu, pomiataniu, kablowaniu. O wiecznym braku pieniędzy, sprzętu, a w pewnym momencie sił by walczyć.

„Psy prewencji” to historia w 80% prawdziwa. Dodana fikcja to fikcja kamuflująca. Postacie, imiona i pseudonimy powstały na potrzeby publikacji przez wzgląd, że niektóre osoby nadal pracują w Policji. Pod ksywkami często kryje się mieszanka dwóch osób. Jak wspomniał autor tym razem wszelkie podobieństwo do osób prawdziwych jest zamierzone i celowe. Zarówno koledzy, jak i wrogowie rozpoznają się po zachowaniu i akcjach, które, nawet jeśli częściowo spreparowane to między nimi dobrze znane.


Chciałabym na rynku więcej tego typu nowości. Dla mnie to pewne, że byłaby to zdecydowanie grupa bestsellerów, po które chętnie by sięgano. Nareszcie coś realnego, a nie wyidealizowanego jak w telewizji. Ja obecnie czekam na "Folwark komendanta", a jeśli autor zechce pisać więcej to oczywiście będę śledzić wszystkie jego pozycje. Warto

* - Cytat z "Psy Prewencji" Norbert Grzegorz Kościesza, str. 6-7

  Ocena: 10/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję księgarni  Tania Książka

sobota, 9 marca 2019

Jens Henrik Jensens - "Mroczni ludzie"

Tytuł: Mroczni ludzie
Cykl: Niels Oxen (Tom 2)
Seria: Editio Black
Autor: Jens Henrik Jensen
Stron: 490
Gatunek: kryminał, thriller, sensacja, dramat, kryminał skandynawski, 
Wydawnictwo: Editio
ISBN: 978-83-283-4404-4

Gdy siadałam do pierwszego tomu bałam się czy mimo iż to kryminał nie przytłoczy mnie tematyka polityki. Nic z tych rzeczy. Dawno nie czytało mi się książki aż tak płynnie i chętnie jak "Zanim zawisły psy". Nie było żadnych, ale żadnych przeciwwskazań, by nie przeczytać drugiej części pt. "Mroczni ludzie". Teraz jedyne, na co mam ochotę to... Trzeci tom! No, ale to już niebawem. A teraz zobaczmy co przeżył Oxen tym razem.

Niels Oxen to około czterdziestoletni weteran wojenny. Jedyne, o czym marzy to znaleźć się w miejscu odległym od ludzi, cichym i spokojnym. Wciąż myśli o utraconym psim przyjacielu, którego nazwał Mr. White. Stracił go, gdy chcąc uciec przed wszystkim co go otaczało skrył się w lesie. Przez przypadek pojawił się w nieodpowiednim miejscu i o nieodpowiedniej porze. Cała ta sytuacja wciąż się nie skończyła, a Oxen jest w ogromnym niebezpieczeństwie.

W sylwestrową noc Niels spędza w szopie na wyspie. Tam ratuje życie starszemu człowiekowi, który w zamian daje mu pracę i schronienie. Oxen przyjmuje to, co oferuje my Rybak w podzięce. Jednocześnie mężczyzna świadomy jest, że ścigający go ludzie nie mają żadnych hamulców przed tym by go dopaść i odzyskać to, co do nich należy. Tak, więc zabezpiecza część dowodów ich zbrodni, jakie zebrał. 
W tym samym czasie po wielomiesięcznych poszukiwaniach jego byłej partnerce Margrethe Franck udaje się go odnaleźć. Kobieta niestety nie wie, że przez to ściąga na niego ogromne niebezpieczeństwo, a to, co przeżyli kilka miesięcy wcześniej to naprawdę były ledwie przygody dla dużych dzieci.
Od teraz Niels Oxen musi walczyć nie tylko o życie, ale i dobre imię, a ta walka zapowiada się niezwykle brutalnie. Szczególnie że siły są nierówne, a Niels, który ogólnie ma z zaufaniem ogromne problemy teraz już w ogóle nie wie komu i czy w ogóle może zaufać.

Pewnie tak jak ja wywnioskowaliście jedno. Skoro jest trylogia to jeszcze w tej części zarówno Oxen, jak i Franck przeżyją. Uda im się uciec. Jednak sprawa wciąż jest otwarta, a nad nimi wisi ciemna i to bardzo ciemna chmura. Choć poluje się na głowę Nielsa, Margrethe też już zapłaciła za stanie po stronie tego mężczyzny. A jest gotowa zrobić znacznie więcej i ma gdzieś to, że odbije jej się to czkawką (oby tylko). 

Ja z utęsknieniem czekam na ostatni tom i już wiem, że będę tęsknić nie tylko za piórem Jensena (tu mam cichą nadzieję, że napisze coś jeszcze), ale przede wszystkim za Nielsem oraz Margrethe. Stworzył naprawdę genialny duet. Tak naprawdę to tylko jedna rzecz mi przeszkadza w całości. Zbyt częste powtarzanie, z jakimi problemami zmaga się Oxen. Tyle że jakoś mi to nie psuje wrażenia. Są momenty, gdy tego typu wstawi świetnie się wkomponowują, mimo iż czytelnik wie już co i jak. No ja chcę dorwać teraz "Zamrożone płomienie" i będę najszczęśliwsza pod słońcem. Zachęcam by poznać losy weterana wojennego Nielsa oraz jego nietypowej koleżanki Margrethe.

<Ocena 9/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio

niedziela, 3 marca 2019

NOWOŚĆ - "To nie jest amerykański film"





Kochani już 13 marca na rynek wydawniczy wchodzi intrygująca zapowiedź. 
Osobiście czekam na nią z ogromną niecierpliwością. Nadia Szagdaj znana jest pewnie nie jednemu czytelnikowi z cyklu o detektyw Klarze Schulz. Teraz czas na coś nowego. "To nie jest amerykański film" zapowiada się niezwykle ciekawie. Zobaczmy...




Coś o autorce:

Nadia Szagdaj – urodzona w 1984 roku we Wrocławiu. Z wykształcenia wiolonczelistka i śpiewaczka operowa, z pasji – pisarka. Związana również z fotografią, filmem i radiem. Autorka serii kryminałów retro o błyskotliwej detektyw Klarze Schulz oraz thrillera Love. Laureatka plebiscytu 30 Kreatywnych Wrocławia, dwukrotnie nominowana do Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus” oraz do Nagrody Kulturalnej Gazety Wyborczej „Warto”.

Matka Oliwii zostaje porwana. Rodzina dostaje żądanie okupu, ale po pewnym czasie porywacze milkną. Policja jest bezradna. Kiedy wszyscy tracą już nadzieję, kobieta się odnajduje. Nikt nie wie, co przeżyła, ponieważ uparcie milczy i odmawia współpracy z policją. Oliwia próbuje skłonić matkę do złożenia zeznań. Nie zdaje sobie sprawy, że teraz to jej grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. 




Rozpoczyna się zabójcza gra, w której nikt nie jest tym, za kogo się podaje…






"To nie jest amerykański film"

Nadia Szagdaj - Fragment
(…) Otworzyłam butelkę i postawiłam ją na blacie. Postanowiłam poczekać, aż trochę odtaje. Na dworze było zbyt zimno, by pić lodowate piwo. Wczytałam się w słowa Juliana, zastanawiając się, dlaczego człowiek - Facebook, mający więcej wirtualnych przyjaciół, niż sam był w stanie spamiętać, wypisywał wiadomości na kartkach przyczepianych do lodówki. I jeszcze zapewniał, że niedługo wróci, jakbym wciąż miała piętnaście lat. Rozczulił mnie tym. Weszłam do salonu i podeszłam do okna. Samochód, który minęłam rano, stał teraz zaparkowany pod drzewem naprzeciwko. Włączony telefon podświetlał twarze mężczyzn w środku, choć z tej odległości nie widziałam ich dokładnie. Naprawdę mi ulżyło. Chciałam im nawet pomachać, ale uznałam, że to głupota. Bolały mnie nogi. Byłam wykończona. Włączyłam telewizor i trafiłam na program publicystyczny o przemocy domowej. – Coś dla mnie – skomentowałam na głos, wspominając wczorajszą kolację. Dziennikarka, która napisała ostatnio dość popularną książkę o wdzięcznym tytule Pierścionek Agnieszki, opowiadała o doświadczeniach, którymi podzieliła się z czytelnikami. Ofiarom przemocy należy okazywać dużo zrozumienia – mówiła z ekranu Ina Fischer.
– Co ty wiesz? – zapytałam telewizora, myśląc o naburmuszonej Teresie, która sugerowała, że miałam coś wspólnego z jej porwaniem. – Niestety, brak reakcji z mojej strony sprawił, że moja przyjaciółka umarła – kontynuowała Ina.
– A moja matka nie. I nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać... – odparłam i wcisnęłam czerwony przycisk.
Telewizor wyłączył się i zapadła cisza. Usłyszałam bicie własnego serca. Dziwne wrażenie. Było wyraźne, a jednocześnie takie nierzeczywiste. Nie ruszałam się, by nie szeleścić. Cisza koiła nerwy. Na moment przestałam oddychać. I wtedy cudowne, błogie uczucie przerwał dźwięk najgorszy z możliwych. Dzwonek telefonu. Poderwałam się na równe nogi, wydając z siebie zduszony krzyk. W jednym momencie zamieniłam się w plątaninę dygoczących nerwów. Spojrzałam na ręce i zaraz potem splotłam dłonie, które trzęsły się jak osikowe liście. Dzwonek odzywał się raz po razie. Ruszyłam w stronę telefonu. Gdzie jest teraz policja?” – gorączkowałam się. Czy nadal tam są? Czy będę mogła im o tym powiedzieć? Najlepiej od razu. Podniosłam słuchawkę.
– Halo?! – wykrzyczałam, chcąc pokazać rozmówcy, że się nie boję.
– Pani Pol? – W telefonie zabrzmiał kobiecy głos.
– Tak... tak – odpowiadałam oszołomiona, jakbym nie była pewna, że ja to ja. Próbowałam się uspokoić. – Tu Oliwia Pol – potwierdziłam.
Pomyślałam, że któraś z moich pacjentek znalazła numer i potrzebuje pomocy. Kiedyś prowadziłam terapię w domu, w nieużywanym gabinecie Teresy. Pacjenci wciąż tu telefonowali.
– Pani Pol, mówi aspirant Sikora. Byliśmy dziś u pani, po południu, ale niestety pani nie zastaliśmy.
– Czasem pracuję – rzuciłam sucho.
Zdążyłam przyzwyczaić policję do codziennej obecności w domu, podczas gdy moja matka twierdziła, że nie robiłam niczego, by ją odnaleźć.
– Zajrzymy do pani jutro pod wieczór. Spróbujemy porozmawiać z pani mamą. W każdym razie, gdyby znów otrzymała pani dziwny telefon, proszę zadzwonić do Mroza.
– Spokojnie, lubię spacery – odparłam, próbując rozluźnić się żartem.
– Nie rozumiem?
– Będzie szybciej, jeśli pójdę do funkcjonariuszy w oplu zaparkowanym na zewnątrz. Od razu mogą zacząć działać. Jeśli się pośpieszą, może nawet przejmą słuchawkę. W telefonie zapadła cisza.
– Do kogo... na zewnątrz? – zapytała aspirantka. Wyraźnie się zaniepokoiła.
– Do policjantów, którzy siedzą w samochodzie pod moim domem.
Znów ta cisza.
– Pani Oliwio? Może mi pani opisać to auto?
Moje nogi stały się nagle bezużyteczne. Całkowicie odmówiły posłuszeństwa.
– Myślałam, że wysłaliście tu kogoś do ochrony – wybełkotałam.
– Byliśmy po południu. Nikogo nie widzieliśmy – tłumaczyła teraz już gorączkowo Sikora.
– I tylko tyle? To przepraszam, kto przez cały dzień stoi na zakazie przed moim domem?! – wykrzyczałam. Na odpowiedź nie musiałam czekać długo. Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem. Do środka wtargnęli dwaj mężczyźni. Na głowach mieli maski z podobiznami zwierząt. Zanim zdążyłam wydać z siebie dźwięk, jeden z nich zakrył mi usta ręką w skórzanej rękawiczce. Drugą dłonią przytrzymał moje ręce w nadgarstkach. Był niezwykle silny. Albo to strach mnie sparaliżował. Drugi nachylił się nade mną.
– Halo? – pytał głos w słuchawce. – Halo, pani Pol?!
– Halooooo – odpowiedział jeden z mężczyzn. Jego maska miała przypominać wilka. – Halo, pani Pol…
Ostatnią rzeczą, którą zapamiętałam, były jego oczy. (…)  
Nie wiem jak Was, ale mnie ten fragment zdecydowanie zainteresował i wciągnął. Czekam zatem na książkę. Czekacie razem ze mną? 

sobota, 2 marca 2019

Vi Keeland, Penelope Ward - "Milioner i bogini"

Tytuł: Milioner i bogini
Seria: Editio Red
Autor: Vi Keeland, Penelope Ward

Stron: 280
Gatunek: erotyka, literatura kobieca, romans współczesny literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Editio
ISBN: 978-83-
283-3997-2


Vi Keeland jest mi chyba najlepiej znaną powieściopisarką, jeśli chodzi o świat erotyki. To ona stała się moją, że tak powiem idolką i po jej pozycje sięgam najchętniej, jeśli akurat na ten gatunek mam ochotę. Z Penelope nie miałam okazji się spotkać, ale już to nadrabiam i jestem w trakcie jej samodzielnej pozycji. Co ciekawe bardzo szybko wyłapałam gdzie pojawia się pióro Keeland, a gdzie Ward mimo braku znajomości tej drugiej. Czytana właśnie pozycja tylko mnie umocniła w moim odbiorze "Milionera i bogini".

Bianca i Dex po raz pierwszy spotykają się w zepsutej windzie. Ona spieszyła się na wywiad, a on wracał z siłowni. Tyle że żadne z nich nie wiedziało kim jest ta druga osoba. Czas spędzony na ciasnej i ciemnej przestrzeni zbliża ich do siebie, a przy okazji Bianca wyznaje, że idzie przeprowadzić wywiad z mężczyzną, o którym ma fatalne zdanie. No cóż, Dex jest ogromnie zaskoczony, bo okazuje się, że chodzi o jego własną osobę. Sam miał o sobie zdecydowanie inne zdanie, ale nie chcąc tracić kontaktu z boginią (bo tak ją właśnie postrzegał) przedstawia się jako kurier Jay.

Bianca ma za sobą niełatwe dzieciństwo i nie znosi kłamstwa. To powoduje, że znajomość, jaką nawiązuje z Jay'em od początku wydaje się być spisana jest na straty. Nic jednak nie podejrzewając umawia się z nim. Spodobał jej się jak żaden inny do tej pory, zaiskrzyło, a lekkość, z jaką się porozumiewali była naprawdę miła. W tym samym czasie zaczęła drogą mailową przeprowadzać zlecony jej wywiad  z Dexem. Była ogromnie zaskoczona, że ten potentat finansowy okazuje się tak zwyczajnie ludzki. Ciekawe stało się też to, że już po skończonym wywiadzie mężczyzna nie zerwał z nią kontaktu. 

Tak naprawdę największy problem pojawił się przed Biancą w momencie, gdy jej uczucia zaczęły wyrywać się nie tylko do Jay'a, ale i do Dexa. Ten drugi przyciągał ją magnetycznym urokiem, inteligencją i ... poczuciem humoru! Nie wiedziała jak to możliwe, że zaczynała kochać ich obu. 

Wszystko to zmierzało ku katastrofie, bo gdy prawda o Jay'u i Dexterze wyjdzie na jaw to do przewidzenia było, że to nie może się dobrze skończyć. Jednak czy na pewno?

Muszę przyznać, że książkę czyta się genialnie. Szybko i z zapartym tchem. Nareszcie było coś więcej niż czysty seks. No i ten wątek z rodzinami Dexa Truitta oraz Bianci George. To był strzał w dziesiątkę! Już widzę, że ten duet to będzie coś dla mnie, jeśli tylko najdzie mnie chęć na kobiecą literaturę. Teraz do wyboru mam dwie autorki lub ich duet. I to mi się podoba! Szczególnie z jednego powodu. Sama Vi zaczynała już trochę za bardzo szaleć i tracić swój dawny styl. Wierzę, że z Penelope wszystko wróci na stare dobre tory. Polecam!

<Ocena 10/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio