wtorek, 30 października 2018

Yasmina Khadra - "Aniołowie umierają od naszych ran"

Tytuł: Anioły umierają od naszych ran
Autor: Yasmina Khadra
Stron: 368
Gatunek: dramat, literatura obyczajowa, literatura współczesna, literatura piękna
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-799-9416-8

To już czwarta książka Yasminy Khadry, która wpadła w moje ręce. Kolejna, która uwiodła mnie od samego początku, o co bym się nie podejrzewała. Kiedy do rąk brałam pierwszą (dla mnie) jego pozycję, sądziłam, że mi się spodoba i tyle. To zdecydowanie nie mój klimat, nie mój gatunek. Wolę lżejsze pozycje w stylu, konkretne w akcji. Tu za każdym razem jest odwrotnie. Dostaję patetyczny i może nie ciężki, ale również nie błahy styl oraz stonowaną akcję. Dużo opisów, sporo obyczajowych aspektów. 

Turambo to niepiśmienny chłopak z biednej rodziny. Imię jego to tak naprawdę nazwa miejscowości ską pochodzi. Po tym jak jego wioska zostaje zniszczona na skutek błotnej powodzi, wraz z rodziną przenosi się do Oranu. Tam stara się znaleźć swoje miejsce na ziemi. Zaczyna od poszukiwania pracy, którą przez wybuchowy charakter co i rusz traci. Nastolatek ma tendencję do wpadania w tarapaty co nie podoba się rodzinie. Miał im pomagać, a nie przysparzać problemów. W końcu okazuje się, że bycie narwanym może być plusem. Młody mężczyzna odnajduje się w jednej z najbrutalniejszych dziedzin sportu, a mianowicie w boksie. Tam pokonując kolejnych przeciwników pnie się po drabinie bokserskiej chierarchii. Udaje  mu się wyrwać z biedy, ale nie może zdobyc jednego - szacunku białych mieszkańców Algierii. 
Całą swoją historię Turambo opisuje na noc przed wykonaniem na nim wyroku kary śmierci. Ukazuje nam drogę jaką przebył od bycia mieszkańcem slumsów po posiadanie bogactwa. Od kariery pucybuta do zdobycia tytułu Mistrza Afryki Północnej w boksie. 

Prócz opisania krok po kroku kariery sportowej głównego bohatera, autor ukazuje nam również trudne relacje mieszkańców Algierii lat '30 XX wieku. Relacje między Arabami, a Francuzami. Ci pierwsi są traktowanie o niebo lepiej niż czarnoskórzy niewolnicy w USA. Wszechobesny jest rasizm względem rdzennej ludności Afryki. Świetnie ukazuje to relacja Turambo z jego "promotorem" Diukiem, który tarktuje go jak konia, któego wystawia się do gonitwy.
To co mi troszkę przeszkodziło to chyba za duże skupienie się na życiu uczuciowym młodego boksera. Co rusz zakochany jest w innej kobiecie, uczucie jest niespełnione, nieszczęśliwe, a on sam momentami zachowuje się poprostu melodramatycznie.

Jednak to co musze przyznać to fakt, że Yasmina mnie pochłonął. Przepadłam na stronach jego powieści. Zrozumiałam co to znaczy: "wpaść jak śliwka w kompot". Jestem takim owocem, a Khadra jest moim kompotem, w który z każdą kolejną powieścią wpadam głębiej. Tyle, że tu nie dotknę dna, a jeśli to zrobię, to będzie to dla mnie sukces, a nie porażka.

Ocena: 8/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Sonia Draga

Johanna Holmstrom - "Wyspa dusz"

Tytuł: Wyspa dusz
Autor: Johanna Holmstrom
Gatunek: literatura współczesna, kryminał skandynawski, kryminał, thriller, na faktach, literatura piękna
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-811-0498-2


Jak już wiecie, nie jest tajemnicą, że kocham kryminały. Jednak jakikolwiek wątek medyczny jest przeze mnie pożądany równie mocno. Szpital psychiatryczny i wszelkie problemy emocjonalne zaciekawiły mnie już jakiś czas temu. Szczególnie w dawnych czasach. A Johanna przenosi nas wstecz. W lata 1890 - 1940, kiedy to leczenie sprowadzało się tak naprawdę do otumaniania, kąpieli czy po prostu odosabniania ludzi chorych od zdrowych.

Jest rok 1891, kiedy Kristina Andersson topi dwójkę swoich dzieci. Mimo tego, co zrobiła, unika więzienia. Niestety trafia do szpitala psychiatrycznego. Pobyt miał być krótki, ale okazało się inaczej. Wyspa, na której stał szpital była równie rzadko opuszczana co odwiedzana. Kobiecie udaje się po polepszeniu stanu zdrowia pracować poza przybytkiem u rodziny pastora. Jednak nie trwa to długo, a po utracie pracy znów jest gorzej.

40 lat później do tego samego szpitala trafia Ellinor Curten siedemnastoletnia dziewczyna z rozpoznaniem psychopatii, nimfomanii oraz mitomanii. Nastolatkę przeniesiono z więzienia. W szpitalu miała spędzić niewiele czasu, gdyż rodzice robili wszystko by ją stamtąd wyciągnąć. Oprócz samej Elli chyba nikt w to nie wierzył, gdyż lądując tam, chyba każdy świadomy był biletu w jedną stronę. Tylko nielicznym udawało się powrócić do rzeczywistości i świata zewnętrznego i to tylko jeśli rodzina zgadzała się, przejąc opiekę nad chorym. Ellinor jednak wierzyła i robiła wszystko by wydostać się z przytułku. Najważniejsze jednak było to, iż była świadoma tego, że nie jest jak inne przebywające tam kobiety. Owszem miała wahania nastroju, miewała problemy z zapanowaniem nad wybuchami złości, ale kontaktowała, rozumiała, potrafiła pracować.

Kristina lata temu marzyła o dobrym życiu u boku ukochanego, o akceptacji rodziny. Znalazła się w szpitalu psychiatrycznym.
Elli marzyła o lepszym życiu i uciekła z chłopakiem, który wciągnął ją w świat przestępstw. Ona również została zesłana na wyspę do szpitala.
Obiema kobietami opiekuję się Sigrid Friman. Młoda pielęgniarka, której narzeczony został w Finlandii, by kończyć studia, a potem brać udział w wojnie. To ona jest pewnego rodzaju łącznikiem między pensjonariuszkami.

Johanna w niesamowity sposób ukazała nam obraz depresji. Opis wewnętrzny i niezwykle osobisty, który prawdopodobnie niejednego z nas zaskoczy. Kiedy tak czytam kolejną książkę o czasach początków medycyny, to ogromnie cieszę się, że żyję tu i teraz. Metody stosowane w ówczesnym okresie były mocno kontrowersyjne i zdecydowana ich część nie przynosiła żadnych efektów chyba, że uboczne i doprowadzające pacjentów na skraj szaleństwa, a nawet do śmierci. Johanna nie posunęła się aż tak daleko, ale obraz jaki nam pokazała jest niesamowicie realistyczny i mroczny. Wręcz duszny. Obraz kobiet odciętych od świata, dożywotnio skazanych na własne szalone towarzystwo oraz otoczone wizjami swoich chorych umysłów. Dawno nie czytałam tak dobrej i zapadającej w głowę książki.



Ocena: 9/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Sonia Draga

poniedziałek, 22 października 2018

Kirsty Moseley - "Chłopak, który wiedział o mnie wszystko"

Tytuł: Chłopak, który wiedział o mnie wszystko
Cykl: Best Friend (Tom 1)
Autor: Kirsty Moseley
Gatunek: dramat, literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans, literatura młodzieżowa, New Adult
Wydawnictwo: Harper Collins
ISBN: 978-83-276-3791-8

Sporo czasu minęło od ostatniego mojego spotkania z Kirsty i muszę przyznać, że lekko mi się za nią stęskniło. Choć pisze książki stricte młodzieżowe, to mogłabym je polecić chyba każdej kobiecie, a nie tylko nastolatce. Moseley lubi wplatać w codzienne życie bohaterów jakieś ludzkie dramaty czy codzienne problemy. Z jednej strony to wszystko znam, a z drugiej lubię o tym czytać bez końca. Szczególnie w przypadku niektórych autorek, czyli np. Kirsty.

Riley Tanner jest zupełnie zwyczajną nastolatką, która niestety musi przenieść się do nowej szkoły. Zdecydowanie nie ma na to ochoty, ale jest jedna rzecz, a raczej osoba, która wszystko zmienia. Otóż będzie przy tam jej najlepszy przyjaciel Clay! A ona nie może sobie wyobrazić niczego lepszego. Chłopak od zawsze był lojalny i wspierał Riley we wszystkim, co robiła. Szczerego, uczciwego i godnego zaufania chłopaka pokochali nawet jej matka i ojczym. Niestety ich nieskomplikowana do tej pory relacja ulega zmianie. Dziewczyna spędziła miesiąc wakacji u ciotki i po tym czasie rozłąki dotarło do niej, że uczucia, którymi obdarza Claya, to nie jest przyjaźń, a coś, co wykracza poza jej granice. 
Okazuje się, że nastolatka nie jest w tym osamotniona i jej przyjaciel czuje dokładnie to samo. Tyle że oboje nie wiedzą co z tym zrobić, a na ich drodze pojawia się ktoś trzeci. Zakochany w Riley młody mężczyzna, który przy okazji jest wrogiem Claya, nie poprzestanie na spławieniu go przez nastolatkę dla której zrobił by chyba wszystko...

Co ciekawe już od początku książka nie szła mi tak, jak się spodziewałam. Długo nie umiałam się w nią wczytać, a w głowie pojawiały się dwie myśli na zmianę. Albo wydoroślałam i już nie wszystkie młodzieżowe pozycje będę w stanie czytać, albo coś z tą powieścią jest bardzo nie tak. Po umęczeniu (tak po umęczeniu, a nie skończeniu!) obstawiam wersję drugą. Cukier to biała śmierć. Moseley w tej książce przedawkowała go kilkadziesiąt razy. Zabiła mnie wielokrotnie. Bohaterowie, którzy najpierw zachowują się jak dzieciaczki z podstawówki, a potem nagle w momencie stają się dorośli, to za dużo nawet na historię tej objętości. Ta pozycja poległa na całej długości. Słodkie romanse są fajne, ale nie w formie ulepu gdzie wręcz wszystko się do siebie od słodyczy lepi. Ja pasuję i nie wiem, czy jeszcze sięgnę po Kirsty. Do tej pory mnie nie zawiodła, więc myślę, że szansę jej dam. Tylko jak pomyślę, że do trzech razy sztuka i trzykrotnie zabije mnie śmiertelne stężenie węglowodanów, to robi mi się nieswojo...

<Ocena: 3/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu HarperCollins Polska

niedziela, 21 października 2018

Jacek Hołub - "Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci"

Tytuł: Żeby umarło przede mną. Opowieści matek niepełnosprawnych dzieci
Seria: Reportaże
Autor: Jacek Hołub
Gatunek: literatura faktu, literatura dokumentalna, reportaż, literatura polska
Wydawnictwo: Czarne
ISBN: 978-83-804-9715-3


To nie jest jakaś tam kolejna książka. To nie jest wymysł autora. To nie jest piękna baśń ani cudowna bajka. To życie. Z całym bajzlem, problemami i kłopotami. Codzienność, z jaką zmagają się rodzice, ale głównie matki dzieci niepełnosprawnych. To nie tylko cierpienie ich pociech. Ale również ich własne. Cierpią, bo cierpi ich syn/córka. Boją się o ich i tak kruche zdrowie. Chuchają i dmuchają, nie patrząc na siebie. Byle im ulżyć, pomóc, pocieszyć. Niejednokrotnie nie myślą o sobie. Nie dbają o wygląd czy o swoją dietę. Mogą nie jeść, byle dziecku niczego nie brakowało. 

Jacek Hołub odważył się wejść w świat tych kobiet. Kobiet, które walczą nie dla siebie, ale dla własnych dzieci. Nie spodziewał się tak wielkiego odzewu. Choć w ostateczności nie zostało wiele chętnych, by otworzyć przed autorem bramy życia codziennego, to jednak się udało. 

Praktycznie codziennie mijamy te kobiety w pędzie codzienności. Tyle że ich nie zauważamy. Współczujemy, ale często nie rozumiemy tego, co czują czy przeżywają. Nie potrafimy, a czasami nie chcemy pomóc. Gdzieś w głowie kołacze się myśl, że przecież dostają zapomogi, zasiłki, dodatki... To po co im jeszcze pomagać - myślimy. Po to by mogli godnie żyć, a często by w ogóle mogli jakkolwiek żyć. 

Kiedy czytałam tę książkę, to raz chciało mi się płakać, a raz śmiać z goryczą z powodu sytuacji, jaką mamy w Polsce. To nie tak, że uważam, iż wszędzie indziej jest lepiej. Nie. Po prostu nie rozumiem, jak można walczyć o nienarodzone dziecko w imieniu kobiet, ale potem te kobiety z tymi dziećmi zostawić. Mając niepełnosprawne dziecko, 1400 zł zasiłku to jest na prawdę kropla w morzu potrzeb. To nie zapewni często ani leków, ani rehabilitacji, ani środków pielęgnacyjnych. Na dodatek trzeba zrezygnować z pracy, by móc ten zasiłek dostawać. Czy to jest normalne? Albo sprawiedliwe?

Dla mnie nie jest to obca sytuacja. Mam niepełnosprawnego tatę i sama jestem osobą niepełnosprawną. Jest o tyle łatwiej, że oboje jesteśmy w miarę samodzielni - na razie. Ale co przeżywa kobieta, która jest matką niepełnosprawnego dziecka oraz żoną niepełnosprawnego mężczyzny? Tylko ona wie. Ja mogę się domyślić, chyba, że los zechce doświadczyć mnie tym samym. 

Nie, książka nie wzbudziła we mnie współczucia. Poza tym, na pewno nie o to chodziło autorowi jak i bohaterkom. Oni chcą pokazać swoją walkę o codzienność, relacje rodzinne, które tak diametralnie się zmieniają, gdy pojawia się w rodzinie chore dziecko. Ukazują bezmiar cierpienia, nieprzespane noce, walkę o to co im się należy. Ale przede wszystkim ogrom samotności. Krok po kroku odchodzą znajomi, przyjaciele, a czasami nawet rodzina. Zostają same i same muszą walczyć. Za siebie i za syna/córkę. 

Nowość na rynku, którą powinien przeczytać każdy. Szczególnie jeśli nie ma styczności z niepełnosprawnością na co dzień.


Ocena jest poglądowa, gdyż pozycja ta nie zasługuje na ocenianie. Dla mnie jest bezcenna

Ocena: 10/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję księgarni Tania Książka

niedziela, 7 października 2018

Misha Glenny - "McMafia"

Tytuł: McMafia 
Seria: Post Factum
Autor: Misha Glenny
Gatunek: literatura faktu, literatura dokumentalna, publicystyka, socjologia, literatura popularnonaukowa, reportaż
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-811-491-3


Tematyka mafii nie jest mi ani obca, ani obojętna. Zaczynałam od swojej krajowej, ale zaczęłam rozszerzać kręgi i zahaczyłam już o włoską. Teraz czas na Bałkany, Ukrainę, Bliski Wschód i Rosję, ale również Afrykę, Azję, Kanadę czy Izrael. Misha poświęcił ponad trzy lata na zbadanie przestępczości zorganizowanej na całym świecie. Ukazuje nam, co łączy bandytów ze Wschodu z tymi z Zachodu. Szukał zależności między gospodarką, polityką i historią danego kraju. Czy na coś mu się to zdało?

Autor podzielił książkę na cztery części. Każda z nich ma kilka rozdziałów. I tak mamy Upadek komunizmu, Złoto, pieniądze, diamenty i banki, Narkotyki i cyberprzestępstwa oraz Przyszłość przestępczości zorganizowanej. Na kartach tej pozycji znajdziemy ogrom informacji, które jakiś czas temu, mnie osobiście by zszokowały. Pierwsze wydanie książki Glenny'ego ukazało się w aż 30 krajach. Nie dziwmy się jednak, skoro poruszane tu problemy dotyczą całego świata. Głównym wątkiem, który przewija się przez całą pozycję, jest polityka. Niech nas to nie zdziwi, skoro głównie to ona jest przyczyną powstania przestępczości gospodarczej. Prócz niej jest też handel ludźmi, przemyt i handel narkotykami, pranie brudnych pieniędzy czy podróbki markowych ubrań. Od błahych tematów, po te naprawdę poważne i drastyczne. Dla mnie najtrudniej było przejść przez handel kobietami do domów publicznych. Wbrew ogólnie przyjętemu założeniu tylko ułamek procenta to kobiety, które robią to świadomie z powodu sytuacji finansowej. Zdecydowana większość nie jest tam z własnej woli. Zszokuje Was na pewno ilość nazwisk w tej książce. Szczególnie że dużo z nich będziecie kojarzyć choćby z głośnych spraw w telewizji. 

Myśl, jaka przeszła mi przez głowę po zakończeniu książki to czy istnieją jeszcze firmy, które naprawdę są "czyste" i nie posiadają kontaktów z jakąkolwiek instytucją przestępczą. Z dnia na dzień jednak coraz mniej rzeczy mnie porusza. To straszne, ale prawdziwe. To nie tak, że czytam i lecę dalej, nie. Na jakiś czas się zatrzymam, pomyślę i zastanowię, ale nie mam już tych uczuć co kilka lat temu, gdy wszystko było niemożliwe. Teraz czuję, że nie ma rzeczy, której nie da się zrobić, załatwić czy nawet kupić. Chciałabym polecić tę książkę każdemu, ale ona się do tego nie nadaje. Po pierwsze temat trzeba lubić lub być nim zainteresowanym. Po drugie tu nie ma dynamiki i akcji. Są fakty, dane i historia. Wieje nudą? Nie. Tyle, że to nie pozycja na jeden wieczór. Nie jest też rozrywką. To dawka informacji, które zmienią niejeden światopogląd.

Ocena: 8/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Sonia Draga

sobota, 6 października 2018

T.M.Frazier - "Soulless"

Tytuł: Soulless
Cykl: The King (Tom 4)
Autor: T.M. Frazier
Gatunek: dramat, erotyka, literatura kobieca, literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-660-7480-4

No i już po raz czwarty miałam okazję zajrzeć do świata erotyczno-kryminalnego według Frazier. Muszę przyznać, że już od pierwszej części cyklu The King wciągnęłam się dość mocno i każda kolejna książka była wyczekiwana z niemałym napięciem. I chyba tylko pierwsza połowa drugiej części trochę mnie zawiodła, co na szczęście zrekompensowała połowa druga. Potem szło już z górki i jedno czego jestem pewna to, że chcę więcej. Chyba nie przyszło by mi do głowy, że aż tak mogę polubić czarne męskie charakterki. Ale jestem tylko kobietą...

Bear właśnie odsiaduje wyrok za zbrodnię, której nie popełnił. Wziął na siebie winę ukochanej, bo czuł, że w przeciwieństwie do niego, ona w więzieniu sobie nie poradzi. Poza tym on i tak planuje ucieczkę i to jak najszybciej. Jest świadomy tego, że stąd gdzie jest, nie ochroni dziewczyny przed niebezpieczeństwem ze strony swojego byłego już klubu.
W tym samym czasie Thia nie jest w stanie spokojnie wysiedzieć, wiedząc, że Bear siedzi przez nią i że to wszystko jej wina. Pod opieką jego przyjaciół czuje się dobrze i bezpiecznie, ale miesiące bez kontaktu z nim i na dodatek w totalnej bezsilności, powodują, że pewnego dnia chce zawalczyć o niego ze zdwojoną siłą. 

Zakochani świadomi są tego, że żeby przeżyć muszą pójść na wojnę. Najpierw on musi się wydostać z więzienia, w czym ona usilnie chce mu pomóc. Potem czeka ich wojna. Wojna z nie byle kim. Ojciec Beara chce go dopaść za zdradę klubu. Młody motocyklista choć jest świadom chęci zemsty Chopa, to nie rozumie, co tak na prawdę zrobił ojcu, by zasłużyć na aż taką nienawiść. Choć sam tylko nią darzy mężczyznę, który kazał mu się do niego zwracać szefie zamiast tato, gdy Abel miał zaledwie naście lat to chyba liczył na coś zupełnie innego ze strony rodzica. 

Bear i Thia będą musieli stoczyć walkę na śmierć i życie o prawo do miłości. O możliwość posiadania rodziny i przyjaciół. O szansę życia bez strachu, bez oglądania się za siebie i bez nienawiści ze strony tych, którzy powinni stać po ich stronie.

Czy walka się odbędzie? Kto stanie po stronie zakochanych? Czy wszyscy przeżyją? Czy uda się wywalczyć szczęście i bezpieczeństwo? 

No i nadszedł koniec losów Beara i Thii. Pokochałam ich oboje, ale to mroczny motocyklista skradł me serce. Tak jak wspomniałam, czarne charaktery podbiły mój świat. W moim ich brak, więc czemu nie nacieszyć się tymi z książek. Jednego nie wybaczę Frazier. Przez zakończenie wywróciła mój świat do góry nogami. Nie ma problemu z czytaniem ze zrozumieniem, a ostatnią stronę czytałam kilka razy, by zrozumieć jej sens. Co Pani narobiła?! Teraz to tylko czekać na ciąg dalszy, bo inaczej nie przeżyję! Polecam całą serię The King, bo warto poświęcić jej trochę czasu - szybko i przyjemnie się czyta, więc naprawdę nie stracicie go wiele.

<Ocena: 9/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu  Wydawnictwo Kobiece

czwartek, 4 października 2018

Max Bilski - "Dubrownik czyli zgon do poduszki"

Tytuł: Dubrownik czyli zgon do poduszki
Cykl: Podróże ze śmiercią (Tom 3)
Autor: Max Bilski
Gatunek: kryminał, sensacja, thriller, literatura polska
Wydawnictwo: Videograf
ISBN: 978-83-783-5434-5

No i są już za mną! Kolejne "Podróże ze śmiercią" stworzone przez Maksa. Razem z nim i jego parą detektywów amatorów odwiedziłam właśnie trzecie państwo. Była Lizbona, był Watykan, a teraz Dubrownik. To, czego mogłam się spodziewać w kolejnej powieści Bilskiego to na pewno dawka dobrego humoru, bo jest on na porządku dziennym w jego książkach. Jednak tym razem było inaczej. Owszem pośmiać się można było, ale autor zmienił sposób opowiadania przebiegu podróży. Z początku mi on do niego nie pasował, ale szybko się przełączyłam na inny tryb.

Michał i jego żona Joanna znów wybrali się w podróż. Tym razem to kobieta dostała zlecenie z pracy, by w Dubrowniku fotografować sesję modelek. Małżeństwo pakuje się więc i wyjeżdża na kolejną wycieczkę. Oczywiście państwo Zawadzcy mają cudowne szczęście do wpadania w tarapaty, a raczej do napotykania na swej drodze zwłok. Po raz kolejny są zamieszani w morderstwo. W domku letniskowym uduszono jedną z modelek, a podejrzanym w sprawie jest nie kto inny jak Michał! Ponieważ w noc zabójstwa mężczyzna nie wylewał za kołnierz, to nie pamięta, co robił i nie jest w stanie zapewnić sobie alibi. Problemem okazuje się nie tylko to, ale również fakt, iż wraz z nowo poznanym kolegą poszli podglądać dziewczyny przez okno. Dziennikarz jednak pewny jest, że nie zamordował kobiety i postanawia to udowodnić. Jego partnerem w śledztwie jest nie tylko żona, ale również matka właściciela domku gdzie nocują. Starsza pani jest miłośniczką kryminałów, a internet nie ma przed nią żadnych tajemnic. Zamiast przytemperować poczynania samozwańczych detektywów, co rusz wpada na kolejny i to nie codzienny pomysł kto może być podejrzany i jak to udowodnić!

Max Bilski po raz czwarty już, wyprawił stworzone przez siebie małżeństwo na wycieczkę do jednego z krajów Europy. Po raz kolejny wplątał ich też w kryminalną przygodę. Oczywiście robi to w niezwykle zabawny sposób, choć tym razem zmienił trochę sposób opisywania zdarzeń. Nic jednak na tym nie stracił, choć musiałam się lekko przestawić względem tej "inności". Na plus zasługuje fakt, że powieść jest krótka i szybka w czytaniu. Jednak daleko jej do literatury z górnej półki. Zdecydowanie nadaje się jako przerywnik w czytaniu poważniejszych książek. Jeśli jednak chcecie się pobawić i pośmiać, a przy okazji mieć lekkie czytadełko na jeden wieczór to zdecydowanie jest to tego typu pozycja. 

<Ocena: 7/10>


Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Videograf

poniedziałek, 1 października 2018

Leszek Talko - "Jak przejść do historii (i 43 inne pożyteczne umiejętności)"

Tytuł: Jak przejść do historii (i 43 inne pożyteczne umiejętności)
Autor: Leszek Talko
Gatunek: felieton, literatura współczesna, literatura polska
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-811-0573-6

Felietony to zdecydowanie nie moja bajka.Tyle że wspominałam już i to pewnie nie raz, że jeśli czegoś nie czytałam, to nie znaczy, że czytać nie będę. W końcu, po co się ograniczać, skoro można poszerzać swoje horyzonty. A jeśli dodamy do tego, że zrobimy to z humorem i autoironią, to już w ogóle ciężko sobie odmówić takiej literatury. Nie, nie oczekiwałam zupełnie niczego po tej pozycji. Z jednego, jedynego powodu. Felietony są mi obce, więc zupełnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Za to sam opis z tyłu oraz minimalistyczna i zabawna okładka zrobiły swoje. Musiałam sięgnąć po książkę Leszka Talko. 

Jedno z rozpatrywanych przez autora zagadnień to: Jak spać idealnie. No, więc tak... Temperatura, czyli coś pomiędzy 16 a 20 stopni Celsjusza. W zależności od człowieka cisza bądź dźwięk (ja potrzebuję ciszy). Nie od dziś wiadomo, że liczenie baranów to już metoda prehistoryczna. Dlaczego by więc nie wymienić jej na ciąg Fibonacciego? Albo zamienianie nieprzyjemnych rzeczy w ciemność? Jest jeszcze kilka poruszanych rad, ale na ostatek autor wybudził się ze snu bardziej niż na co dzień. Ja również, gdy zaczęłam je testować - z ciekawości.
A może kwestia: Jak wytresować psa? No cóż, Leszek po pewnym czasie prób, próśb i gróźb osiągnął jedno - został królem nagród. Jednak trzech psów jak ułożonych nie miał, tak nie ma nadal. 
Czy Wy również macie problemy ze stworzeniem hasła idealnego np. do banku czy poczty e-mail? Talko próbował pokazać nam kilka sposobów jak takie uzyskać. Efekt jest na pewno piorunujący, a hasło ciężkie do złamania. Niestety nie tylko. Do zapamiętania również jest ciężkie, a chyba nie do końca o to nam chodziło...
Reklamowanie obuwia. Ile już razy zdarzyło Wam się słyszeć, że buty były źle użytkowane? No to pytanie za milion złotych: Do czego służą buty do biegania, jeśli nie do biegania właśnie? No bo jeśli uważa się, że takie użytkowanie jest złe to jedyna opcja to postawić i się na nie patrzeć. Tylko nie zapomnijcie! Hermetyczna gablota, bo warunki atmosferyczne mogą je zepsuć! Za to Leszek podrzuca nam inne pomysły (może będę mieć okazję przetestować, a co!).

Tak jak w tytule jest tu jednak poruszonych o wiele więcej zagadnień, niż ja Wam przetoczyłam. Co jedno to ciekawsze i zdecydowanie zabawniejsze-jeśli tylko posiadamy autoironię! Ja czytając, bawiłam się przednio i mam wrażenie, że czytanie felietonów nadrobię szybciej, niż myślałam. Szczególnie tym z humorem. Ten zbiór polecam, jeśli chcecie poprawić sobie nastrój czy spojrzeć z przymrużeniem oka na codzienne aspekty naszego życia. 


Ocena: 10/10


Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Sonia Draga

Anna Tell - "Cztery dni w Kabulu"

Tytuł: Cztery dni w Kabulu
Cykl: Negocjator Amanda Lund (Tom 1)

Autor: Anna Tell
Gatunek: literatura współczesna, kryminał skandynawski, kryminał, thriller
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-811-491-3


Uwielbiam książki, gdzie dla odmiany pierwsze skrzypce jako członek służb mundurowych gra kobieta. Muszę przyznać, że jakoś nieczęsto na nie trafiam, więc jak już taką dorwę, to chętnie się za nią pozycję zabieram. Może marzeniem moim nie jest debiut, ale nie jest to dla mnie duży kłopot. Jeśli tylko powieść jest interesująca, to nie w moim stylu jest skreślić ją z listy "chcę przeczytać". Anna Tell na swą pierwszą książkę wybrała tematykę polityki, co dla mnie jest sporym wyzwaniem. Czy sprostała?

Amanda Lund jest negocjatorką. Właśnie prowadzi szkolenie afgańskich policjantów w bazie Mazar-i Szarif. Mimo młodego wieku jest niezwykle doświadczoną policjantką. Nie dziwi jej więc fakt, że ledwo co skończyła jedno zadanie, to oddelegowano ją do następnego. Tym razem wyrusza do Kabulu, gdzie zaginęło, bądź zginęło dwoje pracowników ambasady szwedzkiej. Nie wiadomo czy zostali zabici w ataku terrorystycznym, czy może porwano ich dla okupu. Sytuacja jest o tyle niejasna, że ewentualni porywacze nie kontaktują się w sprawie stawki i miejsca przekazania pieniędzy. Mało tego sprawa jest niezwykle delikatna i wymaga zachowania pełnej dyskrecji. Amanda zaczyna bardzo ciężkie śledztwo, gdyż na każdym kroku czuje, że nie mówi się jej wszystkiego. A jakby tego było mało, to pytać też nie ma kogo, bo operacja jest tajna i nikt niepowołany nie może się o niej dowiedzieć. 
W tym samym czasie Szwecja przygotowuje się do przyjęcia prezydenta Afganistanu, co oznacza, że żaden skandal nie może ujrzeć światła dziennego. Najgorsze jest jednak to, że ambasador Szwecji nie chce współpracować z Amandą. 

Jedno z pytań brzmi: Dlaczego? Oczywiście, jeśli nie przeczytamy powieści, to pytań zadamy sobie więcej. Np. Czy pracownicy szwedzkiej ambasady się odnajdą? Czy będą żywi? Czy zginie/zaginie ktoś jeszcze?

Wiele pytań, które zadaje sobie również Amanda. Im głębiej wnika w sprawę zniknięcia Ingrid oraz Mikaela tym pytań przybywa, a odpowiedzi brak. Odpowiedź na najważniejsze pytanie, kobieta oraz czytelnik otrzyma praktycznie na samym końcu. 

Co ciekawe po skończeniu powieści kilkukrotnie kartkowałam ją, by upewnić się, że akcja naprawdę dzieje się w ciągu czterech dni. Autorka na jej stronach ukryła tyle dynamiki, tajemnic i ludzkich charakterów, że nie umiałam przyswoić sobie tego, że całość to raptem kilka dni, a na dodatek to debiut Anny Tell! Nie znam, bo nie oglądałam serialu Homeland, ale według okładki książka jest dla jego miłośników. Niestety nie przepadam za oglądaniem, za to za czytanie mogłabym się dać pokroić (tylko wtedy bym tego robić nie mogła). Stąd też nie wiem, czy jedno z drugim ma coś wspólnego, ale ja do przeczytania książki zachęcam z ręką na sercu. Cieszę się, że "Cztery dni w Kabulu" otwierają cykl z negocjatorką Amandą Lund, bo autorka zaskoczyła mnie pozytywnie jak mało kto. Ty przeczytaj, a ja czekam na ciąg dalszy. Liczę, że wy po zaliczeniu powyższej lektury też nie będziecie mogli się go doczekać!

Ocena: 10/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Sonia Draga

piątek, 28 września 2018

Susan Lewis - "Odkąd odeszła"

Tytuł: Odkąd odeszła
Cykl: Detektyw Andee Lawrence (Tom 1)

Autor: Susan Lewis
Gatunek: literatura współczesna, literatura obyczajowa, dramat, kryminał, thriller
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-661-3407-2


Susan Lewis jest mi aktualnie dość dobrze znana. To już trzecia jej powieść, którą przeczytałam i każda kolejna robi na mnie pozytywne wrażenie. "Odkąd odeszła" to pierwszy tom serii z detektyw Lawrence w roli głównej i bardzo chętnie będę ją kontynuować. Jednak muszę ostrzec miłośników rasowych kryminałów, gdyż ta pozycja nie jest jednym z nich. Choć ma wątki podchodzące pod ten gatunek, to zdecydowanie zaliczyłabym tę powieść do obyczajowych lub dramatów. Jednakże znajdziemy tu kilka ciekawych tematów, które porusza Susan.

Rowzee Cane to lokalna emerytowana już nauczycielka. Właśnie dowiedziała się, że ma groźny nowotwór mózgu. Postanawia jednak nie informować swojej rodziny o chorobie i za ich plecami spisuje testament. Mało tego robi wszystko by zorganizować sobie tak zwaną śmierć na życzenie. Chce wyjechać do Szwajcarii, gdzie pewna placówka świadczy takie usługi. By poddać się eutanazji, Rowzee musi spełnić kilka warunków, które skrupulatnie odnotowuje. Mimo pogarszającego się gwałtownie stanu zdrowia udawanie przed siostrą i bratem idzie jej całkiem nieźle.

Andee Lawrence właśnie rozstała się ze swoim mężem. Córka oraz syn mają ogromne pretensje, że rozbija ich rodzinę. Jak by tego było mało, kobieta niedawno zrezygnowała z pracy w policji i została detektywem. Pewna rodzina zatrudnia ją, by zajęła się zaginięciem ich córki. Dwa lata temu Jessica miała przyjechać do rodzinnego domu. Nigdy tam jednak nie dotarła. Śledztwo, które prowadziła, policja stanęło w martwym punkcie. Andee podejmuje się zadania, by spróbować odnaleźć dziewczynę czy to żywą, czy martwą.

Drogi Rowzee i Andee w pewnym momencie się krzyżują. Starsza kobieta chciałaby pomóc w śledztwie, ale jej problemy z pamięcią i ogólnym stanem zdrowia zdecydowanie jej to utrudniają. Okazuje się za to, że jej brat bardzo chętnie zrobi to za nią. A, że kilka lat temu on i Amanda mieli romans.

Czy Rowzee zdecyduje się na powiedzenie rodzinie o stanie swojego zdrowia? Czy między jej bratem a panią detektyw odżyją dawne uczucia? Czy Jessica zostanie znaleziona? 

Czytając tę powieść zadacie sobie o wiele więcej pytań niż zrobiłam to przed chwilą ja. Jednak na każde z nich znajdziecie odpowiedź. Choć książka nie jest wybitna to zdecydowanie warta uwagi. Należało by jednak wspomnieć, że jest to stricte kobieca literatura i mężczyźni raczej zachwyceni nią nie będą. 


<Ocena: 9/10>


Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu  Wydawnictwo Kobiece

niedziela, 23 września 2018

Jenn McKinlay - "Zakochani po uszy"

Tytuł: Zakochani po uszy
Cykl: Bluff Point (Tom 1)
Autor: Jenn McKinlay
Gatunek: dramat, literatura kobieca, literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-660-7433-0


Po typowy delikatny romans sięgam naprawdę sporadycznie. To zdecydowanie nie moje klimaty, bo spokojna książka to książka nie dla mnie. Tylko jak odmówić sobie przeczytania powieści, gdy wśród bohaterów są czworonożni przyjaciele? Nie ważne czy to mruczący kot, galopujący koń czy merdający ogonem pies. Ważne, że któreś z nich jest, bo to oznacza, że pozycję tę odhaczę jako przeczytaną. Jenn McKinlay postanowiła stworzyć serię właśnie z merdającym ogonkiem, a "Zakochani po uszy" to jej pierwszy tom. 

Mackenzie poprzez ślub jednej z przyjaciółek zmuszona jest wrócić do Bluff Point, skąd uciekła siedem lat temu. Jej marzeniem było nie pokazywać się tam już więcej po tym, jak została w upokarzający sposób porzucona przed ołtarzem. Jedyne czego była pewna do tej pory to, że zapadnie się pod ziemię na widok pierwszej lepszej znajomej osoby. Problem jest taki, że Bluff Point to mała miejscowość i wszyscy się tu znają, więc Mac jest w naprawdę niekorzystnej sytuacji. Jednak czego nie robi się dla przyjaciółki. Postanawia schować dumę do kieszeni i być z Emmą w jej ostatnich dniach bycia panną. 
Pierwsze problemy pojawiają się jednak już w dzień przyjazdu w rodzinne strony. Ku jej ogromnemu zdumieniu nie czekała na nią ukochana przyjaciółka, tylko jej brat Gavin, którego Mackenzie obiecała sobie solennie unikać przez całe dwa tygodnie pobytu. Choć minęło siedem lat, to aż za dobrze pamiętała, co ich połączyło. Wszystko komplikuje fakt, że młodszy brat Em to już nie jest po prostu wyrośnięty nastolatek, tylko wyjątkowo przystojny mężczyzna. Plany Mac rozsypują się jak domek z kart, a najgorsze (ale czy na pewno?) jest to, że Gav robi wszystko by wskrzesić te stare wspomnienia i stworzyć nowe, które być może połączą ich ponownie. 
Jako, że Emma całe dwa tygodnie przed samym ślubem rozplanowała jako niezwykle pracochłonne, a Mac i Gav mają być swoimi partnerami na tym wydarzeniu to ciężko by się wzajemnie unikali. Szczególnie jeśli unikanie we krwi ma tylko jedna z dwóch osób.

Spytacie pewnie gdzie ten szczekający bohater? No właśnie pojawia się, ale jak dla mnie było go zbyt mało, jak na serię "z merdającym ogonkiem". Owszem pojawia się, potem znika i znów się pojawia. Faktycznie mała Azalia robi wszystko by drogi Mackenzie i Gavina co rusz się krzyżowały, ale by móc to zaliczyć do powyższej serii to dla mnie zdecydowanie za mało.

Za to na ogromny plus zasługują perypetie przyjaciółek. Sama chciała bym mieć tak zwariowane towarzyszki i przygody podobne do ich. Na pewno nie narzekała bym na sporą dawkę humoru i wesołe towarzystwo. To ratuje całą książkę, choć nie naprawi faktu, że szczeniaka jest tu zbyt mało. Dobrze, że to co faktycznie jest, jest fajnie przedstawione. Pozycja do przeczytania maksymalnie w dwa wieczory. Czekam na kolejną część by zobaczyć czy będzie w niej więcej psa niż w pierwszej!

<Ocena: 7/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu  Wydawnictwo Kobiece

sobota, 22 września 2018

Penelope Douglas - "Dopóki nie zjawiłaś się ty"

Tytuł: Dopóki nie zjawiłaś się ty
Cykl: Fall Away (Tom 1.5)

Seria: Editio Red
Autor: Penelope Douglas
Gatunek: dramat, erotyka, New Adult, literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Editio
ISBN: 978-83-283-3788-6


Penelope miałam okazję poznać już spory czas temu za sprawą "Dręczyciela", który zdecydowanie przypadł mi do gustu. Prawdą jednak jest to, że tylko raz czytałam tę samą historię z punktu widzenia drugiego bohatera. Albo raczej próbowałam to zrobić. Okazało się to być moją startą czasu i oraz świata stratą drzew na papier, by wydać tę pozycję - przemilczę o jaką powieść chodzi. Stąd też, choć pokochałam bohaterów książki Douglas, to zdecydowanie z rezerwą zasiadałam do kolejnego tomu. Awersja jednak była zbyt duża, by podejście było neutralne.

Gdy zagłębiłam się w "Dręczyciela" dość szybko zaczęłam się zastanawiać, co Tatum zrobiła Jaredowi, że jego zachowanie zmieniło się aż tak diametralnie. To dziewczyna ukazywała nam wszystko ze swojego punktu widzenia, więc niedane nam było zrozumieć chłopaka. Miałam dwa podejrzenia - zwykły okres dojrzewania to raz, a dwa - uczucia, które z przyjaźni przerodziły się w coś więcej, więc chłopak, zamiast powiedzieć, co się dzieje, zaczął zachowywać się inaczej, co w tym wypadku znaczy koszmarnie.

Autorka w niesamowity sposób otwiera nam drzwi do życia, duszy i uczuć Jareda. Od małego chłopca po pełnoletniego mężczyznę. Dzięki temu pozwala nam zrozumieć, że zachowanie chłopaka to nie do końca zachowanie psychopatycznego dzieciaka, który zakochał się w dręczeniu nic niewinnej przyjaciółki. 

Bałam się, że "Dopóki nie zjawiłaś..." będzie powieleniem historii tylko w wersji zamiast zrobiłam to zrobiłem. Jakże się myliłam! Przekonałam się, że niezwykle trudno przedstawić tą samą historię z punktu widzenia drugiej osoby tak, by zainteresować i nie zanudzić. By nie była to zwykła kopia pierwszej części tylko odrębna opowieść. Penelope stanęła na wysokości zadania. Prawie każdy szczegół w  powieści jest dopracowany.

Oczywiście jest kilka minusów, ale nie da się nie robić powtórzeń, gdy pisze się relację tej samej historii przez drugiego bohatera. W końcu przeżyli to samo tylko emocje towarzyszące każdemu z nich są inne. Podoba mi się fakt, że postacie nie są kryształowe i każdy ma coś za uszami. Oczywiście wolała bym nie mieć przyjaciółki takiej jak miała Tatum, a na miejscu Jareda  (chyba, podkreślam CHYBA) odważyła bym się na szczerość i przyjęcie pomocnej dłoni, ale dzięki temu ta historia jest chyba bardziej realna. W końcu kto z nas jest idealny? Nie trzeba czytać obu części, ale zdecydowanie polecam, bo poznajemy w tedy obie wersje, które choć momentami się powielają to jednak pięknie się uzupełniają!

<Ocena 10/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio

Kylie Scott - "Play. Stage Dive"

Tytuł: Play. Stage Dive
Cykl: Stage Dive (Tom 2)

Seria: Editio RedAutor: Kylie Scott
Gatunek: dramat, erotyka, literatura kobieca, literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Editio
ISBN: 978-83-283-3223-2



Kylie Scott i jej drugi tom z cyklu "Stage Dive" czyli zespół rockowy, a raczej jego członkowie jako główni bohaterowie. W pierwszej części poznaliśmy Davida głównego gitarzystę i Evelyn, których związek zaczął się dość niecodziennie i spontanicznie. Tym razem autorka przedstawi nam perkusistę Malcolma, który jest zdecydowanie specyficznym mężczyzną. Co ciekawe, choć Ci pierwsi początek znajomości mieli, można by powiedzieć ciekawszy to jednak dużo szybciej i mocniej przyciągnęły moją uwagę losy Maca i Anny.

Anne od lat przyjaźniła się ze Skye. Myślała, że jej zaufanie i dbanie o relacje są odwzajemnione. Jest, więc niezwykle zszokowana i zdruzgotana, gdy pewnego dnia po powrocie z pracy zastaje puste mieszkanie. Nie zostawiła praktycznie nic, a na dodatek winna jest Anne pieniądze. Dziewczyna świadoma jest, że właśnie wpadła w ogromne tarapaty, bo z zarobków w księgarni nie da rady opłacić wynajmowanego mieszkania, a ma jeszcze młodszą siostrę, której stara się pomóc, najlepiej jak potrafi. 
Malcolm nie jest przyzwyczajony do większej ilości kłopotów, a aktualnie ma ich na głowie sporo. Nie potrafi jednak przyjąć pomocnej ręki. Odtrąca każdą możliwą propozycję wsparcia, jednak do czasu, gdy na jego drodze nie pojawia się Anne. Zauważa, że w jej towarzystwie jest mniej zestresowany, a przygnębienie odpuszcza i może oddychać pełną piersią. Jest nią tak oczarowany i że proponuje jej układ. Pieniądze w zamian za udawanie jego dziewczyny, by poprawić swój wizerunek. 
Udawana para tworzy sobie zasady, których nie mogą przekraczać, co niestety nie bardzo się sprawdza, bo z dnia nadzień ramy, jakie sobie wyznaczyli, są poszerzane. Mało tego udawanie zaczyna być coraz łatwiejsze, a to nie świadczy o niczym dobrym...

Nie powiem, bym sama nie zastanawiała się, czy udawanie związku jest możliwe i czy w ogóle ma sens. Szczególnie z osobą, która nam się podoba. Dla mnie oczywistym końcem takiego pomysłu jest albo prawdziwe uczucie albo kompletne zerwanie kontaktów. Fajnie było poczytać książkę właśnie z takim tematem.
Autorka sprawnie i naprawdę dobrze poradziła sobie z powieścią. Powieść czytała mi się niezwykle szybko. Naprzemiennie z ogromnym uśmiechem, jak i odrobiną smutku przy pewnych wątkach, więc grała na emocjach, co wyjątkowo cenię. Na dodatkowy plus zasługuje fakt, że nie jest to typowy bezwymiarowy erotyk. Jest coś z dramatu no i oczywiście sporo muzyki. Polecam "Play. Stage Dive" jeśli cenicie takie elementy.

<Ocena 9/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio

środa, 19 września 2018

Emily Koch - "Czy umrę, nim się zbudzę?"

Tytuł: Czy umrę, nim się zbudzę?
Autor: Emily Koch
Gatunek: dramat, literatura obyczajowa, kryminał, sensacja, thriller, literatura współczesna
Wydawnictwo: Sonia draga
ISBN: 978-83-8110-487-6


Niektórzy do debiutów podchodzą z obawą, inni bez większych oczekiwań, a jeszcze inni wolą je omijać. O ile autor nie pisze cyklów, to w sumie nie ma problemów, by sięgać po kolejne jego książki. Tyle że przy seriach już się tego nie ominie. Do której grupy należę ja? Zdecydowanie do drugiej. Gdy nie ma się wizji, co powinno być w powieści, można być mile zaskoczonym, a już mniej zniesmaczonym. "Czy umrę, nim..." jest właśnie debiutem Emily Koch. Muszę przyznać, że zaintrygowała mnie pomysłem ulokowania akcji tylko w jednym małym pomieszczeniu. Poprzeczkę postawiła sobie niezwykle wysoko.

Alex od lat zajmował się wspinaczką. To było jego hobby. Możliwość relaksu po dniu spędzonym w pracy. Dla niego to była adrenalina, wolność i ukojenie. Jego dziewczyna nie do końca to pojmowała. A to, czego zrozumieć nie mogła to fakt, że Alex uważał się za niezniszczalnego. Zamartwiała się, bo mężczyzna nie używał kasku podczas wspinaczek.
To właśnie jego brak, pewnego dnia spowodował, że wypadek, do jakiego doszło był koszmarny w skutkach. Alex wylądował w szpitalu z licznymi obrażeniami. Jednak najgorszy był uraz nieosłoniętej głowy. Mężczyzna jest sparaliżowany i nie ma z nim żadnego kontaktu. Nie porusza się, nie reaguje na dotyk, nie mruga oczami. A jednak... Wszystko czuje i słyszy. Problem w tym, że nie może nikomu dać o tym znać. W szpitalu jest już od osiemnastu miesięcy i nie jest w stanie nic zrobić. Jego dziewczyna, ojciec oraz siostra myślą nad odłączeniem do od respiratora. Ma on chwile, kiedy nie pragnie niczego innego, ale są też momenty, kiedy chce by, o niego walczyć.
Gdy okazuje się, że jego wypadek nie był nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności, chce działać ze zdwojoną siłą. Skupia się zarówno na tym, by się poruszyć lub mrugnąć okiem, jak i na wszystkim, co dzieje się wokół niego. Stara się poskładać do kupy informacje, które do niego docierają. Chce pomóc dziewczynie, bo czuje, że coś lub ktoś jej zagraża, a nikt jej nie wierzy.

To właśnie w ten sposób przebiega akcja powieści. Jest pisana z perspektywy uwięzionego we własnym ciele mężczyzny. Alex chce pokazać, że żyje, że czuje i słyszy. Marzy o tym, by wszystkim wyjaśnić to, do czego doszedł. Żeby rodzina zauważyła, że walczy i nie trzeba go odłączać od respiratora.

Bałam się, że będzie to niezwykle nudna i płaska książka. No, bo jak stworzyć coś wielowymiarowego w szpitalnej sali i to za pomocą sparaliżowanego bohatera? A jednak wychodzi na to, że się da. Emily Koch poradziła sobie z tym niezwykle dobrze, choć nie zabrakło niedociągnięć i chaosu. Mam jednak wrażenie, że te kilka wad to nic w porównaniu z tym co otrzymałam jako całość. Oczekuję kolejnego spotkania z autorką w kolejnej jej powieści. A Ty jeśli szukasz niekonwencjonalnego thrillera z powiewem świeżości to myślę, że się nie zawiedziesz książką "Czy umrę, nim się zbudzę?". Polecam

Ocena: 7/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Sonia Draga