Autor: Michael Hastings
Stron:480
Gatunek: na faktach, reportaż, dokument, wojenna,
Wydawnictwo: Znak Literanova
ISBN: 978-83-240-3666-0
Choć ani historia ani wojna nie są moimi ulubionymi tematami to muszę przyznać, że coraz częściej sięgam po książki o tejże tematyce i to z coraz pozytywniejszym rezultatem w czytaniu. robię to chętniej i z większą przyjemnością. To co tym razem przykuło moją uwagę to dopisek: "Wstrząsający portret elit, które stanowią otoczenie Donalda Trumpa". Ciężko nie zwrócić na to uwagi i tym bardziej nie zgłębić tematu. Na wstępie zaznaczę jednak, że recenzja ta będzie zupełnie obiektywnym punktem widzenia.
Czego my jako ludzie, jako społeczeństwo i jako naród ( nie ważne czy tu chodzi o Polaków, Amerykanów, Japończyków czy Rosjan) oczekujemy od głowy państwa oraz armii? Ja mówiąc za siebie odpowiem tak: adekwatnie do swojej pozycji oczekuję: rozsądku w podejmowaniu decyzji oraz odpowiedzialności za te już podjęte oraz za państwo na czele którego stoją, które reprezentują i którego bronią. Z doświadczenia wiemy, że oczekiwania, a realia to dwie strony medalu, a raczej dwie różne bajki. Coś jak oczekiwanie fantastycznej bajki, a otrzymanie tragedii pełnej grozy...
Autor, który przy okazji jest ( a raczej był, ale do tego wrócę*) dziennikarzem dostaje się do elity armii amerykańskiej. Został przyjęty do grona generała Stanleya McChrystala zwanego Big Stanem, Papieżem czy Gwiazdą Rocka. Miał okazję usłyszeć i zobaczyć wszystko sam. A to czego miał możliwość doświadczyć i uświadczyć zszokuje i przerazi chyba każdego - nawet tych wytrzymałych. Ja byłam pewna, że spodziewać się można wszystkiego, a co za tym idzie nic mnie nie zaskoczy. Jakże człowiek się może mylić...
Stan miał niewiele czasu na zorganizowanie swojego sztabu najbliższych ludzi, a jednak udało mu się to zrobić bez problemu. Chociaż nie. Problem był. W jego otoczeniu znaleźli się specyficzni ludzie. Zuchwali, odjazdowi i bezczelni. Bezprecedensowi kochali władzę, ale i dobrą zabawę. Czyli rzecz biorąc byli bardzo, ale to bardzo podobni do McChrystala.
Michael Hastings miał przewagę nad innymi reporterami. Był, widział i słyszał. Mógł notować - z pojedynczymi zastrzeżeniami czego publikować mu nie wolno. Czego w takim układzie był świadkiem? Tego między innymi tego jak w hotelowym barze generał ze swoja elitą pili w towarzystwie szpiegów i luksusowych prostytutek. Oczywiście to tylko maleńkie wydawało by się przewinienie z ich strony.
To co ukrył na kartach tej książki dziennikarz jest dużo bardziej szokujące. Niestety nie tylko. Ja czytając momentami świetnie się bawiłam i śmiałam - do pewnych momentów, mianowicie za każdym razem, gdy było coraz zabawniej uświadamiałam sobie - "Kobieto to nie jest komedia! To fakt! To dzieje się na prawdę!". I dobry humor pryskał jak bańki mydlane, a mnie dopadły wyrzuty sumienia, ale i złość - Jak można kogoś takiego postawić jako dowódcę armii! Jak ktoś taki może mieć taką władzę...
Generał Stanley McCrystal w pewnym sensie sam prosił się o tak spektakularną dymisję jakiej został poddany. No, bo powiedzmy sobie szczerze kto mądry dopuszcza dziennikarza do takich rzeczy nawet jeśli "obiecuje" dochować tajemnicy w momentach, gdy rzekomo go o to się prosi? Kto zabiera reportera na spotkania i narady dotyczące spraw tajnych? Michael jak najbardziej przystał na nie pisanie tego o co prosili, ale jeśli tyczyło się to tylko pojedynczych spraw to czemu nie mógł w takim układzie wykorzystać całej reszty?
I choć dziś Big Stan poddał się do dymisji, którą przyjął jeszcze prezydent Barack Obama to jego współpracownicy mi. Mike Flynn pracuje nadal. To dokładnie on był doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego prezydenta Donalda Trumpa. Jego kadencja była najkrótszą w historii biura - trwała zaledwie 24 dni.
Podsumowując na tylnej okładce widzimy napis: "Przejmująca kronika świata, który zmierza do szaleństwa". Czy aby na pewno? Czy do szaleństwa może zmierzać coś co jego granice już przekroczyło? Czy szaleństwo w ogóle może mieć granice?
*Wspomniałam, że Michael Hastings jest, a raczej był dziennikarzem. Dlaczego zmieniłam na był? Ponieważ on już nie żyje. Zginął w niewyjaśnionych okolicznościach w wypadku samochodowym dzień po tym jak skontaktował się z prawniczką demaskatorskiego portalu WikiLeaks. Mało tego kilka godzin wcześniej wysłał przyjaciołom i współpracownikom e-maila sugerującego, że jest na celowniku FBI. Do dziś nie wiadomo co tak na prawdę się stało. Czy to był wypadek czy może jednak celowe działanie osób trzecich?
Tak jak wspomniałam książka czytała mi się szybko i w pewien sposób przyjemnie. Najgorsze, że świetnie się przy niej bawiłam do czego dojść raczej nie powinno. Nie, gdy pozycja porusza tak ważne tematy i prawdziwe problemy. Nie zmienia to faktu, że Hastings miał fantastyczne pióro i cieszę się, że pozycja znalazła się w moich rękach.
<Ocena 8/10>
Pieknie opisanie prawdziwe słowa , warto po takim opisie sięgnąć po te ksiazke
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce. Wydaje się interesująca.
OdpowiedzUsuńChoć tematyka jest mi bliska nigdy nie słyszałam o tej książce. Jak mi wpadnie w ręce napewno po nią sięgnę. Ciekawy blog , przyjemny layout . Będę obserwować i zapraszam rownież do mnie
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czytankanadobranoc.blogspot.ie
Świetna recenzja, książka wydaje się ciekawa, choć teorie spiskowe odnośnie śmierci autora... Cóż to przemilczę ;)
OdpowiedzUsuń