Tytuł: Kołysanka
Seria: Editio Black
Autor: Bartłomiej Piotrowski
Stron: 212
Gatunek: thriller, thriller psychologiczny, kryminał, literatura polska, kryminał polski, dramat
Wydawnictwo: Editio
ISBN: 978-83-283-3748-0
Muszę przyznać, że w tym roku pozwoliłam debiutantom rozgościć się na półkach mojego regału. Wyjątkowo ich wielu, a przy tym (na szczęście!) rzadko kiedy zawiedli. Bartłomiej Piotrowski to kolejny z nich. Jemu pozwoliłam na w paradowanie w moje życie z dwóch powodów, które w sumie łączą się w jeden. Tak jak ja urodził się w Gliwicach i właśnie w naszym mieście dzieje się akcja jego niepozornej powieści! Tylko raz jak do tej pory udało mi się za sprawą pisarskiego duetu czytać książkę gdzie po ulicach własnych i okolicznych miast mogłam podróżować wraz z głównymi bohaterami. Nie mogłam więc sobie darować kolejnej takiej możliwości. To dopiero sprawia czytelnikowi wyjątkową frajdę.
W Gliwicach grasuje seryjny morderca małych dzieci. Ochrzczony pseudonimem "Pan Kołysanka" czyje się bezkarny. Ciałka swych ofiar porzuca na placach zabaw. Jednak od jakiegoś czasu jest spokój i mieszkańcy liczą, że to koniec. Że nie będzie więcej ofiar. Niestety to cisza przed burzą. Zostaje porwana sześcioletnia Zuzia. Policja bezradnie rozkłada ręce i mimo wciąż trwającego śledztwa nie jest w stanie ruszyć sprawy nawet o krok. Matka małej dziewczynki prosi o pomoc jedyną osobę, jaka przychodzi jej do głowy. Swoją szwagierkę Gaję. Kobiety nigdy za sobą nie przepadały, ale ta druga jest była wojskowa i jeśli ona niczego nie zadziała to Dorota wie, że nikt inny tego nie zrobi.
"- Znajdź ją. Ta prośba zaskoczyła Gaję.
- Zrobię wszystko, aby uratować Zuzę - odpowiedziała. - Ale wiesz, że nie mam pojęcia o tropieniu przestępców.
[...] chociaż jesteśmy rodziną, to obydwie wiemy, że jesteś inna. [...] Bałam się ciebie.
- Dalej się boisz?
- Nie... Boję się tylko o życie mojej córki. Porwał ją potwór, którego policja na pewno nie schwyta.
- Gdybym potrafiła zrobić, to o co mnie prosisz, to nie zawahałabym się ani przez sekundę. Ale...
- Potwora może pokonać tylko inny potwór - przerwała jej Dorota. - Gaja... Ty jesteś naszym potworem." *
Kobieta zgadza się, chociaż powód jej działania nie jest tak oczywisty. Robi to zarówno dla bratanicy, jak i zmarłego brata. Ale też dla wcześniejszych ofiar, a także dla siebie. Pomaga jej Oskar Krul. Kochanek jej brata, który również jest byłym wojskowym. Chcą rozwikłać sprawę "Pana Kołysanki" i dowiedzieć się jaki motyw kieruje seryjnym zabójcą dzieci. Pierwsze co rzuca się w oczy to fakt, że rodziny wszystkich ofiar się znają. Oskar i Gaja czują, że to nie może być przypadek. Że owszem zbiegi okoliczności istnieją, ale nie w takich sytuacjach i nie aż takie.
Przed śledczym amatorami będzie sporo zawiłości. Wiele pytań i tym razem równie wiele odpowiedzi, ale nie wiele one pomagają. Do czasu...
Jest kilka rzeczy, które mnie naprawdę pozytywnie zaskoczyły w tej niepozornej nie tyle książce ile książeczce. Po pierwsze spodziewałam się raczej skromnej w akcję, a już na pewno detale historii. Po drugie nie sądziłam, że Bartłomiejowi uda się namieszać na zaledwie 212 stronach! Po trzecie, to już całkiem moje osobiste odczucie, czyli podróżowanie po ulicach, lokalach i miejscach, które tak dobrze znam! Także nic bardziej mylnego niż objętość „Kołysanki”. Autor, mając do dyspozycji raptem kilka nazwisk, zrobił z nich taki użytek, że niejednokrotnie musiałam cofać się o kilka stron, by uzmysłowić sobie, kto kim był, bo się mieszałam. Wszystko to jednak (dla mnie) na plus – w końcu przerzucania wielu kartek nie miałam. Myślę, że jest to idealna pozycja dla tych, którzy nie lubią zbędnych opisów i nic niewnoszących szczegółów. Dla mnie, choć pozycja genialna to troszkę z tej objętości zabrakło (może to zgubny nałóg czytania grubych tomiszczy?). Ale cudnie się sprawdza na zabranie np. do autobusu lub jeśli chcemy przeczytać coś szybko i na tak zwane już.
* - cytat z „Kołysanka” Bartłomiej Piotrowski, str. 23 – 24.
W Gliwicach grasuje seryjny morderca małych dzieci. Ochrzczony pseudonimem "Pan Kołysanka" czyje się bezkarny. Ciałka swych ofiar porzuca na placach zabaw. Jednak od jakiegoś czasu jest spokój i mieszkańcy liczą, że to koniec. Że nie będzie więcej ofiar. Niestety to cisza przed burzą. Zostaje porwana sześcioletnia Zuzia. Policja bezradnie rozkłada ręce i mimo wciąż trwającego śledztwa nie jest w stanie ruszyć sprawy nawet o krok. Matka małej dziewczynki prosi o pomoc jedyną osobę, jaka przychodzi jej do głowy. Swoją szwagierkę Gaję. Kobiety nigdy za sobą nie przepadały, ale ta druga jest była wojskowa i jeśli ona niczego nie zadziała to Dorota wie, że nikt inny tego nie zrobi.
"- Znajdź ją. Ta prośba zaskoczyła Gaję.
- Zrobię wszystko, aby uratować Zuzę - odpowiedziała. - Ale wiesz, że nie mam pojęcia o tropieniu przestępców.
[...] chociaż jesteśmy rodziną, to obydwie wiemy, że jesteś inna. [...] Bałam się ciebie.
- Dalej się boisz?
- Nie... Boję się tylko o życie mojej córki. Porwał ją potwór, którego policja na pewno nie schwyta.
- Gdybym potrafiła zrobić, to o co mnie prosisz, to nie zawahałabym się ani przez sekundę. Ale...
- Potwora może pokonać tylko inny potwór - przerwała jej Dorota. - Gaja... Ty jesteś naszym potworem." *
Kobieta zgadza się, chociaż powód jej działania nie jest tak oczywisty. Robi to zarówno dla bratanicy, jak i zmarłego brata. Ale też dla wcześniejszych ofiar, a także dla siebie. Pomaga jej Oskar Krul. Kochanek jej brata, który również jest byłym wojskowym. Chcą rozwikłać sprawę "Pana Kołysanki" i dowiedzieć się jaki motyw kieruje seryjnym zabójcą dzieci. Pierwsze co rzuca się w oczy to fakt, że rodziny wszystkich ofiar się znają. Oskar i Gaja czują, że to nie może być przypadek. Że owszem zbiegi okoliczności istnieją, ale nie w takich sytuacjach i nie aż takie.
Przed śledczym amatorami będzie sporo zawiłości. Wiele pytań i tym razem równie wiele odpowiedzi, ale nie wiele one pomagają. Do czasu...
Jest kilka rzeczy, które mnie naprawdę pozytywnie zaskoczyły w tej niepozornej nie tyle książce ile książeczce. Po pierwsze spodziewałam się raczej skromnej w akcję, a już na pewno detale historii. Po drugie nie sądziłam, że Bartłomiejowi uda się namieszać na zaledwie 212 stronach! Po trzecie, to już całkiem moje osobiste odczucie, czyli podróżowanie po ulicach, lokalach i miejscach, które tak dobrze znam! Także nic bardziej mylnego niż objętość „Kołysanki”. Autor, mając do dyspozycji raptem kilka nazwisk, zrobił z nich taki użytek, że niejednokrotnie musiałam cofać się o kilka stron, by uzmysłowić sobie, kto kim był, bo się mieszałam. Wszystko to jednak (dla mnie) na plus – w końcu przerzucania wielu kartek nie miałam. Myślę, że jest to idealna pozycja dla tych, którzy nie lubią zbędnych opisów i nic niewnoszących szczegółów. Dla mnie, choć pozycja genialna to troszkę z tej objętości zabrakło (może to zgubny nałóg czytania grubych tomiszczy?). Ale cudnie się sprawdza na zabranie np. do autobusu lub jeśli chcemy przeczytać coś szybko i na tak zwane już.
* - cytat z „Kołysanka” Bartłomiej Piotrowski, str. 23 – 24.
<Ocena 8/10>
Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz