Autor: Anna McPartlin
Stron: 400
Gatunek: dramat, obyczaj, literatura współczesna,
Wydawnictwo: HarperCollins Polska
ISBN 978-83-276-2071-2
Annę McPartlin, a raczej jej pierwszą książkę miałam już okazję poznać jakiś czas temu. Pod czas jej czytania przeżyłam chwile radości i dramatu. Doświadczyłam łez szczęścia i smutku. Dlatego bez wahania sięgnęłam po "Gdzieś tam...", bo w głębi serca czułam, że się nie zawiodę i autorka spełni moje oczekiwania. Jak na razie obie jej książki poruszają poważne tematy - zastanawiam się czy pojawi się kolejna i czy też będzie skrywała jakieś tragedie i dramaty. Poczekamy to zobaczymy, a na razie wróćmy i zobaczmy co kryje się w tej książce...
Masie to młoda kobieta, która ma za sobą związek z katem.Jej pierwsze dziecko jest owocem gwałtu, a ona odchodzi od męża w chwili, gdy prawie umiera od urazu głowy jaki u niej spowodował, a synowi, który stanął w jej obronie ojciec łamie rękę. Poznajemy ją w momencie, gdy wygłasza swój pierwszy w życiu wykład. Niestety nie jest on taki zwykły, a już na pewno nie jest przyjemny. Kobieta opowiada jak dwadzieścia lat temu w 1995 roku w noworoczną niedzielę straciła swojego ukochanego syna. Piętnastoletni wówczas Jeremy zginął choć miał przed sobą całe życie. Zginął, bo nie było mu pisane być sobą. Zamknięty w sobie, skryty i wręcz panicznie bojący się iż wyda się to, że nie jest "normalny". Gdy ulega i się otwiera dochodzi do wypadku...
"Śmierć mojego syna była straszliwym wypadkiem, ale do tego wypadku doprowadziło wielu ludzi. Ludzi takich jak ja albo niektórzy z was. (...) Ludzi, którzy współczują homoseksualistom strasznego życia - ale to straszne życie wynika właśnie z tego, że ktoś im współczuje. (...) Nikt nie powinien czuć się obywatelem drugiej kategorii ze względu na płeć czy orientację seksualną"*
Historia, którą pokazuje nam McPartlin poprzez Masie Bean nie jest ani przyjemna ani radosna. Ma w sobie wiele bólu, a z każdą stroną jest go więcej. Dobrze wiemy, że ból nie mija. Może zelżeć, ale jego cień będzie zawsze gdzieś wokół nas. Podejrzewam, że autorka jako osoba, która ma za sobą związek z tyranem i również straciła syna włożyła w tę historię wiele serca i ducha. I choć w porównaniu z "Ostatnimi dniami Królika" ta książka wydaje mi się trochę słabsza to nigdy nie zrezygnuję z czytania jej pozycji. Zgłębiając obie powieści odczujemy wiele emocji, a ja osobiście bardzo to doceniam. Ciekawe w tej książce jest to, że historia opowiadana jest oczami różnych osób. Jeremy'ego, który ukazuje nam swoje problemy, rozterki i przeżycia, Masie - matki przerażonej zaginięciem syna, Valerie - młodszej siostry, która czuje się winna i Bridie - babci, która cierpi na demencji. Daje to na prawdę niesamowity efekt. Zachęcam do przeczytania nie tylko płeć żeńską, ale i męską - warto!
* - "Gdzieś tam w szczęśliwym miejscu" Anna McPartlin - str. 396
<Ocena: 8/10>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz