wtorek, 29 stycznia 2019

Kylie Scott - "Deep. Stage Dive"

Tytuł: Deep. Stage Dive
Cykl: Stage Dive (Tom 4)

Seria: Editio Red
Autor: Kylie Scott
Gatunek: erotyka, literatura kobieca, romans współczesny literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Editio
ISBN: 978-83-283-3225-6


Wszyscy wiemy, że każda seria kiedyś się kończy. Stage Dive też właśnie zamknęło przede mną swe wrota, gdyż stworzony przez Kylie zespół rockowy miał ograniczony ilościowo skład muzyków. Całe szczęście, że każdy z nich miał swoją osobną historię. Wiele razy już słyszałam o tym, by nie wybierać ulubionej części i bohatera przed zakończeniem serii. Owszem wiem o tym, a jednak ten jeden wpadł mi w oko dzięki wygłupom. Moje ogromne rozczarowanie nastało wraz z czwartą i ostatnią już częścią Stage. Okazało się, że jest ktoś lepszy...

Ben Nicholson basista Stage Dive to ostatni samotny z czworga mężczyzn wchodzących w skład zespołu. Przystojny, ciemnooki kawaler marzy tylko o dobrej zabawie i przygodach na jedną noc. Nie chce stałego związku i jak sam uważa nie jest typem żonkosia. I choć otaczają go trzej przyjaciele, a każdy z nich spotkał na swej drodze tę jedyną, która jak wszystko wskazuje będzie z nim na dobre i na złe to on woli życie singla. Bez zobowiązań i bez problemów. Jednonocne wyskoki zdecydowanie mu wystarczają. Szczególnie że jedyna kobieta, która robi na nim poważne wrażenie i budzi w nim czułość jest dla niego zakazanym owocem.
Lizzy dobrze wie, że dobrze ułożone dziewczynki nie zakochują się w rockmenach. Tym bardziej sporo starszych od siebie. Tyle że serce nie wybiera, a postawny Ben jest jedynym facetem, który sprawia, że dziewczyna traci nad sobą kontrolę. Myślenie o nim, przebywanie w jego towarzystwie czy kontakt choćby SMS-owy jest dla niej tak ważny, że zdaje sobie sprawę, iż to już zakrawa o obsesję. Młoda kobieta robi wszystko by przyciągnąć uwagę przystojnego basisty, mimo że jej starsza siostra związana z innym członkiem zespołu zdecydowanie próbowała go wybić jej z głowy. No cóż, nie udało czego biedna Anne się nie spodziewała. Tak jak i jej mąż, a przyjaciel Bena Malcolm.

Lizzy dopina swego w Las Vegas podczas ślubu siostry z perkusistą. Zaciąga basistę do łóżka, a upojna noc pozostaje w pamięci i nie tylko już na zawsze. Nie tylko za sprawą zaskakująco dobrego seksu, ale... testu ciążowego! W momencie złożenia sobie postanowienia, że zapomni o przystojniaku dwie kreski na tym niewinnym przedmiocie nie pozwolą tego uczynić. Problemem okaże się nie tylko sama ciąża, ale podejście basisty do sprawy ojcostwa. W końcu wieczny singiel, który akceptuje tylko muzykę oraz dobrą zabawę to jednak nie jest dobry materiał ani na partnera, ani na ojca.

Po przeczytaniu tej części nie jedna z Was pomyśli czemu akurat Ben stał się moim ulubieńcem. W końcu zachował się jak szczeniak i unikał odpowiedzialności. Jedyne, na co było go stać do pewnego momentu to opieka nad dziewczyną w ciąży, za którą zapłacił i doglądanie czy wszystko ok. No i właśnie o to chodzi. Kylie nareszcie pokazała faceta, a nie ideał! Zrozumiała, że każdy ma prawo popełnić błędy, że do pewnych sytuacji musi dojrzeć. A wiek z byciem dojrzałym nie zawsze idzie w parze. Ktoś przyzwyczajony do jednego stylu życia musi przetrawić pewne aspekty, by móc zacząć funkcjonować w nowym dla niego życiu. Scott przepięknie pokazała tę drogę. Drogę, jaką musiał przejść, by zrozumieć, że ani Lizzy, ani dziecko nie są mu obojętni, a dawanie kasy to nie wszystko, co powinien robić przyszły ojciec. Brawo Kylie! To najlepsza część i najlepszy bohater! 

Zachęcam do zapoznania się z serią. Owszem mogłabym powiedzieć, że nie trzeba po kolei, ale nie jest to prawda. Bo choć każda książka to losy innego członka zespołu to historie się przeplatają i pojawiają się spojlery. Więc jak dla mnie kolejność obowiązkowa, ale co Wy z tym zrobicie to już Wasza decyzja!

<Ocena 8/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio

poniedziałek, 21 stycznia 2019

W. Bruce Cameron - "O psie, który wrócił do domu"

Tytuł: O psie, który wrócił do domu
Autor: W. Bruce Cameron

Stron: 390
Gatunek: literatura obyczajowa, literatura współczesna, literatura kobieca, literatura piękna, powieść przygodowa
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-661-3493-5

Bruce’a Camerona poznałam dzięki książce "Psiego najlepszego". Podobała mi się, bo była to jedna z tych pozycji co raz bawi, a raz smuci. Granie na emocjach jest u mnie naprawdę mile widziane. Autor pokazał mi się wtedy w postaci lekkiego pióra i przyjemnego stylu, więc pozycja "O psie, który..." była przeze mnie książką zdecydowanie wyczekiwaną. Nie miałam okazji za to czytać "Był sobie pies" i przyznam szczerze, że po przeczytaniu tej pozycji jeszcze pomyślę, czy po nią sięgnę.

Bella to bezpański szczeniak, który przyszedł na świat w przeznaczonym do rozbiórki budynku. Choć pierwsze tygodnie życia spędziła z mamą i rodzeństwem to ostatnio spędzała czas tylko z kociętami i dorosłą kotką. Zaledwie kilkutygodniowa Bella znalazła swojego człowieka - Od bycia bezdomną uratował ją Lucas, który od dłuższego już czasu zajmował się dokarmianiem bezpańskich zwierząt - przekonany, że są to tylko mruczące czworonogi. 
Mężczyzna zakochany w małej od pierwszego wejrzenia zabiera ją i staje się jej właścicielem. W opiece pomaga mu matka, która jest weteranką wojenną. Mała Bella zachwycona jest towarzystwem ludzi, a oni mają się do kogo uśmiechnąć, mają kogoś kto daje im wiele radości. Jak się okazuje niewiele trzeba by zostać pełnoprawnym członkiem rodziny. Słodkie minki, merdanie ogonkiem i rozdawanie buziaków spowodowało, że zostaje jednogłośnie przyjęta do rodziny Lucasa. Niestety pojawia się problem. Mężczyzna wraz z matką wynajmują mieszkanie, a jego właściciel nie zgadza się na trzymanie zwierząt w domu. Raz odłowiona przez hycla Bella miała nad sobą widmo uśpienia, gdyby zdarzyło się to ponownie.
Lucas nie myśli o niczym innym jak o uratowaniu psiny i to za wszelką cenę. Pojawiają się dwa pytania. Czy mu się uda? I czy mądra sunia pogodzi się z decyzją jej człowieka?

Dla zainteresowanych informacja, że powieść została zekranizowana i już 25 stycznia wchodzi do kin! Mam wrażenie, że się wybiorę, bo może być naprawdę ciekawie!

Powieść przepełniona jest ciepłem już od pierwszych stron. Zabieg oddania głosu szczeniakowi podbije serce niejednego psiarza. Moje niestety się nie poddało urokowi. Choć przygód tu niemiara i to zarówno śmiesznych, jak i smutnych nie umiałam się wczuć. Książka była dla mnie zbyt prosta. Powiedziałabym, że wręcz prostolinijna. Autor chciał pokazać nam punkt widzenia psa i bardzo się z tego cieszę. Widzimy, że w przeciwieństwie do ludzi czworonogi nie kłamią i nie prowadzą żadnych gierek. Są po prostu szczere, a przyjaźń to dla nich więź na zawsze. Brakuje mi chyba pewnych komplikacji jak na człowieka przystało. U mnie nic nie chce być takie proste. Nie zawsze białe jest białe, a czarne jest czarne. Może za bardzo do tego przywykłam i te bezproblemowe realia mnie nie intrygują? Nie wiem, ale podejrzewam, że zastanowię się nad przeczytaniem "Był sobie pies". 
Za to pewne jest to, że nie zniechęcam do czytania, bo książka sama w sobie jest interesująca i wyciska kilka łez. Mało tego udowadnia, że pies to najlepszy przyjaciel człowieka (ja uważam, że ogólnie zwierzę niekoniecznie psiak).  Nie rani człowieka, a przynajmniej nie robi tego specjalnie tak jak potrafi zrobić to drugi człowiek.


<Ocena: 7/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu  Wydawnictwo Kobiece

sobota, 19 stycznia 2019

Aurora Rose Reynolds - "Until Nico"

Tytuł: Until Nico
Cykl: (Until / Do utraty tchu Tom 4)
Seria: EditioRed
Autor: Aurora Rose Reynolds
Stron: 256
Gatunek:  literatura obyczajowa, literatura erotyczna, dramat, romans, literatura współczesna, literatura młodzieżowa, New Adult,
Wydawnictwo: Editio
ISBN: 
978-83-283-3020-7

Aurora Rose Reynolds po raz kolejny w niepozornej książce zawarła niesamowitą historię naszpikowaną ogromną dawką emocji. Podziwiam autorów, którzy potrafią to robić. Zawsze myślałam, że żeby pozycja miała w sobie to coś, to musi mieć konkretną objętość. Aurora jest kolejną osobą, która otwarcie pokazuje, że to nie prawda i nawet cienka i skromna książeczka może zrobić ogromne wrażenie.

"Until Nico" i losy ostatniego już z braci Mayson. 

Nico lubi się zabawić, ale na co dzień twardo stąpa po ziemi. Praca, którą wykonuje wymaga od niego sprawności fizycznej, więc wolny czas poświęca właśnie na ćwiczenia. Zdecydowanie wygląda na niegrzecznego chłopca, który stoi po drugiej stronie prawa, ale to tylko powierzchowne wrażenie. Owszem bywa niegrzeczny jak to młody mężczyzna, jest też niepokorny i uwielbia stawiać na swoim. W przeciwieństwie do braci nie ma czasu na "miłość do grobowej deski". Nie wierzy również w klątwę rodu Maysonów, czyli w pojawienie się "tej jedynej". No cóż... Nico musi przyznać, że to wszystko jednak istnieje i trzeba będzie przyznać rodzinie rację. 

Gdy znajduje telefon myśli tylko o tym, by go oddać i mieć święty spokój. No niestety nic bardziej mylnego. Właścicielka znalezionego sprzętu zawraca mu w głowie i sercu od pierwszego wejrzenia. A najdziwniejsze jest to, że już bardziej by się od niego nie mogła różnić. Skromna, urocza i niepozorna Sophie, która na dodatek obdarzona jest niewielkim wzrostem wygląda w jego oczach jak ósmy cud świata. 

„Nigdy wcześniej nie pozwoliłem, by jakaś kobieta na mnie wpływała, nigdy nie obchodziło mnie, co one myślą, mówią lub robią. Przez całe życie słuchałem o poznaniu tej jedynej i zawsze myślałem, że to stek bzdur. To znaczy do czasu, aż Asher poznał November, Trevor się ogarnął i zdobył Liz, a potem Cash zaczął być z Lilly. A później poczułem to na własnej skórze, gdy zobaczyłem Sophie.” *

Sophie od pierwszego spotkania wie, że Nico nie jest jej obojętny. Jednak dziewczyna ma za sobą trudne doświadczenia, unika kontaktu z ludźmi, a co dopiero związków. Chce odepchnąć młodego mężczyznę, ale wie, że ani on nie ustąpi, ani ona nie ma na to sił. Niestety nie ma też odwagi powiedzieć mu czego doświadczyła, a wie, że bez tego nie ruszy do przodu nawet o krok.
Zaskoczona jest cierpliwością i zrozumieniem ze strony Nica i postanawia dać szansę jemu, ale przede wszystkim sobie. 

Czy Nico i Sophie zaznają szczęścia? Czy dziewczyna zdoła się otworzyć i wyjawić swoje tajemnice? Czy Nico ochroni dziewczynę przed jej lękami i nie tylko?

Raptem 250 stron. Jednak to wystarczy, by pokazać piękną i wzruszającą historię poprzetykaną ludzkim dramatem. Spodobało mi się ukazanie relacji między dwójką głównych bohaterów, zarysowanie ich portretów psychologicznych oraz emocji, jakie budzą się w każdym z nich. Dodany wątek kryminalny fajnie zabarwia powieść, ale nie nakręcajcie się, bo od początku wiadomo kto jest w to wplątany. Książka jak najbardziej utrzymana w stylu i na poziomie poprzednich części. Szybka do czytania, przyjemna w odbiorze, a momentami z nutami pikanterii. Polecam zapoznać się z całą serią i przygodami braci Maysonów i ich wybranek.

* - cytat z "Until Nico" Aurora Rose Reynolds

<Ocena 9/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio

Kylie Scott - "Lead. Stage Dive"

Tytuł: Lead. Stage Dive
Cykl: Stage Dive (Tom 3)

Seria: Editio Red
Autor: Kylie Scott
Gatunek: dramat, erotyka, literatura kobieca, literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Editio
ISBN: 978-83-283-3225-6


Kylie Scott już po raz trzeci zabrała mnie do świata pełnego muzyki rockowej, sławy i wydawałoby się dobrej zabawy. Jak do tej pory nie żałowałam spotkania na swej drodze tej autorki i jej książek. Tak więc sięganie po kolejne części było dla mnie czystą przyjemnością oraz oczekiwaniem co tym razem szykuje Kylie względem kolejnego z członków zespołu. Ot kobieca ciekawość, która we mnie wstąpiła i którą musiałam zaspokoić czytając, a raczej pochłaniając Stage Dive.

Lena Morrisey ma dwadzieścia pięć lat. Miała pracować jako sekretarka Adriana, który zwolnił ją na oczach wszystkich współpracowników. Jednak kobieta nie traci swej posady. Zmienia tylko szefa. Teraz jest nim Jimmy, frontman zespołu Stage Dive, a zamiast sekretarki staje się osobistą asystentką. Mężczyzna jest w trakcie walki z uzależnieniami od alkoholu oraz narkotyków. Lena ma dopilnować by niegrzeczny chłopiec trzymał się z dala od zakazanych substancji oraz kłopotów ogólnie. Dla Jimmy'ego okazuje się problemem nie tyle walka z nałogiem ile z ... kobietą! Dziewczyna jest twarda i nieustępliwa. Jako jedna z niewielu potrafi postawić się mężczyźnie, który zawsze dostawał to czego chciał. Nie boi się go i skrupulatnie wykonuje swoje zadanie. Robi wszystko by jej praca zaczynała i kończyła się odpowiedzialnie. 
Lena jednak momentami specjalnie denerwuje Jimmy'ego, by wyciągnąć z niego, choć kilka słów, bo on zdecydowanie nie jest typem, który nadużywa języka. Kobieta chce by nie chował swoich emocji, ale też nie wyjawiał je w postaci awantur i gniewu jak robi to do tej pory. Problemem jest to, że Jimmy jest i chce dalej być pozerem. Twardo trzyma się tego, że nie ma uczuć. Wszystko to zasługa wcale nie nałogów, ale... toksycznej matki. Chłopak starał się chronić swojego brata, ale kosztem tego obrywał najmocniej. Po prostu nie wierzy w samego siebie.
Jeden dzień, a raczej jedna chwila powoduje, że relacja tych dwojga zostanie wystawiona na poważną próbę. Dotychczasowy układ szef-podwładna zaczyna się kruszyć i nawet oni dwoje nie wiedzą co z tym począć, a co dopiero ich przyjaciele, którzy ślepi nie są.

Jeśli czytaliście poprzednie części to znacie już Davida, który jest bratem Jimmy'ego oraz Malcolma ich przyjaciela, a także basistę Bena. Nie mogło ich tu zabraknąć. Każdy z nich ma w sobie to coś (nie licząc wyglądu, którego autorka im nie poskąpiła). Jednak moim zwariowanym numerem jeden jest Mal. Jego humor, cięte teksty i otwartość doprowadzają do przekomicznych sytuacji. Nie zmienia to faktu, że czasami i jemu miałoby się ochotę powiedzieć: STOP! W tej książce również pokazany jest od tej strony i prócz wybiórczych momentów zdecydowanie mi się to podobało. Jest jednak coś czego mi bardzo tu zabrakło. Mianowicie relacji od strony Jimmy'ego. Mężczyzna ma za sobą tyle, że jego postać można było śmiało rozbudować i pokazać nie tylko od strony zimnego i egoistycznego faceta, ale również skrzywdzonego i samotnego człowieka. Autorka niestety tego nie zrobiła. Chciałabym wierzyć, że może napisze część napisaną typowo jego oczami, ale cos mi mówi, że to płonne nadzieje. Niższa ocena jest tylko z tego powodu. Jak przeczytacie to zrozumiecie, że tego braku nic nie wynagrodzi.


<Ocena 8/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio

poniedziałek, 14 stycznia 2019

Alice Blanchard - "Głód zabijania"

Tytuł: Głód zabijania
Autor: Alice Blanchard
Stron: 400
Gatunek: literatura polska, kryminał, sensacja
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
ISBN: 978-83-276-3760-4


„Głód zabijania” to kolejna już książka w dorobku Alice Blanchard. Kolejny thriller psychologiczny. Niestety dla mnie to było pierwsze spotkanie. Wierzę jednak, że nie ostatnie, bo czas spędziłam niezwykle przyjemnie, jeśli można tak skomentować czas spędzony przy książce o morderstwach dzieci. Wiem, że nie brzmi to dobrze, ale mam nadzieję, że zrozumiecie o co mi chodzi. Gdy siadałam do tej pozycji z jednej strony liczyłam na ciekawą powieść z dramatem w tle, a z drugiej bałam się rozczarowania, które ostatnimi czasy często gościło po odłożeniu książki z wydawnictwa Harper. Miałam wrażenie, że opisy z okładek zapowiadają coś niesamowitego, a w ostatecznym rozrachunku dostawałam szmelc. Jak było z książką Alice?

Kate Wolf jest dziś doskonałym psychiatrą dziecięcym. Świetnie sobie radzi, zadowolona jest ze swej pracy i spełnia się zawodowo. Niestety ma za sobą traumatyczne przeżycia, z którymi nie do końca się pogodziła. Szesnaście lat temu jej młodsza siostra została brutalnie zamordowana. Kate czuje się winna, gdyż tego dnia w lesie zostawiła ją samą, by móc spotkać się ze swoim chłopakiem. Choć dziś wydawałoby się, że kobieta radzi sobie wyjątkowo dobrze, że strach i poczucie winy cały czas czają się gdzieś za rogiem. Mało tego jedna z jej pacjentek popełnia samobójstwo co powoduje, że lekarka zaczyna wątpić w swoje umiejętności. Na dniach ma dojść do wykonania kary śmierci na winnym zabójstwa Savannah. Jednak do Wolf zgłasza się emerytowany policjant, który jest przekonany, że nastolatka była jedną z wielu ofiar seryjnego mordercy. Zasiane w sercu i umyśle Kate niepewność oraz wiedza, że prawdziwy zbrodniarz chodzi po ulicach miasta powodują, że kobieta zaczyna drążyć głębiej. Zajęta szukaniem prawdopodobnie mordercy, próbuje zapobiec wykonaniu kary śmierci, zajmuje się nową pacjentką, zmaga się z powrotem traumy i przede wszystkim musi walczyć z oskarżeniem zaniedbania obowiązków wobec pacjentki, która się zabiła. Wszystko to razem powoduje, że kobieta jest permanentnie zmęczona, pojawiają się u niej omamy, a jej partner zaczyna podejrzewać, że Kate jednak nie do końca uporała się z wydarzeniami sprzed lat.
Kobieta pewna, że odkopując rodzinną sprawę znajdzie prawdziwego mordercę winnego śmierci nie tylko jej siostry nie wie, że on zakłada na nią sidła i że jest o krok przed nią.

Czytając książkę możemy zauważyć, że dzieli się jakby na trzy części. Pierwsza z nich to samobójstwo nastolatki chorej na dwubiegunowość. Druga to historia Maddy, matki podrzuconej do szpitala dziewczynki, która staje się pacjentką doktor Wolf. Trzecia to oczywiście morderstwo sprzed nastu lat, które dotyczy Kate i jej rodziny oraz wszelkich wątpliwości, jakie się pojawiają u głównej bohaterki w trakcie dążenia do prawdy.

Wszelkie nawiązania do kryminałów czy thrillerów psychologicznych są u mnie mile widziane. Stąd też nie wahałam się długo by zasiąść właśnie do tej pozycji. Obawa związania z ewentualnym rozczarowaniem poszła w odstawkę – w końcu ciężko być zadowolonym ze 100% przeczytanych przez siebie książek. Cieszę się ogromnie, że zdecydowałam się na ten krok i zaryzykowałam. Powieść jest naprawdę warta uwagi, szybko się czyta i zaskakuje. Nie wyczułam co autorka szykuje, mój detektywistyczny nos zawiódł. Wiem natomiast, że Alice Blanchard ma na swoim koncie pięć książek, w Polsce wydano ją po raz pierwszy i możemy traktować to jako debiut. Ja liczę po cichu, że zostanie to naprawione i pojawi się u nas reszta jej powieści. Ciekawość czy wszystkie są tak intrygujące jak „Głód zabijania” jest u mnie naprawdę wielka. Polecam, bo mimo iż dramatyczna, bo opisuje morderstwa dzieci (na szczęście pobieżnie) to nie jest krwawa. Szybko się czyta i jest dość dynamiczna.

<Ocena: 9/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu HarperCollins Polska.

Adam Cioczek - "Zamieć"

Tytuł: Zamieć
Autor: Adam Cioczek
Stron: 320
Gatunek: literatura polska, dramat, literatura piękna, kryminał, dramat psychologiczny
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-811-0557-6

Do przeczytania tejże książki skłoniło mnie kilka rzeczy. Tematyka zaginionych osób, z którą niedawno się zetknęłam za sprawą innej pozycji. Autor, który przy okazji jest scenarzystą jednego z lubianych przeze mnie seriali oraz zachęta w postaci aprobaty znanego aktora Artura Żmijewskiego czy aktora i reżysera Andrzeja Seweryna. Pomyślałam sobie (może naiwnie), że nie podpiszą się oni pod byle czym. Chciałabym powiedzieć, że nie miałam oczekiwań wobec tej książki, ale bym skłamała. Czegoś się spodziewałam, choć sama nie umiałabym sprecyzować czego. 

"Zamieć" to tak naprawdę losy trzech rodzin.

Piotr wraz z policją, fundacją Itaka, a nawet jasnowidzem poszukuje swojego syna Mikołaja. Był na imprezie, wyszedł z niej skłócony z zamiarem powrotu do domu. Zamiast taksówki wybrał spacer, by ochłonąć i pomyśleć. W końcu nie miał daleko. Niestety nigdy nie dotarł tam gdzie zmierzał. Nikt nic nie wie, nikt nic nie widział. Poszukiwania dwóch osób, które były widziane jako ostatnie niedaleko Mikiego trwają, ale efektów nie widać. Mężczyźni zapadli się pod ziemię, nikt ich nie zna i nie wie skąd są. W końcu udaje się namierzyć jednego, ale trop jest fałszywy. Co z drugim?

Basia to siostra, ale przede wszystkim żona i matka. Po dwudziestu latach małżeństwa jej mąż znika. Tak po prostu. Byli w trakcie pakowania w podróż do Włoch. W pokojach niedomknięte walizki. Jest 25 czerwca, a słowa jej męża: "Jutro nasz wyjazd. Muszę coś załatwić, zaraz wracam" nawet dziś, siedem lat później obijają się Barbarze po głowie. Kobiecie to wszystko nie daje spokoju. Szczególnie że wszystko wróciło. Wizyta w szpitalu, rozpoznanie męża, który leżał w śpiączce, z której się nie wybudził. Pogrzeb. Spotkanie ze znajomym męża, próba rozszyfrowania jego zapisków. I córka, która z początku jest temu przeciwna, bo niczego to nie zmieni. Do czasu...

Janek to wnuk słynnego alpinisty. Ucieka z domu na kilka dni przed maturą. Decyzja nagła, ale ważna. Wie, że właśnie tego potrzebuje, choć nikt go nie rozumie. Dziadek. Tylko on wie, że Jan to niespokojny ptak. Szuka swojego miejsca, nie chce robić tego, co mu się karze. Chce robić coś co poczuje. Stąd decyzja. Ucieczka. I najważniejszy krok. Wizyta na policji: "Nie szukajcie mnie". Krótkie zdanie, krótka informacja, która zamyka drzwi do jego poszukiwań. Policja, fundacja, detektywi. Nie mają prawa. Rodzice dalej będą szukać, pytać i zastanawiać się, o co chodzi. 

Trzy historie. Krótkie i zwarte. Tyle że przesiąknięte bólem, strachem i niepokojem. Trzy rodziny przeżywające piekło na ziemi. Niepewność. Uczucie, które zdominowało ich codzienność. 

Muszę przyznać, że Adam Cioczek zrobił kawał świetnej roboty pisząc tę książkę. Mamy trzy części, które spokojnie możemy sobie rozdzielić i czytać w różnym czasie czy kolejności (choć ostatnią proponują zostawić faktycznie na koniec). A jednak się nie da. Gdy zaczęłam czytać to musiałam skończyć. Czułam, że inaczej nie dam rady. Niby trzy zwykłe historie. Tyle że prawdziwe i rozbudowane przez autora. Gdzieś między nami żyją osoby, które właśnie przeżywają to samo. Teraz gdy czytasz ten tekst prawdopodobnie zostanie zgłoszone zaginięcie kolejnej osoby. W Polsce co roku jest ich tysiące. Kobiety, mężczyźni. Dorośli i dzieci. Zbyt duża część się nie odnajduje. Adam postanowił to wykorzystać i zrobił to w naprawdę dobrym stylu. Polecam, bo warto poświęcić tej książce, choć chwilę czasu.

Ocena: 9/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Sonia Draga

Piotr Głuchowski - "Nic co ludzkie"

Tytuł: Nic co ludzkie
Autor: Piotr Głuchowski
Gatunek: dramat, literatura współczesna, literatura obyczajowa, literatura piękna, dramat psychologiczny
Wydawnictwo: Agora
ISBN: 978-83-268-2700-6



Kiedy poszłam do kina na film pt. „Kler” spodziewałam się chyba czegoś innego. Całe ta nagonki, awantury i krytyka wobec niego była moim zdaniem zupełnie niepotrzebna. Po co to wszystko skoro pokazano prawdę? Wiem, że bolesną i straszną, ale jednak prawdę. Myślę, że chyba każdy z nas świadom jest tego, co dzieje się na świecie. Wiemy, że czarne owce pojawiają się wszędzie. Czy jest to lekarz, prawnik, nauczyciel czy ksiądz. Problemem jest coś innego. Odkrywanie kart wszędzie jest dozwolone, ale nie w Kościele. Tam wszystko jest piękne, idealne i nietykalne. Nie mamy prawa krytykować i komentować. Błędy, problemy i tragedie zamiata się pod dywan. Rozwiązuje po cichu i po kryjomu by jak najmniejsza liczba ludzi o tym wiedziała. To jest ta bolesna część. Nie sam fakt, że to się zdarza tylko to, że jest to kryte. Na mnie film zrobił ogromne i pozytywne wrażenie, a jednocześnie nie mam zamiaru krytykować Kościoła za to, że i tam pojawiają się wpadki. Za to mam ochotę wrzeszczeć na ich bezradność oraz lekceważenie problemów.

Gdy dowiedziałam się, że na rynku wydawniczym pojawi się książka na podstawie tegoż filmu wiedziałam, że ją również muszę przeczytać. By zrozumieć więcej (dużo łatwiej skupić mi się na papierze niż ekranie), by poukładać sobie pewne elementy i przede wszystkim, by poznać bardziej rozwinięte historie głównych bohaterów. O odczuciach, emocjach i wrażeniach mogłabym powiedzieć wiele. Tak jak i mogłabym wyrazić swoje zdanie na temat poruszanych w niej tematów. Nie zrobię tego jednak, bo nie chcę wywołać burzy i niepotrzebnych dyskusji. Każdy ma swoje zdanie i sumienie. Wiem to ja i wiesz to Ty, że poruszane w „Nic co ludzkie” problemy to problemy z życia wzięte. Zresztą jest zaznaczone, że książka czerpie z prawdziwych historii. 

"Było nas trzech / a w każdym z nas inna krew / ale jeden przyświecał nam cel" *


A co tak naprawdę jest tu poruszone? 

Losy trzech księży, którzy poznali się będąc w seminarium. To tam pewnego dnia wybuchł pożar. Jeden z nich uratował dwóch pozostałych. Od tego czasu spotykają się w rocznicę tego wypadku. Ostatni z takich wieczorów zapoczątkował szereg tragedii.
Andrzej Kukuła to proboszcz parafii w miejscowości Miasteczko. Z dnia na dzień zostanie oskarżony o pedofilię.
Tadeusz Trybus ksiądz proboszcz w Małej Wsi jest alkoholikiem i spodziewa się dziecka z gosposią.
Ksiądz doktor Leszek Lisowski zamieszkały w Pałacu Arcybiskupów w Krakowie. Ten wpadnie w tarapaty związane z przetargami na budowę nowej świątyni sakralnej.

Między tym wszystkim Ludmiła Zakrzewska. Dziennikarka, której syn jest śmiertelnie chory. Która pracuje nad największym artykułem w swoim życiu. Czy go dokończy i opublikuje?

Książka jest dla każdego. Wystarczy podejść do niej z otwartym umysłem. Jeśli ktoś kocha Kościół to będzie kochał go dalej. Jeśli go nienawidzi to nic tego nie zmieni. Dlatego nagonka na książkę czy film jest dla mnie bezsensowna. Za to zapoznanie się z nimi jak dla mnie bardzo potrzebne. Uważam, że jest to bestseller. Otworzy oczy na to, co kryte, otworzy umysły na fakt, że ksiądz to człowiek, a nie święty i ma swoje potrzeby jak każdy nas. 

* - Fragment piosenki grupy Perfect, Autobiografia


Ocena: 10/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję księgarni  Tania Książka

poniedziałek, 7 stycznia 2019

Agnieszka Pruska - "Spadkobierca"

Tytuł: Spadkobierca
Cykl: Komisarz Barnaba Uszkier  (Tom 4)
Seria: ABC
Autor: Agnieszka Pruska 
Stron: 618
Gatunek: literatura polska, kryminał, dramat
Wydawnictwo: Oficynka
ISBN: 978-83-658-9101-3


Od dłuższego czasu widzę u siebie dwie zmiany. Pierwsza to ilość przeczytanych debiutantów, których w roku 2018 gościłam u siebie wyjątkowo wielu. Druga to czytanie polskich autorów. Z bólem serca, ale i ręką na nim mówię, że zdecydowanie ich unikałam. Nie czułam ich, byli dla mnie mdli i powierzchowni. Jednak znalazło się kilku, którzy porwali mnie w swój świat. Wśród nich jest Agnieszka Pruska i jej cykl z komisarzem Uszkierem. „Spadkobierca” to już czwarty tom jego przygód, który mimo swej objętości zniknął w zaledwie trzy wieczory.

W Gdańsku pod koniec 2016 roku znaleziono zwłoki młodego mężczyzny. Śledztwo dostaje komisarz Uszkier, który prowadzi je wraz ze swoją stałą ekipą przyjaciół. Jednak dostaje do pomocy dodatkową parę rąk, która w ostateczności przynosi więcej strat niż korzyści. Pomijając fakt, że nikt nie potrafi się z nią dogadać, a ona nie próbuje nic z siebie dać najchętniej oddelegowują ją do nic nieznaczących lub monotonnych zajęć, których przy okazji nie mogłaby zbytnio spartaczyć.
Sam Barnaba ma wrażenie, że sprawa, która aktualnie trafiła na jego biurko nie będzie ani łatwa, ani szybka do rozwiązania. Mężczyzna ufa intuicji, która od lat prowadzi go w zawodzie stąd też jego mina nie wróży nic dobrego.
Sprawdzają różne wątki, przesłuchują co rusz nowe osoby, a śledztwo nie rusza nawet o milimetr. Jedyne co przychodzi śledczym do głowy to sprawdzenie historii morderstw kilka lat wstecz. Nie spodziewali się jednak, że te kilka lat zmieni się w kilkadziesiąt. I że Gdańsk od czasów wojny już niejednokrotnie znakowany był bardzo podobnymi morderstwami.
Barnabie i jego ekipie nie pozostaje nic innego jak próba odtworzenia historii i skontaktowania się z jak największą ilością osób z rodzin czy znajomych ofiar sprzed lat. Ogromnym zaskoczeniem jest fakt, że wszystkich coś ze sobą łączy…

Na sam początek, jeśli chcecie poznać losy Barnaby polecam zacząć od początku. Dlaczego? Bo bardzo łatwo pogubić się w nazwiskach śledczych, gdyż pani Agnieszka stosuje je wymiennie z imionami i dla nieznających wcześniejszych tomów serii będzie to nie lada wyzwanie. Następnie trzeba przywyknąć do stylu. To nie jest amerykański kryminał pełen zwrotów akcji, litrów krwi oraz spraw rozwiązanych w jeden dzień. To książki przedstawiające żmudne śledztwa oparte na przesłuchaniach i przeszukiwaniach. Wiele opisów oraz rozmyślań. Akcja toczy się swoim rytmem, momentami wręcz wygasa. Po to jednak by po chwili pojawić się z konkretną mocą i … sprowadzić wszystkich na ziemię, bo trop okazał się fałszywy. Mnie to zauroczyło. Nareszcie coś, co nie dzieje się na zwariowanych obrotach, coś idącego swoim krokiem. Przede wszystkim jednak coś swojskiego. Bo powieści Agnieszki Pruskiej faktycznie pokazują naszą polską policję oraz to jak prowadzone są u nas śledztwa. W końcu coś prawdziwego, realistycznego i choć nie wbijającego w fotel to jednak wartego uwagi. Polecam Uszkiera i jego przygody każdemu. Szczególnie miłośnikom tych mniej krwawych kryminałów i spokojniejszej akcji.


<Ocena: 9/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Oficynka

sobota, 5 stycznia 2019

Jenn McKinlay - "Wyszczekana miłość"

Tytuł: Wyszczekana miłość
Cykl: Bluff Point (Tom 2)
Autor: Jenn McKinlay

Stron: 408
Gatunek: literatura kobieca, literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-661-3406-5


Wraz z Jenn McKinlay po raz drugi już wyruszyłam do Bluff Point. Pierwsze spotkanie z autorką i jej bohaterkami było dla mnie fajną przygodą i miłą zabawą. Może nie porwał mnie styl, losy dziewczyn nie wbiły w fotel, a ukazanie charakterów nie zrobiło ogromnego efektu wow. Jednak ciekawość jak poukładają się losy kobiet, zwyciężyła. Wiedząc, że Bluff Point to nie jedna, a kilka książek wiedziałam od tej pierwszej, że przeczytam całość. Zaczęte serie praktycznie zawsze kończę, a tu w przypadku pierwszej części się nie zawiodłam, więc gdybania nie było. Zasiadłam i zaczęłam czytać...

Tym razem poznajemy losy kolejnej dziewczyny z tak zwanej „paczki z Maine”. Carly, bo o niej mowa to przyjaciółka głównej bohaterki „Zakochani po uszy”. Przedstawiona tam dość powierzchownie dziewczyna zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Dlatego poznanie jej lepiej było dla mnie dodatkową zachętą przy czytaniu.

Carly po latach wraca do rodzinnego Bluff Point. Z podkulonym ogonem pewna jest jednego – to nie będzie cudowny i wyczekiwany powrót. Ani ona nie jest z tego zadowolona, ani jej siostry. Rodzice wyjeżdżają w momencie jej wejścia do domu. Zostaje z najmłodszą siostrą co już na wstępie zapowiada katastrofę. Jedyne osoby, które cieszą się z powrotu dziewczyny to jej przyjaciółki i męskie grono ekipy z Maine. Wspierają ją jak mogą. Jednak Carly już na dzień dobry nie wróciła sama. Towarzyszą jej zwariowana i przeklinająca papuga Ike oraz stateczny senior golden retriever Saul. Dziewczyna ma, więc co robić. Jednak jej uwagę już pierwszego dnia w Bluff Point przykuwa pewien mężczyzna. Jak się okazuje zainteresowanie jest odwzajemnione. Przystojny fizjoterapeuta James, bo o nim mowa nie jest nieczuły na uwagę Carly. Bardzo chętnie poświęca jej swój czas i uwagę.

Kobieta jednak ma jedną żelazną zasadę – nie angażuje się w żadne związki. To, co ją interesuje to tak zwane przygody na jedną noc i to bez budzenia się rano u boku przygodnego partnera. Z Jamesem łamie tę zasadę już na pierwszym spotkaniu. Mało tego okazuje się, że powrót do swoich postanowień i obietnic jest nie lada wyczynem. A fizjoterapeuta robi wszystko by pojawiać się na drodze Carly nie raz i nie dwa! Mężczyzna za nic ma reguły seksownej kobiety i zdecydowanie nie ułatwia jej podejmowania kolejnych decyzji.

Niestety sam James ma swoje tajemnice, które mogą zaważyć na ewentualnym związku z Carly. Musi się przełamać i otworzyć przed kobietą, którą pokochał i z którą chciał by spędzić swoje życie. Czy mu się uda? Czy wyjawi jej swoje sekrety? Czy Carly zdecyduje się odstąpić od zasady nieangażowania się w związki? Czy da szansę temu przystojniakowi z Bostonu?


Jenn postanowiła rozbudować paczkę z Maine o małe zoo. W „Zakochani po uszy” pojawiła się psinka o imieniu Azalia, teraz była rybka Złotko, jaszczurka Spike, papuga Ike oraz pies Saul – w ostatecznym rozrachunku zoo zmniejszyło się o rybę i gada. Jako maniaczka zwierzaków latających i biegających, pierzastych i sierściastych autorka zdobyła moje serce już na wstępie. Potem było już tylko lepiej. Muszę przyznać, że z tą częścią czułam się znacznie lepiej niż z pierwszą. Akcja praktycznie od pierwszego zdania i to powiedziałabym, że typu „z grubej rury”. Zdecydowanie polecam jako książkę na wieczór i dobrą zabawę. Ja z niecierpliwością czekam na kolejny tom przygód w Bluff Point!

<Ocena: 9/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu  Wydawnictwo Kobiece

wtorek, 1 stycznia 2019

Janusz Szostak - "Co się stało z Iwoną Wieczorek"

Seria: Śledztwa Szostaka
Autor: Janusz Szostak
Stron: 288
Gatunek: reportaż, literatura polska, literatura faktu, 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Harde
ISBN: 978-83-660-1232-5

Kocham czytać. Chyba jak każdy jedne gatunki lubię bardziej, inne mniej. Choć od pewnego czasu staram się nie ograniczać tylko do tych, które sobie szczególnie cenię to wiadomo, że zainteresowanie rozdzielam nieproporcjonalnie. Jednak jestem tylko zwykłym śmiertelnikiem. I choć szczególnymi względami darzę kryminały, kryminalistykę, reportaże czy tematykę medyczną to nie jestem w stanie ogarnąć wszystkich tytułów i autorów. Dlatego dopiero teraz natrafiłam na Janusza Szostaka i jego cykl „Śledztwa Szostaka”. Strata niewielka, bo książka dopiero druga, jeśli chodzi o serię, ale dziwnie mi, że o niej wcześniej nie słyszałam. „Co się stało z Iwoną Wieczorek”, bo właśnie o tej pozycji mówię zobaczyłam przypadkiem. I tematyka i gatunek całkiem w moim stylu, więc darować sobie nie mogła.

Iwona Wieczorek i jej sprawa. Któż o nich nie słyszał? 17 lipca 2010 roku zgłoszono zaginięcie 19-latki. Wieczorem dzień wcześniej wyszła ze znajomymi na dyskotekę. Nigdy z niej nie wróciła. Ślad po nastolatce zaginął w nocy z 16 na 17 lipca. Mimo zaangażowania policji, detektywów i jasnowidzów do dziś nie wiadomo co stało się z dziewczyną.

Znajomi ostatni raz widzieli ją ponoć o 2:50 w nocy. Zarejestrowano ją także przez monitoring o 4:12 rano. To był ostatni raz, gdy ją widziano. Była około 20 minut od domu, do którego nigdy nie dotarła wracając z dyskoteki w Sopocie.

Czytając reportaż Szostaka odnosi się wrażenie, że policja praktycznie nic nie zrobiła. Nie chciała? Niczego dobrze nie sprawdzili, przesłuchania prowadzone były „po łebkach”, a jakichkolwiek przeszukań po prostu zaniechano. Detektywi? Jeden jakże znany postawił na rozgłos i wymyślanie kolejnych PRAWDOPODOBNYCH motywów czy winnych. Ani jedna teza się nie potwierdziła, świadkowie i zeznania wielokrotnie wymyślane na poczekaniu, gdy trzeba było złożyć zeznania przed prokuraturą. Jasnowidze… Wszystko wskazuje, że są najbliżsi prawdy. Problemem jest fakt, że aby coś ruszyło potrzebna jest inicjatywa policji. Tyle że oni jej nie posiadają.

Przez całą książkę oraz zawarte w niej wywiady, zeznania i cytaty artykułów oraz akt czuło się niechęć policjantów i specjalne zaniedbanie swoich obowiązków. Coś na zasadzie: wzywają mnie na przesłuchanie, mówię, że nic nie wiem. No to nie pytają, czy tak jest, czy nie. Nie dopytują czy i kiedy widziałam ofiarę, czy tam sprawcę. Nie wiem, to nie wiem i koniec kropka. Trzeba coś przeszukać? Dobrze, zrobimy to. Mijają lata, a jest to nie zrobione lub zrobione na odwal się. Są ślady krwi? Są. I niech sobie będą…

Takie podejście? Minęło 8 lat, a sprawa do niedawna praktycznie stała w miejscu. Janusz Szostak to idealny przykład dziennikarza śledczego. Przedstawił nam każdy brany pod uwagę motyw – nieważne czy w niego wierzył, czy nie. Pokazał co sprawdzano jeśli w ogóle to robiono. Sam wskazał wiele miejsc, zdarzeń i informacji, które zignorowała lub do których w ogóle nie dotarła policja! Tak sobie myślę. Po co policja skoro dochodzenia dziennikarzy przynoszą lepsze rezultaty?! Wiem, nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka. Jednak tu działało więcej niż jedna jednostka służb mundurowych, byli detektywi, byli cywilni pomocnicy… No i co z tego.

Przez 8 długich lat matka Iwony Wieczorek nasłuchała się wiele. Mnie po głowie kołacze się jedno pytanie. Czy gdańskiej policji nie jest wstyd? Przed ludźmi, a już na pewno przed rodzicielką? Ja zapadłabym się pod ziemię. Bo co innego nie być w stanie wyjaśnić sprawy, a co innego nie chcieć tego zrobić. Bo niestety, ale TAKIE i TYLKO TAKIE wnioski potrafiłam wysnuć z tego reportażu.

Cała nadzieja w tym, że od maja 2018 roku śledztwo przejęła Prokuratura Krajowa i coś ruszy. Że znaleziona zostanie Iwona czy to żywa, czy martwa. Tak by matka mogła albo dalej z nią żyć, albo godnie ją pochować. Aby winny lub winni odpowiedzieli za to co się stało, ale przede wszystkim by winni zaniedbań służbowych obowiązków odpowiedzieli za to co zrobili, a raczej czego nie zrobili…

To, co niesamowite to fakt, że mimo ciężkiego tematu, jaki jest tu poruszany przez Szostaka to książkę czyta się w kilka godzin. Jeden wieczór i człowiek zostaje z myślami i pytaniami. A pozycja, choć zostanie odłożona nie da nam spokoju.

Jedna to, co szokuje to nie temat sam w sobie. To fakt, że historia wydarzyła się niedawno. W XXI w., w dużej miejscowości i to w środku sezonu turystycznego. Ginie nastolatka – ślad po prostu się urywa. Czary mary i nie ma. Polska policja chyba trafiła na Davida Copperfielda zbrodni. Dla mnie to jednak nie tyle nieudolność śledczych ile chody, jakie mają co poniektóre osoby. Śledztwo jest jednoznacznie blokowane i ktoś ewidentnie nie chce by zostało rozwiązane. Czy tak będzie? Czy stanie się zadość i winni odpowiedzą za swoje grzechy i przewinienia?

Nowość warta uwagi. „Co się przydarzyło Iwonie Wieczorek” to chyba jeden z lepszych reportaży, jakie czytałam. Patrząc na pracę, jaką wykonał dziennikarz śledczy Szostak wierzę, że sprawa ruszy do przodu, a sam pan Janusz napisze jeszcze niejedną tego typu książkę. Ja polecam każdemu. Nie tylko gustującemu w tematyce czy gatunku. 

P.S. Ocena poglądowa. Dla mnie to przykład rzetelnej pracy, a nie powieści do oceniania.

Ocena: 10/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję księgarni  Tania Książka

Ewa Ornacka - "Skazane na potępienie"

Tytuł: Skazane na potępienie
Autor: Ewa Ornacka
Stron: 288
Gatunek: literatura faktu, reportaż, literatura polska, wywiad, literatura dokumentalna, biografia
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 978-83-806-2371-2

Ewa Ornacka jest jedną z moich ulubionych autorek, jeśli chodzi o reportaże ze świata przestępczego. Mafie, przestępcy, więzienie czy śledztwa to tematy, po których porusza się bez najmniejszych problemów. Szanuję ją za dogłębną analizę faktów, wywiady i bezstronność. Kocham za odwagę. Nie boi się poruszania trudnych tematów, rozmów i zaglądania tam, gdzie większość z nas nie chce sięgać nawet myślami. Tym razem wraz ze skazaną Beatą Krygier odkryła przed nami prawdziwy świat zza więziennych krat. Była radczyni prawna w pewnym momencie wylądowała po drugiej stronie. Najpierw pracowała w Gryficach, potem prowadziła własną kancelarię. Dopiero otwarcie apteki wywróciło jej życie do góry nogami.

Nie jedna osoba myśli sobie: Więzienie. A co to jest? Luksus. My, podatnicy płacimy, a skazani mają ciepłe łóżeczko, jedzonko i telewizor. Nawet leczenie bez kolejki. Spacerek, choć pod wydział to też jest. Żyć nie umierać.

Ja jestem jedną z tych osób i po przeczytaniu tej książki zmienię zdanie tylko trochę. Nie zawsze mają luksus i ciepło. A na własne bezpieczeństwo muszą uważać dniem i nocą. Tyle że wiadomo, że niewinny (z wyjątkami) do więzienia nie idzie. Chciałabym powiedzieć, że mają to na co zasłużyli, ale zbyt duża ilość osadzonych po skazaniu ma się lepiej niż przed. Ci nieliczni niewinni czy skazani za własną naiwność to historia osobna. Jak powiedziała Beata: przez własną głupotę odsiaduje wyrok. Dziś, choć minęło już wiele lat, to chyba tylko dzięki obietnicy ograniczonego zaufania wobec innych może powiedzieć, że żyje.

A jednak tak wiele osób, które zasługują na niewyobrażalne kary dopiero tam, za kratami czuje, że żyje. O nic się nie muszą martwić, a ich sława z zza murów robi swoje. Inni wolą się do nich nie zbliżać, nie pytać, nie podpadać. Wolą takich unikać. 

„Początek tego świata rozpoczyna się za bramą. Dalej są już tylko mury, zasieki i kraty w oknach. […] Zło i dobro skupia się tam jak w soczewce. Szybciej niż gdziekolwiek indziej traci się dotychczasową tożsamość i buduje nową, uczy odróżniać wrogów od przyjaciół. Człowiek, który trafia tam po raz pierwszy, jest jak rozbitek nieumiejący pływać. Rzucony na głęboką wodę albo przeżyje, albo utonie.” *

Praktycznie wszystko dzieje się w Zakładzie Karnym nr 1 w Grudziądzu. Więzienie nazywane polskim Alcatraz, są jednym z najpilniej strzeżonym zakładem dla kobiet na terenie Polski. Teoretycznie przeznaczony jest dla tych najgorszych, najniebezpieczniejszych pań. A jednak nie jest to regułą. Beata Krygier, choć nie zabiła i nie dokonała żadnego ciężkiego przewinienia trafiła właśnie tam. Dla wielu osób pracujących w tym zakładzie był to szok. Same pozytywne opinie, pochwały czy tak zwane wnioski nagrodowe. 

Beata odkryła przed nami praktycznie całą swoją historię. Od życia sprzed krat do momentu trafienia do aresztu, aż po zmianę zakładu karnego na ten ostateczny. A także jakże wyczekiwany koniec wyroku. Pokazała te lepsze, jak i te gorsze momenty życia zarówno przed, jak i w trakcie odsiadki. Opowiadając własną historię ukazała losy innych kobiet. Tych, które jej pomogły przeżyć w więziennych murach, ale też takich, które nie wahały się zrobić jej krzywdę wyczuwając w niej słabą istotę. I tak poznajemy częściowe losy matki małej Madzi z Sosnowca czy siostry Bernadetty ze zgromadzenia boromeuszek z Zabrza. Są narkomanki, morderczynie, oszustki. Jedne żałują swej postawy, inne mając szansę nic by nie zmieniły w swoim życiu. 

* - cytat z „Skazane na potępienie” Ewa Ornacka, str. 5-6

<Ocena 10/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Rebis