niedziela, 3 marca 2019

NOWOŚĆ - "To nie jest amerykański film"





Kochani już 13 marca na rynek wydawniczy wchodzi intrygująca zapowiedź. 
Osobiście czekam na nią z ogromną niecierpliwością. Nadia Szagdaj znana jest pewnie nie jednemu czytelnikowi z cyklu o detektyw Klarze Schulz. Teraz czas na coś nowego. "To nie jest amerykański film" zapowiada się niezwykle ciekawie. Zobaczmy...




Coś o autorce:

Nadia Szagdaj – urodzona w 1984 roku we Wrocławiu. Z wykształcenia wiolonczelistka i śpiewaczka operowa, z pasji – pisarka. Związana również z fotografią, filmem i radiem. Autorka serii kryminałów retro o błyskotliwej detektyw Klarze Schulz oraz thrillera Love. Laureatka plebiscytu 30 Kreatywnych Wrocławia, dwukrotnie nominowana do Literackiej Nagrody Europy Środkowej „Angelus” oraz do Nagrody Kulturalnej Gazety Wyborczej „Warto”.

Matka Oliwii zostaje porwana. Rodzina dostaje żądanie okupu, ale po pewnym czasie porywacze milkną. Policja jest bezradna. Kiedy wszyscy tracą już nadzieję, kobieta się odnajduje. Nikt nie wie, co przeżyła, ponieważ uparcie milczy i odmawia współpracy z policją. Oliwia próbuje skłonić matkę do złożenia zeznań. Nie zdaje sobie sprawy, że teraz to jej grozi śmiertelne niebezpieczeństwo. 




Rozpoczyna się zabójcza gra, w której nikt nie jest tym, za kogo się podaje…






"To nie jest amerykański film"

Nadia Szagdaj - Fragment
(…) Otworzyłam butelkę i postawiłam ją na blacie. Postanowiłam poczekać, aż trochę odtaje. Na dworze było zbyt zimno, by pić lodowate piwo. Wczytałam się w słowa Juliana, zastanawiając się, dlaczego człowiek - Facebook, mający więcej wirtualnych przyjaciół, niż sam był w stanie spamiętać, wypisywał wiadomości na kartkach przyczepianych do lodówki. I jeszcze zapewniał, że niedługo wróci, jakbym wciąż miała piętnaście lat. Rozczulił mnie tym. Weszłam do salonu i podeszłam do okna. Samochód, który minęłam rano, stał teraz zaparkowany pod drzewem naprzeciwko. Włączony telefon podświetlał twarze mężczyzn w środku, choć z tej odległości nie widziałam ich dokładnie. Naprawdę mi ulżyło. Chciałam im nawet pomachać, ale uznałam, że to głupota. Bolały mnie nogi. Byłam wykończona. Włączyłam telewizor i trafiłam na program publicystyczny o przemocy domowej. – Coś dla mnie – skomentowałam na głos, wspominając wczorajszą kolację. Dziennikarka, która napisała ostatnio dość popularną książkę o wdzięcznym tytule Pierścionek Agnieszki, opowiadała o doświadczeniach, którymi podzieliła się z czytelnikami. Ofiarom przemocy należy okazywać dużo zrozumienia – mówiła z ekranu Ina Fischer.
– Co ty wiesz? – zapytałam telewizora, myśląc o naburmuszonej Teresie, która sugerowała, że miałam coś wspólnego z jej porwaniem. – Niestety, brak reakcji z mojej strony sprawił, że moja przyjaciółka umarła – kontynuowała Ina.
– A moja matka nie. I nie wiem, czy się cieszyć, czy płakać... – odparłam i wcisnęłam czerwony przycisk.
Telewizor wyłączył się i zapadła cisza. Usłyszałam bicie własnego serca. Dziwne wrażenie. Było wyraźne, a jednocześnie takie nierzeczywiste. Nie ruszałam się, by nie szeleścić. Cisza koiła nerwy. Na moment przestałam oddychać. I wtedy cudowne, błogie uczucie przerwał dźwięk najgorszy z możliwych. Dzwonek telefonu. Poderwałam się na równe nogi, wydając z siebie zduszony krzyk. W jednym momencie zamieniłam się w plątaninę dygoczących nerwów. Spojrzałam na ręce i zaraz potem splotłam dłonie, które trzęsły się jak osikowe liście. Dzwonek odzywał się raz po razie. Ruszyłam w stronę telefonu. Gdzie jest teraz policja?” – gorączkowałam się. Czy nadal tam są? Czy będę mogła im o tym powiedzieć? Najlepiej od razu. Podniosłam słuchawkę.
– Halo?! – wykrzyczałam, chcąc pokazać rozmówcy, że się nie boję.
– Pani Pol? – W telefonie zabrzmiał kobiecy głos.
– Tak... tak – odpowiadałam oszołomiona, jakbym nie była pewna, że ja to ja. Próbowałam się uspokoić. – Tu Oliwia Pol – potwierdziłam.
Pomyślałam, że któraś z moich pacjentek znalazła numer i potrzebuje pomocy. Kiedyś prowadziłam terapię w domu, w nieużywanym gabinecie Teresy. Pacjenci wciąż tu telefonowali.
– Pani Pol, mówi aspirant Sikora. Byliśmy dziś u pani, po południu, ale niestety pani nie zastaliśmy.
– Czasem pracuję – rzuciłam sucho.
Zdążyłam przyzwyczaić policję do codziennej obecności w domu, podczas gdy moja matka twierdziła, że nie robiłam niczego, by ją odnaleźć.
– Zajrzymy do pani jutro pod wieczór. Spróbujemy porozmawiać z pani mamą. W każdym razie, gdyby znów otrzymała pani dziwny telefon, proszę zadzwonić do Mroza.
– Spokojnie, lubię spacery – odparłam, próbując rozluźnić się żartem.
– Nie rozumiem?
– Będzie szybciej, jeśli pójdę do funkcjonariuszy w oplu zaparkowanym na zewnątrz. Od razu mogą zacząć działać. Jeśli się pośpieszą, może nawet przejmą słuchawkę. W telefonie zapadła cisza.
– Do kogo... na zewnątrz? – zapytała aspirantka. Wyraźnie się zaniepokoiła.
– Do policjantów, którzy siedzą w samochodzie pod moim domem.
Znów ta cisza.
– Pani Oliwio? Może mi pani opisać to auto?
Moje nogi stały się nagle bezużyteczne. Całkowicie odmówiły posłuszeństwa.
– Myślałam, że wysłaliście tu kogoś do ochrony – wybełkotałam.
– Byliśmy po południu. Nikogo nie widzieliśmy – tłumaczyła teraz już gorączkowo Sikora.
– I tylko tyle? To przepraszam, kto przez cały dzień stoi na zakazie przed moim domem?! – wykrzyczałam. Na odpowiedź nie musiałam czekać długo. Nagle drzwi wejściowe otworzyły się z hukiem. Do środka wtargnęli dwaj mężczyźni. Na głowach mieli maski z podobiznami zwierząt. Zanim zdążyłam wydać z siebie dźwięk, jeden z nich zakrył mi usta ręką w skórzanej rękawiczce. Drugą dłonią przytrzymał moje ręce w nadgarstkach. Był niezwykle silny. Albo to strach mnie sparaliżował. Drugi nachylił się nade mną.
– Halo? – pytał głos w słuchawce. – Halo, pani Pol?!
– Halooooo – odpowiedział jeden z mężczyzn. Jego maska miała przypominać wilka. – Halo, pani Pol…
Ostatnią rzeczą, którą zapamiętałam, były jego oczy. (…)  
Nie wiem jak Was, ale mnie ten fragment zdecydowanie zainteresował i wciągnął. Czekam zatem na książkę. Czekacie razem ze mną? 

1 komentarz: