poniedziałek, 14 stycznia 2019

Piotr Głuchowski - "Nic co ludzkie"

Tytuł: Nic co ludzkie
Autor: Piotr Głuchowski
Gatunek: dramat, literatura współczesna, literatura obyczajowa, literatura piękna, dramat psychologiczny
Wydawnictwo: Agora
ISBN: 978-83-268-2700-6



Kiedy poszłam do kina na film pt. „Kler” spodziewałam się chyba czegoś innego. Całe ta nagonki, awantury i krytyka wobec niego była moim zdaniem zupełnie niepotrzebna. Po co to wszystko skoro pokazano prawdę? Wiem, że bolesną i straszną, ale jednak prawdę. Myślę, że chyba każdy z nas świadom jest tego, co dzieje się na świecie. Wiemy, że czarne owce pojawiają się wszędzie. Czy jest to lekarz, prawnik, nauczyciel czy ksiądz. Problemem jest coś innego. Odkrywanie kart wszędzie jest dozwolone, ale nie w Kościele. Tam wszystko jest piękne, idealne i nietykalne. Nie mamy prawa krytykować i komentować. Błędy, problemy i tragedie zamiata się pod dywan. Rozwiązuje po cichu i po kryjomu by jak najmniejsza liczba ludzi o tym wiedziała. To jest ta bolesna część. Nie sam fakt, że to się zdarza tylko to, że jest to kryte. Na mnie film zrobił ogromne i pozytywne wrażenie, a jednocześnie nie mam zamiaru krytykować Kościoła za to, że i tam pojawiają się wpadki. Za to mam ochotę wrzeszczeć na ich bezradność oraz lekceważenie problemów.

Gdy dowiedziałam się, że na rynku wydawniczym pojawi się książka na podstawie tegoż filmu wiedziałam, że ją również muszę przeczytać. By zrozumieć więcej (dużo łatwiej skupić mi się na papierze niż ekranie), by poukładać sobie pewne elementy i przede wszystkim, by poznać bardziej rozwinięte historie głównych bohaterów. O odczuciach, emocjach i wrażeniach mogłabym powiedzieć wiele. Tak jak i mogłabym wyrazić swoje zdanie na temat poruszanych w niej tematów. Nie zrobię tego jednak, bo nie chcę wywołać burzy i niepotrzebnych dyskusji. Każdy ma swoje zdanie i sumienie. Wiem to ja i wiesz to Ty, że poruszane w „Nic co ludzkie” problemy to problemy z życia wzięte. Zresztą jest zaznaczone, że książka czerpie z prawdziwych historii. 

"Było nas trzech / a w każdym z nas inna krew / ale jeden przyświecał nam cel" *


A co tak naprawdę jest tu poruszone? 

Losy trzech księży, którzy poznali się będąc w seminarium. To tam pewnego dnia wybuchł pożar. Jeden z nich uratował dwóch pozostałych. Od tego czasu spotykają się w rocznicę tego wypadku. Ostatni z takich wieczorów zapoczątkował szereg tragedii.
Andrzej Kukuła to proboszcz parafii w miejscowości Miasteczko. Z dnia na dzień zostanie oskarżony o pedofilię.
Tadeusz Trybus ksiądz proboszcz w Małej Wsi jest alkoholikiem i spodziewa się dziecka z gosposią.
Ksiądz doktor Leszek Lisowski zamieszkały w Pałacu Arcybiskupów w Krakowie. Ten wpadnie w tarapaty związane z przetargami na budowę nowej świątyni sakralnej.

Między tym wszystkim Ludmiła Zakrzewska. Dziennikarka, której syn jest śmiertelnie chory. Która pracuje nad największym artykułem w swoim życiu. Czy go dokończy i opublikuje?

Książka jest dla każdego. Wystarczy podejść do niej z otwartym umysłem. Jeśli ktoś kocha Kościół to będzie kochał go dalej. Jeśli go nienawidzi to nic tego nie zmieni. Dlatego nagonka na książkę czy film jest dla mnie bezsensowna. Za to zapoznanie się z nimi jak dla mnie bardzo potrzebne. Uważam, że jest to bestseller. Otworzy oczy na to, co kryte, otworzy umysły na fakt, że ksiądz to człowiek, a nie święty i ma swoje potrzeby jak każdy nas. 

* - Fragment piosenki grupy Perfect, Autobiografia


Ocena: 10/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję księgarni  Tania Książka

poniedziałek, 7 stycznia 2019

Agnieszka Pruska - "Spadkobierca"

Tytuł: Spadkobierca
Cykl: Komisarz Barnaba Uszkier  (Tom 4)
Seria: ABC
Autor: Agnieszka Pruska 
Stron: 618
Gatunek: literatura polska, kryminał, dramat
Wydawnictwo: Oficynka
ISBN: 978-83-658-9101-3


Od dłuższego czasu widzę u siebie dwie zmiany. Pierwsza to ilość przeczytanych debiutantów, których w roku 2018 gościłam u siebie wyjątkowo wielu. Druga to czytanie polskich autorów. Z bólem serca, ale i ręką na nim mówię, że zdecydowanie ich unikałam. Nie czułam ich, byli dla mnie mdli i powierzchowni. Jednak znalazło się kilku, którzy porwali mnie w swój świat. Wśród nich jest Agnieszka Pruska i jej cykl z komisarzem Uszkierem. „Spadkobierca” to już czwarty tom jego przygód, który mimo swej objętości zniknął w zaledwie trzy wieczory.

W Gdańsku pod koniec 2016 roku znaleziono zwłoki młodego mężczyzny. Śledztwo dostaje komisarz Uszkier, który prowadzi je wraz ze swoją stałą ekipą przyjaciół. Jednak dostaje do pomocy dodatkową parę rąk, która w ostateczności przynosi więcej strat niż korzyści. Pomijając fakt, że nikt nie potrafi się z nią dogadać, a ona nie próbuje nic z siebie dać najchętniej oddelegowują ją do nic nieznaczących lub monotonnych zajęć, których przy okazji nie mogłaby zbytnio spartaczyć.
Sam Barnaba ma wrażenie, że sprawa, która aktualnie trafiła na jego biurko nie będzie ani łatwa, ani szybka do rozwiązania. Mężczyzna ufa intuicji, która od lat prowadzi go w zawodzie stąd też jego mina nie wróży nic dobrego.
Sprawdzają różne wątki, przesłuchują co rusz nowe osoby, a śledztwo nie rusza nawet o milimetr. Jedyne co przychodzi śledczym do głowy to sprawdzenie historii morderstw kilka lat wstecz. Nie spodziewali się jednak, że te kilka lat zmieni się w kilkadziesiąt. I że Gdańsk od czasów wojny już niejednokrotnie znakowany był bardzo podobnymi morderstwami.
Barnabie i jego ekipie nie pozostaje nic innego jak próba odtworzenia historii i skontaktowania się z jak największą ilością osób z rodzin czy znajomych ofiar sprzed lat. Ogromnym zaskoczeniem jest fakt, że wszystkich coś ze sobą łączy…

Na sam początek, jeśli chcecie poznać losy Barnaby polecam zacząć od początku. Dlaczego? Bo bardzo łatwo pogubić się w nazwiskach śledczych, gdyż pani Agnieszka stosuje je wymiennie z imionami i dla nieznających wcześniejszych tomów serii będzie to nie lada wyzwanie. Następnie trzeba przywyknąć do stylu. To nie jest amerykański kryminał pełen zwrotów akcji, litrów krwi oraz spraw rozwiązanych w jeden dzień. To książki przedstawiające żmudne śledztwa oparte na przesłuchaniach i przeszukiwaniach. Wiele opisów oraz rozmyślań. Akcja toczy się swoim rytmem, momentami wręcz wygasa. Po to jednak by po chwili pojawić się z konkretną mocą i … sprowadzić wszystkich na ziemię, bo trop okazał się fałszywy. Mnie to zauroczyło. Nareszcie coś, co nie dzieje się na zwariowanych obrotach, coś idącego swoim krokiem. Przede wszystkim jednak coś swojskiego. Bo powieści Agnieszki Pruskiej faktycznie pokazują naszą polską policję oraz to jak prowadzone są u nas śledztwa. W końcu coś prawdziwego, realistycznego i choć nie wbijającego w fotel to jednak wartego uwagi. Polecam Uszkiera i jego przygody każdemu. Szczególnie miłośnikom tych mniej krwawych kryminałów i spokojniejszej akcji.


<Ocena: 9/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Oficynka

sobota, 5 stycznia 2019

Jenn McKinlay - "Wyszczekana miłość"

Tytuł: Wyszczekana miłość
Cykl: Bluff Point (Tom 2)
Autor: Jenn McKinlay

Stron: 408
Gatunek: literatura kobieca, literatura współczesna, literatura obyczajowa, romans
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-661-3406-5


Wraz z Jenn McKinlay po raz drugi już wyruszyłam do Bluff Point. Pierwsze spotkanie z autorką i jej bohaterkami było dla mnie fajną przygodą i miłą zabawą. Może nie porwał mnie styl, losy dziewczyn nie wbiły w fotel, a ukazanie charakterów nie zrobiło ogromnego efektu wow. Jednak ciekawość jak poukładają się losy kobiet, zwyciężyła. Wiedząc, że Bluff Point to nie jedna, a kilka książek wiedziałam od tej pierwszej, że przeczytam całość. Zaczęte serie praktycznie zawsze kończę, a tu w przypadku pierwszej części się nie zawiodłam, więc gdybania nie było. Zasiadłam i zaczęłam czytać...

Tym razem poznajemy losy kolejnej dziewczyny z tak zwanej „paczki z Maine”. Carly, bo o niej mowa to przyjaciółka głównej bohaterki „Zakochani po uszy”. Przedstawiona tam dość powierzchownie dziewczyna zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Dlatego poznanie jej lepiej było dla mnie dodatkową zachętą przy czytaniu.

Carly po latach wraca do rodzinnego Bluff Point. Z podkulonym ogonem pewna jest jednego – to nie będzie cudowny i wyczekiwany powrót. Ani ona nie jest z tego zadowolona, ani jej siostry. Rodzice wyjeżdżają w momencie jej wejścia do domu. Zostaje z najmłodszą siostrą co już na wstępie zapowiada katastrofę. Jedyne osoby, które cieszą się z powrotu dziewczyny to jej przyjaciółki i męskie grono ekipy z Maine. Wspierają ją jak mogą. Jednak Carly już na dzień dobry nie wróciła sama. Towarzyszą jej zwariowana i przeklinająca papuga Ike oraz stateczny senior golden retriever Saul. Dziewczyna ma, więc co robić. Jednak jej uwagę już pierwszego dnia w Bluff Point przykuwa pewien mężczyzna. Jak się okazuje zainteresowanie jest odwzajemnione. Przystojny fizjoterapeuta James, bo o nim mowa nie jest nieczuły na uwagę Carly. Bardzo chętnie poświęca jej swój czas i uwagę.

Kobieta jednak ma jedną żelazną zasadę – nie angażuje się w żadne związki. To, co ją interesuje to tak zwane przygody na jedną noc i to bez budzenia się rano u boku przygodnego partnera. Z Jamesem łamie tę zasadę już na pierwszym spotkaniu. Mało tego okazuje się, że powrót do swoich postanowień i obietnic jest nie lada wyczynem. A fizjoterapeuta robi wszystko by pojawiać się na drodze Carly nie raz i nie dwa! Mężczyzna za nic ma reguły seksownej kobiety i zdecydowanie nie ułatwia jej podejmowania kolejnych decyzji.

Niestety sam James ma swoje tajemnice, które mogą zaważyć na ewentualnym związku z Carly. Musi się przełamać i otworzyć przed kobietą, którą pokochał i z którą chciał by spędzić swoje życie. Czy mu się uda? Czy wyjawi jej swoje sekrety? Czy Carly zdecyduje się odstąpić od zasady nieangażowania się w związki? Czy da szansę temu przystojniakowi z Bostonu?


Jenn postanowiła rozbudować paczkę z Maine o małe zoo. W „Zakochani po uszy” pojawiła się psinka o imieniu Azalia, teraz była rybka Złotko, jaszczurka Spike, papuga Ike oraz pies Saul – w ostatecznym rozrachunku zoo zmniejszyło się o rybę i gada. Jako maniaczka zwierzaków latających i biegających, pierzastych i sierściastych autorka zdobyła moje serce już na wstępie. Potem było już tylko lepiej. Muszę przyznać, że z tą częścią czułam się znacznie lepiej niż z pierwszą. Akcja praktycznie od pierwszego zdania i to powiedziałabym, że typu „z grubej rury”. Zdecydowanie polecam jako książkę na wieczór i dobrą zabawę. Ja z niecierpliwością czekam na kolejny tom przygód w Bluff Point!

<Ocena: 9/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu  Wydawnictwo Kobiece

wtorek, 1 stycznia 2019

Janusz Szostak - "Co się stało z Iwoną Wieczorek"

Seria: Śledztwa Szostaka
Autor: Janusz Szostak
Stron: 288
Gatunek: reportaż, literatura polska, literatura faktu, 
Wydawnictwo: Wydawnictwo Harde
ISBN: 978-83-660-1232-5

Kocham czytać. Chyba jak każdy jedne gatunki lubię bardziej, inne mniej. Choć od pewnego czasu staram się nie ograniczać tylko do tych, które sobie szczególnie cenię to wiadomo, że zainteresowanie rozdzielam nieproporcjonalnie. Jednak jestem tylko zwykłym śmiertelnikiem. I choć szczególnymi względami darzę kryminały, kryminalistykę, reportaże czy tematykę medyczną to nie jestem w stanie ogarnąć wszystkich tytułów i autorów. Dlatego dopiero teraz natrafiłam na Janusza Szostaka i jego cykl „Śledztwa Szostaka”. Strata niewielka, bo książka dopiero druga, jeśli chodzi o serię, ale dziwnie mi, że o niej wcześniej nie słyszałam. „Co się stało z Iwoną Wieczorek”, bo właśnie o tej pozycji mówię zobaczyłam przypadkiem. I tematyka i gatunek całkiem w moim stylu, więc darować sobie nie mogła.

Iwona Wieczorek i jej sprawa. Któż o nich nie słyszał? 17 lipca 2010 roku zgłoszono zaginięcie 19-latki. Wieczorem dzień wcześniej wyszła ze znajomymi na dyskotekę. Nigdy z niej nie wróciła. Ślad po nastolatce zaginął w nocy z 16 na 17 lipca. Mimo zaangażowania policji, detektywów i jasnowidzów do dziś nie wiadomo co stało się z dziewczyną.

Znajomi ostatni raz widzieli ją ponoć o 2:50 w nocy. Zarejestrowano ją także przez monitoring o 4:12 rano. To był ostatni raz, gdy ją widziano. Była około 20 minut od domu, do którego nigdy nie dotarła wracając z dyskoteki w Sopocie.

Czytając reportaż Szostaka odnosi się wrażenie, że policja praktycznie nic nie zrobiła. Nie chciała? Niczego dobrze nie sprawdzili, przesłuchania prowadzone były „po łebkach”, a jakichkolwiek przeszukań po prostu zaniechano. Detektywi? Jeden jakże znany postawił na rozgłos i wymyślanie kolejnych PRAWDOPODOBNYCH motywów czy winnych. Ani jedna teza się nie potwierdziła, świadkowie i zeznania wielokrotnie wymyślane na poczekaniu, gdy trzeba było złożyć zeznania przed prokuraturą. Jasnowidze… Wszystko wskazuje, że są najbliżsi prawdy. Problemem jest fakt, że aby coś ruszyło potrzebna jest inicjatywa policji. Tyle że oni jej nie posiadają.

Przez całą książkę oraz zawarte w niej wywiady, zeznania i cytaty artykułów oraz akt czuło się niechęć policjantów i specjalne zaniedbanie swoich obowiązków. Coś na zasadzie: wzywają mnie na przesłuchanie, mówię, że nic nie wiem. No to nie pytają, czy tak jest, czy nie. Nie dopytują czy i kiedy widziałam ofiarę, czy tam sprawcę. Nie wiem, to nie wiem i koniec kropka. Trzeba coś przeszukać? Dobrze, zrobimy to. Mijają lata, a jest to nie zrobione lub zrobione na odwal się. Są ślady krwi? Są. I niech sobie będą…

Takie podejście? Minęło 8 lat, a sprawa do niedawna praktycznie stała w miejscu. Janusz Szostak to idealny przykład dziennikarza śledczego. Przedstawił nam każdy brany pod uwagę motyw – nieważne czy w niego wierzył, czy nie. Pokazał co sprawdzano jeśli w ogóle to robiono. Sam wskazał wiele miejsc, zdarzeń i informacji, które zignorowała lub do których w ogóle nie dotarła policja! Tak sobie myślę. Po co policja skoro dochodzenia dziennikarzy przynoszą lepsze rezultaty?! Wiem, nie wrzucajmy wszystkich do jednego worka. Jednak tu działało więcej niż jedna jednostka służb mundurowych, byli detektywi, byli cywilni pomocnicy… No i co z tego.

Przez 8 długich lat matka Iwony Wieczorek nasłuchała się wiele. Mnie po głowie kołacze się jedno pytanie. Czy gdańskiej policji nie jest wstyd? Przed ludźmi, a już na pewno przed rodzicielką? Ja zapadłabym się pod ziemię. Bo co innego nie być w stanie wyjaśnić sprawy, a co innego nie chcieć tego zrobić. Bo niestety, ale TAKIE i TYLKO TAKIE wnioski potrafiłam wysnuć z tego reportażu.

Cała nadzieja w tym, że od maja 2018 roku śledztwo przejęła Prokuratura Krajowa i coś ruszy. Że znaleziona zostanie Iwona czy to żywa, czy martwa. Tak by matka mogła albo dalej z nią żyć, albo godnie ją pochować. Aby winny lub winni odpowiedzieli za to co się stało, ale przede wszystkim by winni zaniedbań służbowych obowiązków odpowiedzieli za to co zrobili, a raczej czego nie zrobili…

To, co niesamowite to fakt, że mimo ciężkiego tematu, jaki jest tu poruszany przez Szostaka to książkę czyta się w kilka godzin. Jeden wieczór i człowiek zostaje z myślami i pytaniami. A pozycja, choć zostanie odłożona nie da nam spokoju.

Jedna to, co szokuje to nie temat sam w sobie. To fakt, że historia wydarzyła się niedawno. W XXI w., w dużej miejscowości i to w środku sezonu turystycznego. Ginie nastolatka – ślad po prostu się urywa. Czary mary i nie ma. Polska policja chyba trafiła na Davida Copperfielda zbrodni. Dla mnie to jednak nie tyle nieudolność śledczych ile chody, jakie mają co poniektóre osoby. Śledztwo jest jednoznacznie blokowane i ktoś ewidentnie nie chce by zostało rozwiązane. Czy tak będzie? Czy stanie się zadość i winni odpowiedzą za swoje grzechy i przewinienia?

Nowość warta uwagi. „Co się przydarzyło Iwonie Wieczorek” to chyba jeden z lepszych reportaży, jakie czytałam. Patrząc na pracę, jaką wykonał dziennikarz śledczy Szostak wierzę, że sprawa ruszy do przodu, a sam pan Janusz napisze jeszcze niejedną tego typu książkę. Ja polecam każdemu. Nie tylko gustującemu w tematyce czy gatunku. 

P.S. Ocena poglądowa. Dla mnie to przykład rzetelnej pracy, a nie powieści do oceniania.

Ocena: 10/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję księgarni  Tania Książka

Ewa Ornacka - "Skazane na potępienie"

Tytuł: Skazane na potępienie
Autor: Ewa Ornacka
Stron: 288
Gatunek: literatura faktu, reportaż, literatura polska, wywiad, literatura dokumentalna, biografia
Wydawnictwo: Rebis
ISBN: 978-83-806-2371-2

Ewa Ornacka jest jedną z moich ulubionych autorek, jeśli chodzi o reportaże ze świata przestępczego. Mafie, przestępcy, więzienie czy śledztwa to tematy, po których porusza się bez najmniejszych problemów. Szanuję ją za dogłębną analizę faktów, wywiady i bezstronność. Kocham za odwagę. Nie boi się poruszania trudnych tematów, rozmów i zaglądania tam, gdzie większość z nas nie chce sięgać nawet myślami. Tym razem wraz ze skazaną Beatą Krygier odkryła przed nami prawdziwy świat zza więziennych krat. Była radczyni prawna w pewnym momencie wylądowała po drugiej stronie. Najpierw pracowała w Gryficach, potem prowadziła własną kancelarię. Dopiero otwarcie apteki wywróciło jej życie do góry nogami.

Nie jedna osoba myśli sobie: Więzienie. A co to jest? Luksus. My, podatnicy płacimy, a skazani mają ciepłe łóżeczko, jedzonko i telewizor. Nawet leczenie bez kolejki. Spacerek, choć pod wydział to też jest. Żyć nie umierać.

Ja jestem jedną z tych osób i po przeczytaniu tej książki zmienię zdanie tylko trochę. Nie zawsze mają luksus i ciepło. A na własne bezpieczeństwo muszą uważać dniem i nocą. Tyle że wiadomo, że niewinny (z wyjątkami) do więzienia nie idzie. Chciałabym powiedzieć, że mają to na co zasłużyli, ale zbyt duża ilość osadzonych po skazaniu ma się lepiej niż przed. Ci nieliczni niewinni czy skazani za własną naiwność to historia osobna. Jak powiedziała Beata: przez własną głupotę odsiaduje wyrok. Dziś, choć minęło już wiele lat, to chyba tylko dzięki obietnicy ograniczonego zaufania wobec innych może powiedzieć, że żyje.

A jednak tak wiele osób, które zasługują na niewyobrażalne kary dopiero tam, za kratami czuje, że żyje. O nic się nie muszą martwić, a ich sława z zza murów robi swoje. Inni wolą się do nich nie zbliżać, nie pytać, nie podpadać. Wolą takich unikać. 

„Początek tego świata rozpoczyna się za bramą. Dalej są już tylko mury, zasieki i kraty w oknach. […] Zło i dobro skupia się tam jak w soczewce. Szybciej niż gdziekolwiek indziej traci się dotychczasową tożsamość i buduje nową, uczy odróżniać wrogów od przyjaciół. Człowiek, który trafia tam po raz pierwszy, jest jak rozbitek nieumiejący pływać. Rzucony na głęboką wodę albo przeżyje, albo utonie.” *

Praktycznie wszystko dzieje się w Zakładzie Karnym nr 1 w Grudziądzu. Więzienie nazywane polskim Alcatraz, są jednym z najpilniej strzeżonym zakładem dla kobiet na terenie Polski. Teoretycznie przeznaczony jest dla tych najgorszych, najniebezpieczniejszych pań. A jednak nie jest to regułą. Beata Krygier, choć nie zabiła i nie dokonała żadnego ciężkiego przewinienia trafiła właśnie tam. Dla wielu osób pracujących w tym zakładzie był to szok. Same pozytywne opinie, pochwały czy tak zwane wnioski nagrodowe. 

Beata odkryła przed nami praktycznie całą swoją historię. Od życia sprzed krat do momentu trafienia do aresztu, aż po zmianę zakładu karnego na ten ostateczny. A także jakże wyczekiwany koniec wyroku. Pokazała te lepsze, jak i te gorsze momenty życia zarówno przed, jak i w trakcie odsiadki. Opowiadając własną historię ukazała losy innych kobiet. Tych, które jej pomogły przeżyć w więziennych murach, ale też takich, które nie wahały się zrobić jej krzywdę wyczuwając w niej słabą istotę. I tak poznajemy częściowe losy matki małej Madzi z Sosnowca czy siostry Bernadetty ze zgromadzenia boromeuszek z Zabrza. Są narkomanki, morderczynie, oszustki. Jedne żałują swej postawy, inne mając szansę nic by nie zmieniły w swoim życiu. 

* - cytat z „Skazane na potępienie” Ewa Ornacka, str. 5-6

<Ocena 10/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Rebis

poniedziałek, 31 grudnia 2018

Vi Keeland - "Tylko dla ciebie"

Tytuł: Tylko dla ciebie
Cykl: Cole (Tom 2)
Autor: Vi Keeland
Stron: 254
Gatunek: romans, obyczaj, literatura kobieca, literatura współczesna, erotyka, romans współczesny
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-661-3413-3

"Tylko dla Ciebie" to drugi tom cyklu "Cole". Nie sięgałam po niego z ogromną chęcią. Raczej z pewnego rodzaju musu, by dowiedzieć się, co autorka szykuje dla bohaterów w końcowym rozliczeniu. W przypadku "Tylko twój" nie zaiskrzyło między mną a bohaterami co zawsze do tej pory było normą u tej autorki. Mimo to zaczęta seria skłoniła mnie do jej zakończenia. W końcu to zaledwie jedna dodatkowa książka.

Jack i Sydney próbują stworzyć prawdziwy związek mimo wielu przeszkód. Niestety pojawia się ich coraz więcej. Jedną z nich okazuje się trasa koncertowa Syd, która ma trwać aż cztery miesiące. Może gdyby tyczyła się ona tylko jej oraz jej przyjaciółki Sienny pewnie byłoby łatwiej. „Niestety” duet pań jest elementem tournée znanego zespołu rockowego składającego się z dwóch panów! A co gorsza dla jednego z nich Sydney nie jest obojętna. Zarówno Syd, jak i Jack świadomi są, że tak długi czas rozłąki może różnie wpłynąć na ich relacje i związek. On obawia się nie tyle o jej zachowanie ile o szalejącego na jej punkcie Justinem, a ona o to, czy on będzie jej wierny i czy jego partnerka w pornobiznesie nie zajmie jej miejsca przy byle lepszej okazji.
Stres związany z codziennością i rozłąką daje się we znaki obojgu. Dlatego każde spotkanie, jakie uda im się wyżebrać pomiędzy napiętymi grafikami przepełnione jest rządzą, pożądaniem i zaborczością. Żadne z nich nie chce odpuścić, każde upiera się przy swoim i żadne nie da drugiemu odejść na krok.

Czy Sydney zaufa swojemu partnerowi i zrozumie, że świata poza nią nie widzi? Czy Jack zrozumie, że to iż ktoś inny coś czuje do jego dziewczyny nie znaczy, że ona czuje to samo? Czy kobieta jest gotowa na związek z facetem, którego częścią życia jest kręcenie filmów porno? Czy mężczyzna zrozumie, że zaborczość i ograniczone zaufanie to nie jest dobra podstawa na stworzenie udanego związku?

Książka zdawało by się ma pewne przesłanie. Pokazuje nam, że czasami trzeba zaufać i odpuścić, by coś zyskać.

„Jeśli coś kochasz, puść to wolno. Kiedy do Ciebie wróci, jest twoje. Jeśli nie, nigdy Twoje nie było.„*

Jednak nie ma tak kolorowo. Mało tego jest gorzej. Czasami po głowie chodzi mi myśl, że w pewnym momencie kariery autorzy idą na ilość, a nie jakość. I niestety odczuwam to przy Vi Keeland. Czasy, gdy pisała rzadziej były cudowne. Książki pochłaniałam w kilka godzin i to pod przykrywką: muszę wiedzieć co dalej i jak to się skończy. Z każdą kolejną pozycją jest gorzej. Już pierwszy tom z cyklu "Cole" mnie zawiódł, a o drugim nie wiem co napisać. Może tyle, że końcówka to stara dobra Vi, którą czytało mi się wręcz luksusowo. Poza tym ogromny spadek stylu. Oby Keeland się obudziła, odpoczęła i wróciła na stare dobre tory. Bo brakuje mi jej strasznie. Jej i tego specyficznego zadziornego dramatyczno - erotycznego pióra.

* - Antoine de Saint-Exupery „Mały książę”


<Ocena: 5/10>


Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu  Wydawnictwo Kobiece

Bartłomiej Piotrowski - "Kołysanka"

Tytuł: Kołysanka
Seria: Editio Black
Autor: Bartłomiej Piotrowski
Stron: 212
Gatunek: thriller, thriller psychologiczny, kryminał, literatura polska, kryminał polski, dramat
Wydawnictwo: Editio
ISBN: 978-83-283-3748-0

Muszę przyznać, że w tym roku pozwoliłam debiutantom rozgościć się na półkach mojego regału. Wyjątkowo ich wielu, a przy tym (na szczęście!) rzadko kiedy zawiedli. Bartłomiej Piotrowski to kolejny z nich. Jemu pozwoliłam na w paradowanie w moje życie z dwóch powodów, które w sumie łączą się w jeden. Tak jak ja urodził się w Gliwicach i właśnie w naszym mieście dzieje się akcja jego niepozornej powieści! Tylko raz jak do tej pory udało mi się za sprawą pisarskiego duetu czytać książkę gdzie po ulicach własnych i okolicznych miast mogłam podróżować wraz z głównymi bohaterami. Nie mogłam więc sobie darować kolejnej takiej możliwości. To dopiero sprawia czytelnikowi wyjątkową frajdę. 

W Gliwicach grasuje seryjny morderca małych dzieci. Ochrzczony pseudonimem "Pan Kołysanka" czyje się bezkarny. Ciałka swych ofiar porzuca na placach zabaw. Jednak od jakiegoś czasu jest spokój i mieszkańcy liczą, że to koniec. Że nie będzie więcej ofiar. Niestety to cisza przed burzą. Zostaje porwana sześcioletnia Zuzia. Policja bezradnie rozkłada ręce i mimo wciąż trwającego śledztwa nie jest w stanie ruszyć sprawy nawet o krok. Matka małej dziewczynki prosi o pomoc jedyną osobę, jaka przychodzi jej do głowy. Swoją szwagierkę Gaję. Kobiety nigdy za sobą nie przepadały, ale ta druga jest była wojskowa i jeśli ona niczego nie zadziała to Dorota wie, że nikt inny tego nie zrobi.

"- Znajdź ją. Ta prośba zaskoczyła Gaję. 
- Zrobię wszystko, aby uratować Zuzę - odpowiedziała. - Ale wiesz, że nie mam pojęcia o tropieniu przestępców. 
[...] chociaż jesteśmy rodziną, to obydwie wiemy, że jesteś inna. [...] Bałam się ciebie. 
- Dalej się boisz?
- Nie... Boję się tylko o życie mojej córki. Porwał ją potwór, którego policja na pewno nie schwyta.
- Gdybym potrafiła zrobić, to o co mnie prosisz, to nie zawahałabym się ani przez sekundę. Ale... 
- Potwora może pokonać tylko inny potwór - przerwała jej Dorota. - Gaja... Ty jesteś naszym potworem." *

Kobieta zgadza się, chociaż powód jej działania nie jest tak oczywisty. Robi to zarówno dla bratanicy, jak i zmarłego brata. Ale też dla wcześniejszych ofiar, a także dla siebie. Pomaga jej Oskar Krul. Kochanek jej brata, który również jest byłym wojskowym. Chcą rozwikłać sprawę "Pana Kołysanki" i dowiedzieć się jaki motyw kieruje seryjnym zabójcą dzieci. Pierwsze co rzuca się w oczy to fakt, że rodziny wszystkich ofiar się znają. Oskar i Gaja czują, że to nie może być przypadek. Że owszem zbiegi okoliczności istnieją, ale nie w takich sytuacjach i nie aż takie. 

Przed śledczym amatorami będzie sporo zawiłości. Wiele pytań i tym razem równie wiele odpowiedzi, ale nie wiele one pomagają. Do czasu... 


Jest kilka rzeczy, które mnie naprawdę pozytywnie zaskoczyły w tej niepozornej nie tyle książce ile książeczce. Po pierwsze spodziewałam się raczej skromnej w akcję, a już na pewno detale historii. Po drugie nie sądziłam, że Bartłomiejowi uda się namieszać na zaledwie 212 stronach! Po trzecie, to już całkiem moje osobiste odczucie, czyli podróżowanie po ulicach, lokalach i miejscach, które tak dobrze znam! Także nic bardziej mylnego niż objętość „Kołysanki”. Autor, mając do dyspozycji raptem kilka nazwisk, zrobił z nich taki użytek, że niejednokrotnie musiałam cofać się o kilka stron, by uzmysłowić sobie, kto kim był, bo się mieszałam. Wszystko to jednak (dla mnie) na plus – w końcu przerzucania wielu kartek nie miałam. Myślę, że jest to idealna pozycja dla tych, którzy nie lubią zbędnych opisów i nic niewnoszących szczegółów. Dla mnie, choć pozycja genialna to troszkę z tej objętości zabrakło (może to zgubny nałóg czytania grubych tomiszczy?). Ale cudnie się sprawdza na zabranie np. do autobusu lub jeśli chcemy przeczytać coś szybko i na tak zwane już.

* - cytat z „Kołysanka” Bartłomiej Piotrowski, str. 23 – 24.

<Ocena 8/10>


Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Editio

sobota, 15 grudnia 2018

Madeleine Hesserus - "W cieniu Czarnobyla"

Tytuł: W cieniu Czarnobyla
Autor: Madeleine Hesserus
Stron: 334
Gatunek: romans, literatura obyczajowa, dramat, literatura piękna, 
Wydawnictwo: Sonia Draga
ISBN: 978-83-811-0492-0

Gdy zobaczyłam ten tytuł, od razu pomyślałam, że chcę go przeczytać. Gdzieś w głębi serca czułam, że nie będzie to łatwa książka i trzeba będzie do niej przysiąść z czystym umysłem i więcej niż chwilą wolnego czasu. Już po kilkunastu stronach okazało się, że miałam dobre przeczucia, że nie da się czytać tej powieści po kilka kartek. Ma to swoje plusy i minusy niestety. 

Prypeć to miasto założone specjalnie dla pracowników Czarnobylskiej Elektrowni Jądrowej i to zaledwie 4 km od niej samej. Dnia 26 kwietnia 1986 roku doszło tam do wybuchu reaktora jądrowego, a prawie 50 tysięcy ludzi musiało bezpowrotnie opuścić swoje domy. Miasteczko, które miało wszystko: hotel, centrum kultury, kawiarnie, szpital, kino, basen, a nawet stadion zostało miastem widmo i tak jest do dziś.

Katarina przyjeżdża do Czarnobyla ze Szwecji. Staje się jednym z naukowców w międzynarodowym instytucie badającym strefę wokół elektrowni jądrowej, w której doszło do tragedii w kwietniu 1986 roku. Dość szybko się tam aklimatyzuje, choć nie z każdym współpracownikiem układa jej się równie dobrze. Największe zgrzyty panują między Katariną a Olgą. Tyle że z tą drugą praktycznie każdy obchodzi się tu w specyficzny sposób. Dodatkowym problemem okazuje się fakt, iż między Kat a partnerem Olgi zaczyna iskrzyć. Wdają się w romans, który z początku umiejętnie ukrywają. Jednak, gdy wszystko wychodzi na jaw atmosfera w całej grupie ulega "zanieczyszczeniu". Pojawia się dystans między pracownikami, Olga wyjeżdża, a Katarina sama nie wie, na czym stoi. 

Czy ma prawo cokolwiek oczekiwać? Czy Grigorij faktycznie coś do niej czuje, czy był to nic nieznaczący romans? Czy warto było dać się pokonać uczuciom, zamiast myśleć logicznie? Jakie skutki dopadną Katarinę, Grigorija oraz resztę ekipy po czymś takim?

Wszystko zapowiadało się niezwykle ciekawie. I gdybym spojrzała na książkę nie jako na romans, który zapowiadają już na okładce, a np. na literaturę obyczajową z wątkami naukowymi może nie byłoby źle. I ta strona powieści nawet mi się podobała. Niestety ten wielki apel "O miłości w zakazanej strefie rozciągającej się wokół Czarnobyla" to już jest ogromna przesada. To, co autorka stworzyła ciężko nazwać romansem, a co dopiero miłością. Dla mnie Madeleine sama strzeliła sobie w kolano czymś takim. A jeśli to nie był jej pomysł na umieszczenie tego napisu to nie powinna się zgodzić na jego publikację na okładce. Dobrze, że opisy samej strefy w książce są niezwykle interesujące i tak żywe, że bez problemu można sobie ją wyobrazić. Z jednej strony opuszczone miejsca rodem z horroru, a z drugiej piękna bujna i dzika natura, której nikt i nic nie hamuje. Dzięki temu pozycja nabiera kolorów i wartości. Wyjątkowo spodobał mi się też sam styl autorki. Niezbyt lekki, wymuszający na człowieku oczyszczenia umysłu i chwilę zadumy. Czasami warto przeczytać coś na czym trzeba skupić uwagę. I chociaż jak to mówią "szału nie ma" to chyba zdecydowałabym się na kolejną powieść autorki. Tylko nie brałabym sobie już do serca tak mocno klasyfikacji gatunku, bo może znów kogoś poniesie wyobraźnia... Jedno jest pewne - ocena niestety głównie za opisy.


Ocena: 6/10

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Sonia Draga

poniedziałek, 3 grudnia 2018

Lars Kepler - "Kontrakt Paganiniego"

Tytuł: Kontrakt Paganiniego
Cykl: Joona Lina (Tom 2)
Seria: Ślady zbrodni
Autor: Lars Kepler
Stron: 408
Gatunek: thriller, sensacja, kryminał, kryminał skandynawski, dramat
Wydawnictwo: Publicat Wydawnictwo Dolnośląskie
ISBN: 978-83-271-5830-7

Lars Kepler, czyli duet Ahndoril. Szwedzka para postanowiła stworzyć cykl książek, gdzie główne skrzypce gra komisarz Joona Lina. Jak widać, jest to druga część i przy okazji drugie moje spotkanie zarówno z autorami, jak i bohaterem. Pierwsze wspominam jako jedno z tych naprawdę udanych. Styl i tempo akcji były zdecydowanie w moim stylu. No i było typowo kryminalnie, czyli... krwawo.

Archipelag Szwedzki. Dryfuje po nim opuszczony i dryfujący jacht. Jednak nie jest on pusty. Na jego pokładzie znaleziono zwłoki kobiety. Ubrania ma suche, za to w płucach pełno morskiej wody. Ledwo następnego dnia zostaje odkryte kolejne ciało. Tym razem to mężczyzna. Wszystko wskazuje, że powiesił się na żyrandolu we własnym mieszkaniu. Tylko jak to zrobił, skoro obok nie ma żadnego stołka, czy czegokolwiek co umożliwiłoby zawieszenie pętli. 

Obie sprawy trafiają w ręce komisarza Liny, który wraz z kolegami i koleżankami próbuje rozwikłać, o co tak naprawdę może chodzić. Joona dość szybko dochodzi do wniosku, że sprawy się łączą, ale brakuje na to jasnych i konkretnych dowodów. 

Tym razem państwo Ahndoril poszli bardziej w stronę sensacji niż kryminału. Handel bronią, machlojki i korupcje podczas załatwiania ofert czy groźby śmiercią. A wszystko to w kręgach politycznych oraz biznesowych z wyższych półek. Autorzy postanowili wpakować komisarza w sam środek tego "bagna". Jednak mam mieszane uczucia. Z jednej strony wszystko wkomponowuje się w dzisiejsze czasy, akcja i dynamika na wysokim poziomie, przez co czyta się niezwykle szybko i płynnie. Z drugiej zaś jest to tak mało realne, że aż boli. A może ja nie znam świata przestępczego? Szczególnie tego niedostępnego dla przeciętnego szarego człowieka. Jednak jak by na to nie spojrzeć, nie pisze nigdzie, że książka ma mieć coś z faktami wspólnego. Czytam dla rozrywki, więc i coś takiego czasami się przyda. Pewne jest jedno. Kolejny tom już na mnie czeka i nie odpuszczę. Pytanie, czy będzie lepszy, czy wręcz przeciwnie...

<Ocena 6/10>


Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Publicat.

niedziela, 2 grudnia 2018

Magiczny dziennik 2019

Tytuł: Magiczny dziennik 2019
Seria: CzaroMarownik
Autor: Praca zbiorowa
Gatunek: poradnik, kalendarz, ezoteryka, magia
Wydawnictwo: Wydawnictwo Kobiece
ISBN: 978-83-661-3418-8

Patrząc na tempo dzisiejszego życia, zastanawiam się, ilu osobom udałoby się przeżyć bez kalendarza. Wiadomo, że kalendarze w telefonach królują, ale ja bez tego zwykłego w torebce nie wyobrażam sobie codzienności. Czaromarownik jest właśnie takim niezbędnikiem, jeśli chodzi o moje potrzeby. Od dwóch lat planowałam go nabyć, by zobaczyć, co ma do zaoferowania. I tak jakoś czas leciał, a ja kupowałam pierwszy lepszy kalendarz, bo potrzebowałam go wcześniej, niż był wydawany magiczny dziennik. Czy dziś mając go wreszcie w rękach, żałuję, że dopiero teraz?

Nie jest to ani typowy kalendarz, ani dziennik. Mamy tu kilka przepisów np. na gorący zestaw czekoladowy na zimowe przesilenie czy na pieczone jabłka na równonoc jesienną. Do tego oczywiście horoskopy i ... czary! Są wskazówki jak oczyścić amulety i talizmany za pomocą ziemi, soli, wody czy dymu białej szałwii lub kadzidła. Jest rytuał na wzmocnienie zdrowia podczas pełni księżyca oraz ochronne działanie kryształów i kamieni. Wracając do horoskopów to prócz klasycznego mamy jeszcze kwiatowy czy horoskop dla... dzieci! 

Mnie zaciekawiły dwa tematy, czyli naturalne SPA dla włosów oraz uroda, a fazy księżyca. Jednak to, co spowodowało mój zachwyt to codzienne sentencje, które są niezwykle optymistyczne, budujące i wspierające.

"Przyjaciół nie poznaje się w biedzie, lecz po tym, jak znoszą twoje szczęście." - 27.02.2019 r.

"Nie patrz w przeszłość — tam już byłeś. Patrz do przodu — tam będzie ciekawiej" - 1.02.2019 r.

Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie zauważyła piękna wydania tego dziennika. Śliczna ciemnofioletowa okładka wykończona złotymi zdobieniami przyciągnie nie jedno oko, a przy tym nie będzie się brudzić, co jak dla mnie zasługuje na pochwałę. 

Choć magiczna strona do mnie nie przemówiła, to muszę przyznać, że całość zrobiła na mnie naprawdę ciekawe i pozytywne wrażenia. Głównie za sprawą przejrzystości oraz miejsca na notatki, których niestety potrzebuję sporo, a tu właśnie tyle go mam. Spodobało mi się, że każdy miesiąc zaczyna się od wyróżnienia ważnych w nim dat. Mniej już dla mnie przydatne, ale wiem, że dla niektórych bardzo potrzebne, jest ukazanie faz księżyca i tego tu nie zabraknie!

Podsumowując, kalendarz spełnia swoje przeznaczenie. Mamy gdzie zapisać spotkania, wydarzenia czy myśli. Są porady i sentencje, wyróżnione ważne daty oraz... możliwość zapisania sobie celu na każdy miesiąc! Po co robić w styczniu cele na cały rok, gdy można to robić krok po kroku i miesiąc po miesiącu. Jednym słowem: POLECAM!


<Ocena: 8/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu  Wydawnictwo Kobiece.

sobota, 1 grudnia 2018

Lars Kepler - "Hipnotyzer"

Tytuł: Hipnotyzer
Cykl: Komisarz Joona Lina (Tom 1)
Seria: Ślady zbrodni
Autor: Lars Kepler
Stron: 464
Gatunek: kryminał, sensacja, thriller, kryminał skandynawski, dramat, thriller psychologiczny,
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
ISBN: 978-83-271-5728-7


O Larsie Keplerze, czyli duecie kryjącym się pod tym pseudonimem czytałam już jakiś czas temu. Dużo pozytywnych i zachęcających recenzji skłoniło mnie tylko do szybszego sięgnięcia po tę, a nie inną książkę. W tym wypadku zaciekawił mnie wątek leczenia hipnozą oraz fakt, że książka jest... szwedzka. Jakże by inaczej. Kryminał skandynawski, zbrodnie, komisarz i przede wszystkim cykl, czyli kilka powieści do przeczytania, jeśli tylko ta pierwsza się spodoba to idealne połączenie dla mnie.

Tumba to małe szwedzkie miasteczko. Do tej pory dość spokojne. Jednak pewnego dnia dochodzi tam do makabrycznej zbrodni. Zostaje zamordowana kobieta i jej najmłodsza córka. Świadkiem tego wszystkiego był starszy syn. Doznał poważnych obrażeń i jest w szoku, który uniemożliwia nawiązanie z nim poprawnego kontaktu, a tym bardziej uzyskania wiarygodnych zeznań. Jako że chłopiec jest jedynym świadkiem morderstwa, to prowadzący sprawę komisarz Joona Lina prosi o pomoc psychiatrę, który lata temu stosował hipnozę. Problem tkwi w tym, że doktor Erik Maria Bark zaprzestał jej stosowania dziesięć lat temu i poprzysiągł już więcej jej nie używać. Za namową Joony łamie jednak swoją przysięgę i zgadza się na seans. Niestety wywołuje to ciąg dramatycznych wydarzeń, których nie da się zatrzymać.

Książka zaczyna się logicznie jako spójna całość. Jednak im głębiej wchodzimy w las, tym bardziej wszystko zaczyna się rozwarstwiać. Dla mnie to świetny przykład thrillera psychologicznego. Mamy tu, że się tak wyrażę pięknie przedstawione zaburzenia psychiczne głównie u dziecka, ale nie tylko. Jest bezsilność rodziców względem swojej pociechy, która żyła w odrębnym świecie. W świecie, do którego nie wpuszczała nikogo. W świecie, gdzie dziecko samo stworzyło reguły gry oparte na przemocy, zasady, o których istnieniu nie wie nikt prócz ich twórcy. A to wszystko ma swój finał. Niestety niezwykle tragiczny.

Powieść niezwykle brutalna stąd nie będę mogła jej polecić każdemu. Jednak typowy miłośnik thrillerów powinien być zadowolony. Ja zdecydowanie będę drążyć dalej, jeśli chodzi o śledztwa i losy komisarza Joony Liny i jego kolegów. Was również do tego zachęcam. 

<Ocena 9/10>

Za udostępnienie egzemplarza do przeczytania i zrecenzowania serdecznie dziękuję wydawnictwu Publicat.